czwartek, 27 listopada 2014

21.




Tej nocy nie zmrużyłam oka, za to Zayn spał jak zabity. Nie poczuł jak zdejmowałam z siebie jego ramię. Nie słyszał jak pakowałam swoje rzeczy. Nie obudził się, gdy pisałam list. Nie drgnął, kiedy składałam na jego wargach czuły pocałunek. Nie miał pojęcia, że mój samolot do Anglii odlatuje za dwie godziny. Ze łzami w oczach odłożyłam karteczkę na swoją poduszkę i opuściłam apartament. Na dole taksówkarz pomógł mi z moją niewielką torbą i odjechał spod budynku. Cel: lotnisko.

***

Zayn przewrócił się na drugi bok, aby wtulić się w drobne ciało ukochanej. Jakież było jego zdziwienie, gdy jego ręka trafiła na puste miejsce. Otworzył oczy i usiadł nasłuchując czy dziewczyna nie przebywa w łazience z powodu porannych mdłości. Spostrzegł, że z pokoju zniknęły jej rzeczy, a na końcu znalazł wiadomość od niej. Zaspanym spojrzeniem omiótł słowa napisane zgrabnym pochyłym pismem Emily.

"Muszę to zrobić. To, co mówiłeś sprawiło, że doszłam do kilku wniosków. Twoje życie jest dla mnie ważniejsze, a ja pozbawiam cię tego, co do przeżycia jest ci niezbędne. Beze mnie i dziecka będzie ci łatwiej. Może nie teraz, ale potem na pewno. Za bardzo cię kocham żeby pozwolić by ta miłość cię osłabiła. Proszę, nie wracaj do kraju dopóki nie będzie bezpiecznie. Emily"

Zgniótł liścik w pięści, przeklinając swoje wczorajsze wyznanie. Nie zrozumiała go i uciekła. Wszystko dla jego dobra. Nie mógł jej narażać, przecież była w ciąży. Pospiesznie podniósł się z łóżka i pędem narzucił na siebie ubrania, które miał na sobie wcześniej. Zgarnął klucze od mieszkania oraz telefon i wybiegł. Nie miał pewności czy znajdzie ją na lotnisku, ale coś kazało mu tam jechać. Bał się, że już za późno, a jeśli pojawi się w Londynie sama to nie będzie, czego zbierać.

***

Tupiąc nogą okazywałam swoje zniecierpliwienie oczekiwaniem na odprawę. Procedury przeciągały się w nieskończoność a ja po prostu chciałam wsiąść do samolotu i zasnąć. Usiadłam na krześle, wyczekując na swoją kolej i sukcesywnie pozbywałam się przybywających łez za pomocą chusteczki. Zerkałam, co chwilę na zegarek, wyobrażając sobie jak Zayn budzi się i znajduje moją wiadomość. Kilka sekund później słyszę jego głos. Niewyraźny, cichy i stłumiony, a więc z pewnością wyobraźnia płatała mi figle. Gdy w końcu mogłam podejść do pracownicy lotniska i podać jej swój bilet i kartę pokładową, usłyszałam Zayna znacznie wyraźnie. Odwróciłam się w stronę korytarza i zobaczyłam jak biegnie, krzycząc rozpaczliwie moje imię. Zamarłam, ponieważ liczyłam na to, że nie zdąży przyjechać, ale jakimś dziwnym zrządzeniem losu udało mu się.
- Emily, co ty wyprawiasz?- Wysapał zatrzymując się przede mną.
- Przy mnie stajesz się słabszy. Wolę odejść - mówiłam nieskładnie.
- Bzdury! Zrobiłaś ze mnie lepszego człowieka, jako jedyna widziałaś we mnie dobro i potrafiłaś je wydobyć! Jak mogłaś pomyśleć, że tak po prostu pozwolę ci odejść?- Ujął moje drżące małe dłonie w swoje i z każdym słowem zniżał swój ton.- Przepraszam, ale ta pani nigdzie nie leci - zwrócił się do zdezorientowanej kobiety i odciągnął mnie na bok.
- Wczoraj mówiłeś, że źle czujesz się w takim wydaniu. Gdyby nie ja, nie zmieniłbyś się..- z całej siły powstrzymywałam łzy.
- Dzięki tobie nauczyłem się kochać głuptasie. Dzięki tobie będę dobrym tatą dla naszego dziecka. Ty nauczyłaś mnie wszystkiego. Potrzebuję cię - stary Zayn nigdy w życiu nie zdobyłby się na powiedzenie czegoś takiego.
- Ale mówiłeś… - zaczęłam przypominać sobie jego słowa.
- Wiem, co mówiłem i na pewno nie było tam nic o twoim odejściu – przysunął mnie do siebie i mocno przytulił.
- Kocham cię Zayn – wyszeptałam wsłuchując się w bicie jego serca.
- Nie waż się przestać…

***

Dokładnie dwa dni później wspólnie wylądowaliśmy na lotnisku Heathrow. Gorączkowo rozglądałam się za przyjaciółmi, którzy mieli na nas czekać, kiedy w końcu dostrzegłam w oddali Anastasię, musiałam przetrzeć oczy z wrażenia. Miała błękitne pasemka! Wyglądała bardzo oryginalnie i ciekawie. Serce prawie wyskoczyło mi z piersi na jej widok. W tej chwili, nie licząc Zayna, była najbliższą mi osobą. Wiedziałam, że chciałaby się na mnie rzucić, tak jak zwykle, ale tym razem ze względu na mój stan po prostu mocno uściskała i przydusiła moje ciało.
- Dobrze cię widzieć Ems – uśmiechnęła się.- Właściwie to was – zerknęła na mój brzuch.- Moja chrześnica – pisnęła z ekscytacji.
- Też tak sądzę – odwzajemniłam jej przyjazny gest i przywitałam się z Lou.
- Kwitnąco wyglądasz – skomplementował, obejmując swoją dziewczynę.
- Dziękuję. Niall, chodź no tutaj – przywołałam go ruchem dłoni i wtuliłam się w jego drobne ciało.
- Tęskniłem za tobą – wyszeptał tak cicho, że tylko ja byłam w stanie to usłyszeć.
Wzdrygnęłam się, słysząc to zaskakująco czułe wyznanie z jego strony. Przymknęłam powieki i modliłam się w myślach by jego uczucia wobec mnie nie wykraczały poza granice przyjaźni.
- Ja za tobą też, głodomorze. Przecież wiesz – odpowiedziałam, odsuwając się w stronę mojego chłopaka.
- Przykro nam, że przyjechaliście tylko z takiego powodu. To musi być dla ciebie trudne Emily – odezwała się Tass.
- Jest, ale cały czas o tym myślałam. Nigdy nie pogodzę się z tym, że go nie ma, ale muszę żyć dalej. Dla mojej rodziny – wplotłam palce w dłoń Malika.

Z uwagi na nasze bezpieczeństwo, ewakuowaliśmy się do domu Nialla, znajdującego się na obrzeżach miasta. Tam mogliśmy się odświeżyć i przygotować do uroczystości. Melancholia towarzysząca mi przy zakładaniu prostej, czarnej sukienki, męczyła moją duszę. Było mi niesamowicie ciężko przygotowywać się do ostatecznego pożegnania ukochanego taty. Ociągałam się jak mogłam, myśląc, że im szybciej tam dotrę tym szybciej pozwolę mu odejść na dobre a właśnie teraz najbardziej go potrzebowałam. Chciałam by mógł obserwować jak moje dziecko dorasta. Pragnęłam by był dla niego tak wspaniałym dziadkiem, jakim był ojcem dla mnie. Nie potrafiłam znieść myśli, że już go nie zobaczę.
Siedziałam na krześle naprzeciwko dużego lustra i przeczesywałam szczotką swoje ciemne włosy. Wpatrywałam się bezsensownie w odbicie, nie zważając na to, że mój i tak delikatny makijaż spływa wraz z łzami, po moich policzkach. Nie kontrolowałam tego.
Widok cierpienia malującego się na mojej twarzy był nie do zniesienia, dlatego szybko wstałam i odeszłam jak najdalej w poszukiwaniu butów, pasujących do stroju.
- Kochanie?- Brunet ostrożnie zajrzał do pokoju.
- Wejdź, jestem już prawie gotowa… - powiedziałam cicho.
- Nasz maluch z każdym dniem jest większy – stwierdził spoglądając na mój brzuch, który wyraźnie odznaczał się na materiale opiętej sukienki.- Idziemy?
Podniosłam wzrok na jego sylwetkę i przyjrzałam mu się. Ogolił się i założył elegancki ciemny garnitur. Zrobił to specjalnie dla mnie, bo nienawidził tego sztywnego stylu.
Pokiwałam głową, całując go w policzek, a on chwycił moją dłoń. Ramię w ramię zjawiliśmy się na miejscowym cmentarzu. Tłum gromadzący się nad grobem mojego taty wywoływał we mnie skrajne emocje.  Z jednej strony cieszyłam się, że tak wielu ludzi przyszło go pożegnać, z drugiej martwiłam się o to, że pojawią się jakieś komplikacje.
Sama uroczystość minęła spokojnie. Moment składania kondolencji, mocno mną wstrząsnął. Zayn wciąż dzielnie obejmował moje ciało i gładził ramiona. Obserwowałam jak kolejni znajomi taty odchodzili, ale nie słuchałam ich słów. Czułam się tak jakbym lewitowała nad własnym ciałem. Ten stan był dla mnie swego rodzaju wybawieniem.
Przysięgam, że już myślałam, że nic gorszego nas nie spotka. Aż tu nagle, gdy kierowaliśmy się w stronę terenowego auta Nialla, zatrzymało nas trzech mężczyzn.
- Dzień dobry panno Ferguson. Jestem komisarzem tutejszej policji. Bardzo mi przykro z powodu śmierci pani ojca. Nie chcę zakłócać pani żałoby, ale jesteśmy zmuszeni zabrać pana Malika – odezwał się najstarszy z nich.
- Zabrać? Z jakiego powodu?- Starałam się brzmieć naturalnie.
- Zdobyliśmy istotne dowody na jego winę w tej sprawie. Panie Malik, jest pan aresztowany. W drodze do radiowozu, funkcjonariusz odczyta pańskie prawa – policjanci stanęli po obu stronach bruneta.
- Przeżywam teraz ciężkie chwile, tylko Zayn jest moją podporą – zaczynałam się denerwować, bo spełniał się mój najgorszy sen.
- Bardzo nam przykro, takie są procedury – odpowiedział wzruszając ramionami.
- Ems, nie denerwuj się. Wszystko będzie dobrze – chłopak pogładził dłonią mój policzek.- Wypuszczą mnie szybciej niż myślisz – uśmiechnął się pocieszająco.- Niall, zaopiekuj się nią – poprosił przyjaciela, który bez słowa przytaknął głową.
Byłam tak zszokowana, że jedyne, co mogłam zrobić, to patrzeć jak zabierają mojego ukochanego do aresztu, za zbrodnię, której nie popełnił. Resztkami sił trzymałam się na nogach, a gdy wsadzili go do radiowozu, osunęłam się na ziemię, tracąc kontakt z rzeczywistością.

***

Uchyliłam powieki, co było nie lada wyzwaniem, ponieważ okazały się być ciężkie jak głaz. Powoli zaczynały docierać do mnie odgłosy otoczenia. Rozejrzałam się po przeraźliwie białym pomieszczeniu, po cichu nawołując Zayna.
- Leż spokojnie – spostrzegłam Nialla, podchodzącego do mojego łóżka.- Zaraz przyprowadzę lekarza – oznajmił troskliwie i wyszedł na korytarz, z którego wrócił kilka minut później z mężczyzną w kitlu.
- Nazywam się Jones. Przyjąłem panią na oddział po omdleniu i zrobiłem wszystkie niezbędne badania – odezwał się.- Jak się pani czuje?
- Trochę otępiała – wyznałam szczerze.
- To normalne po lekach, które pani otrzymała.
- Czy z moim dzieckiem wszystko w porządku?- Zaniepokoiłam się.
- Tak. Maleństwo ma się dobrze – uśmiechnął się ciepło.- Jednak zalecałbym odpowiednią dietę i mnóstwo odpoczynku oraz spokoju. Nie może się pani denerwować, bo to może spowodować niedotlenienie małej księżniczki – zerknął na kartę wiszącą na ramie mojego łóżka.
- To będzie dziewczynka?- Wtrącił się zdumiony Niall.
- Z całą pewnością tak – uświadomił nas.- Może pani wracać do domu, przygotuję wypis i przyjdę do pani za godzinę – odłączył kroplówkę i wyszedł.
- A więc będziesz miała córeczkę – blondyn usiadł na brzegu łóżka.
- Zayn się ucieszy – pogłaskałam swój brzuch, nie mogąc pozbyć się uśmiechu z twarzy.
- Póki nie wróci, zajmę się wami – obiecał, przykładając swoją dłoń do mojej.

Kilka godzin później siedziałam już w sypialni Nialla, na stosie wygodnych poduszek, z pilotem w ręku, przekąskami i napojami w pobliżu i przyjemnym filmem w telewizji. Anastasia i Louis byli ze mną przez cały ten okres, jednak mieli swoje obowiązki i musieli zniknąć na jakiś czas. Horan zaglądał do mnie tak często, że powoli stawało się to irytujące. Nie jestem obłożnie chora, po prostu nie mogę się denerwować. Chłopak zadbał o to żeby nikt mi nie przeszkadzał, podobno przegonił nawet moją matkę, która próbowała się ze mną zobaczyć. Byłam mu za to ogromnie wdzięczna, jednak wciąż bałam się, że zbyt wiele sobie wyobraża względem naszej relacji. Za nic w świecie nie chciałam go skrzywdzić, wiedząc jak bardzo mi pomaga. Był dobrym człowiekiem, miał pozytywne plany na przyszłość i starał się zerwać z kryminalną przeszłością. Powtarzał, że zawdzięcza to mnie. Wierzył, że moje pojawienie się w jego życiu było przełomem i zrobi wszystko by podnieść się z pozycji podrzędnego gangstera.
- Ems, masz ochotę na mango?- Zajrzał do pokoju z miską pełną soczystych owoców.- Podobno bardzo dobre – kusił, podchodząc tanecznym krokiem.
- Ale tylko wtedy, gdy zjesz ze mną. Niedługo będę wyglądać jak beczka – wzięłam pierwszy kawałek.
Położył się obok mnie, stawiając naczynie między nami i zaczął przeskakiwać kanały w poszukiwaniu ulubionej komedii.
- Nawet nie wiesz jak bardzo jestem ci wdzięczna za wszystko, co robisz – zaczęłam niepewnie.
- Powinnaś wiedzieć, dlaczego to robię – obawiałam się takiej reakcji.- Zależy mi na tobie, ale nie tak jak ci się wydaje – spojrzał na mnie.
- Niall…- zająknęłam się, ale mi przerwał.
- Nic musisz nic mówić. Przyzwyczaiłem się, że Zayn jest ode mnie lepszy. Na początku zabiegałem o ciebie, bo martwiłem się, że cię nie kocha. Nie chciałem żeby zabawił się twoim kosztem. Potem zauważyłem, że naprawdę coś do ciebie poczuł. Widać, że się kochacie i nie mam zamiaru tego psuć, zwłaszcza teraz, gdy spodziewacie się dziecka. Cieszę się, że jesteś szczęśliwa – od razu byłam pewna, że mówił szczerze, jak nigdy dotąd.- Nie sprawię, że mnie pokochasz, ale chcę być, chociaż dobrym wujkiem dla małej. Chciałbym ją rozpieszczać, zabierać do wesołego miasteczka i wspólnie z Zaynem obijać mordy tym, którzy łamaliby jej serce. Mogę na to liczyć?
- Oczywiście. Mała będzie cię kochała tak mocno jak nas, zobaczysz. Jesteś moim najlepszym przyjacielem – wtuliłam twarz w jego ramię.- Chciałabym żebyś był chrzestnym Brooklyn, zgadzasz się?- Spytałam, po chwili namysłu.
- Będę najlepszym ojcem chrzestnym na świecie!- Ucieszył się, całując spontanicznie mój policzek.- Myślałem, że twoja decyzja będzie inna – wyznał po chwili milczenia, a jego twarz wyrażała w tym momencie smutek, którego nie potrafiłam zrozumieć.
- Dotycząca wybrania chrzestnych?
- Tak – potwierdził.- Nie dopilnowałem waszego bezpieczeństwa. Naraziłem Zayna i teraz jest ci ciężko. Nie chciałem tego – zacisnął palce na swoich blond włosach.
- Spójrz na mnie – poprosiłam, a gdy tego nie zrobił sama go zmusiłam chwytając jego podbródek w dwa palce.- To nie twoja wina. Przecież nie mogłeś zastrzelić tych policjantów czy obstawić całego cmentarza. Jesteś mi potrzebny. Potrzebny nam, rozumiesz?- Ułożyłam jego dłoń na swoim brzuchu, aby podkreślić powagę moich słów.

- Zrobię wszystko, co w mojej mocy żeby naprawić to, co spieprzyłem – obiecał, patrząc mi prosto w oczy, dzięki czemu wiedziałam, że mówi prawdę.
_________________________________________________________
Cześć!
Nie wiem czy to się Wam podoba, ale opublikowałam kolejny, bo chyba jeszcze ktoś na to czeka.
Zastanawiam się nad zawieszeniem, bo mam wrażenie, że nikt tego nie czyta.
Powiedzcie co o tym sądzicie.
Całuję <3