czwartek, 27 listopada 2014

21.




Tej nocy nie zmrużyłam oka, za to Zayn spał jak zabity. Nie poczuł jak zdejmowałam z siebie jego ramię. Nie słyszał jak pakowałam swoje rzeczy. Nie obudził się, gdy pisałam list. Nie drgnął, kiedy składałam na jego wargach czuły pocałunek. Nie miał pojęcia, że mój samolot do Anglii odlatuje za dwie godziny. Ze łzami w oczach odłożyłam karteczkę na swoją poduszkę i opuściłam apartament. Na dole taksówkarz pomógł mi z moją niewielką torbą i odjechał spod budynku. Cel: lotnisko.

***

Zayn przewrócił się na drugi bok, aby wtulić się w drobne ciało ukochanej. Jakież było jego zdziwienie, gdy jego ręka trafiła na puste miejsce. Otworzył oczy i usiadł nasłuchując czy dziewczyna nie przebywa w łazience z powodu porannych mdłości. Spostrzegł, że z pokoju zniknęły jej rzeczy, a na końcu znalazł wiadomość od niej. Zaspanym spojrzeniem omiótł słowa napisane zgrabnym pochyłym pismem Emily.

"Muszę to zrobić. To, co mówiłeś sprawiło, że doszłam do kilku wniosków. Twoje życie jest dla mnie ważniejsze, a ja pozbawiam cię tego, co do przeżycia jest ci niezbędne. Beze mnie i dziecka będzie ci łatwiej. Może nie teraz, ale potem na pewno. Za bardzo cię kocham żeby pozwolić by ta miłość cię osłabiła. Proszę, nie wracaj do kraju dopóki nie będzie bezpiecznie. Emily"

Zgniótł liścik w pięści, przeklinając swoje wczorajsze wyznanie. Nie zrozumiała go i uciekła. Wszystko dla jego dobra. Nie mógł jej narażać, przecież była w ciąży. Pospiesznie podniósł się z łóżka i pędem narzucił na siebie ubrania, które miał na sobie wcześniej. Zgarnął klucze od mieszkania oraz telefon i wybiegł. Nie miał pewności czy znajdzie ją na lotnisku, ale coś kazało mu tam jechać. Bał się, że już za późno, a jeśli pojawi się w Londynie sama to nie będzie, czego zbierać.

***

Tupiąc nogą okazywałam swoje zniecierpliwienie oczekiwaniem na odprawę. Procedury przeciągały się w nieskończoność a ja po prostu chciałam wsiąść do samolotu i zasnąć. Usiadłam na krześle, wyczekując na swoją kolej i sukcesywnie pozbywałam się przybywających łez za pomocą chusteczki. Zerkałam, co chwilę na zegarek, wyobrażając sobie jak Zayn budzi się i znajduje moją wiadomość. Kilka sekund później słyszę jego głos. Niewyraźny, cichy i stłumiony, a więc z pewnością wyobraźnia płatała mi figle. Gdy w końcu mogłam podejść do pracownicy lotniska i podać jej swój bilet i kartę pokładową, usłyszałam Zayna znacznie wyraźnie. Odwróciłam się w stronę korytarza i zobaczyłam jak biegnie, krzycząc rozpaczliwie moje imię. Zamarłam, ponieważ liczyłam na to, że nie zdąży przyjechać, ale jakimś dziwnym zrządzeniem losu udało mu się.
- Emily, co ty wyprawiasz?- Wysapał zatrzymując się przede mną.
- Przy mnie stajesz się słabszy. Wolę odejść - mówiłam nieskładnie.
- Bzdury! Zrobiłaś ze mnie lepszego człowieka, jako jedyna widziałaś we mnie dobro i potrafiłaś je wydobyć! Jak mogłaś pomyśleć, że tak po prostu pozwolę ci odejść?- Ujął moje drżące małe dłonie w swoje i z każdym słowem zniżał swój ton.- Przepraszam, ale ta pani nigdzie nie leci - zwrócił się do zdezorientowanej kobiety i odciągnął mnie na bok.
- Wczoraj mówiłeś, że źle czujesz się w takim wydaniu. Gdyby nie ja, nie zmieniłbyś się..- z całej siły powstrzymywałam łzy.
- Dzięki tobie nauczyłem się kochać głuptasie. Dzięki tobie będę dobrym tatą dla naszego dziecka. Ty nauczyłaś mnie wszystkiego. Potrzebuję cię - stary Zayn nigdy w życiu nie zdobyłby się na powiedzenie czegoś takiego.
- Ale mówiłeś… - zaczęłam przypominać sobie jego słowa.
- Wiem, co mówiłem i na pewno nie było tam nic o twoim odejściu – przysunął mnie do siebie i mocno przytulił.
- Kocham cię Zayn – wyszeptałam wsłuchując się w bicie jego serca.
- Nie waż się przestać…

***

Dokładnie dwa dni później wspólnie wylądowaliśmy na lotnisku Heathrow. Gorączkowo rozglądałam się za przyjaciółmi, którzy mieli na nas czekać, kiedy w końcu dostrzegłam w oddali Anastasię, musiałam przetrzeć oczy z wrażenia. Miała błękitne pasemka! Wyglądała bardzo oryginalnie i ciekawie. Serce prawie wyskoczyło mi z piersi na jej widok. W tej chwili, nie licząc Zayna, była najbliższą mi osobą. Wiedziałam, że chciałaby się na mnie rzucić, tak jak zwykle, ale tym razem ze względu na mój stan po prostu mocno uściskała i przydusiła moje ciało.
- Dobrze cię widzieć Ems – uśmiechnęła się.- Właściwie to was – zerknęła na mój brzuch.- Moja chrześnica – pisnęła z ekscytacji.
- Też tak sądzę – odwzajemniłam jej przyjazny gest i przywitałam się z Lou.
- Kwitnąco wyglądasz – skomplementował, obejmując swoją dziewczynę.
- Dziękuję. Niall, chodź no tutaj – przywołałam go ruchem dłoni i wtuliłam się w jego drobne ciało.
- Tęskniłem za tobą – wyszeptał tak cicho, że tylko ja byłam w stanie to usłyszeć.
Wzdrygnęłam się, słysząc to zaskakująco czułe wyznanie z jego strony. Przymknęłam powieki i modliłam się w myślach by jego uczucia wobec mnie nie wykraczały poza granice przyjaźni.
- Ja za tobą też, głodomorze. Przecież wiesz – odpowiedziałam, odsuwając się w stronę mojego chłopaka.
- Przykro nam, że przyjechaliście tylko z takiego powodu. To musi być dla ciebie trudne Emily – odezwała się Tass.
- Jest, ale cały czas o tym myślałam. Nigdy nie pogodzę się z tym, że go nie ma, ale muszę żyć dalej. Dla mojej rodziny – wplotłam palce w dłoń Malika.

Z uwagi na nasze bezpieczeństwo, ewakuowaliśmy się do domu Nialla, znajdującego się na obrzeżach miasta. Tam mogliśmy się odświeżyć i przygotować do uroczystości. Melancholia towarzysząca mi przy zakładaniu prostej, czarnej sukienki, męczyła moją duszę. Było mi niesamowicie ciężko przygotowywać się do ostatecznego pożegnania ukochanego taty. Ociągałam się jak mogłam, myśląc, że im szybciej tam dotrę tym szybciej pozwolę mu odejść na dobre a właśnie teraz najbardziej go potrzebowałam. Chciałam by mógł obserwować jak moje dziecko dorasta. Pragnęłam by był dla niego tak wspaniałym dziadkiem, jakim był ojcem dla mnie. Nie potrafiłam znieść myśli, że już go nie zobaczę.
Siedziałam na krześle naprzeciwko dużego lustra i przeczesywałam szczotką swoje ciemne włosy. Wpatrywałam się bezsensownie w odbicie, nie zważając na to, że mój i tak delikatny makijaż spływa wraz z łzami, po moich policzkach. Nie kontrolowałam tego.
Widok cierpienia malującego się na mojej twarzy był nie do zniesienia, dlatego szybko wstałam i odeszłam jak najdalej w poszukiwaniu butów, pasujących do stroju.
- Kochanie?- Brunet ostrożnie zajrzał do pokoju.
- Wejdź, jestem już prawie gotowa… - powiedziałam cicho.
- Nasz maluch z każdym dniem jest większy – stwierdził spoglądając na mój brzuch, który wyraźnie odznaczał się na materiale opiętej sukienki.- Idziemy?
Podniosłam wzrok na jego sylwetkę i przyjrzałam mu się. Ogolił się i założył elegancki ciemny garnitur. Zrobił to specjalnie dla mnie, bo nienawidził tego sztywnego stylu.
Pokiwałam głową, całując go w policzek, a on chwycił moją dłoń. Ramię w ramię zjawiliśmy się na miejscowym cmentarzu. Tłum gromadzący się nad grobem mojego taty wywoływał we mnie skrajne emocje.  Z jednej strony cieszyłam się, że tak wielu ludzi przyszło go pożegnać, z drugiej martwiłam się o to, że pojawią się jakieś komplikacje.
Sama uroczystość minęła spokojnie. Moment składania kondolencji, mocno mną wstrząsnął. Zayn wciąż dzielnie obejmował moje ciało i gładził ramiona. Obserwowałam jak kolejni znajomi taty odchodzili, ale nie słuchałam ich słów. Czułam się tak jakbym lewitowała nad własnym ciałem. Ten stan był dla mnie swego rodzaju wybawieniem.
Przysięgam, że już myślałam, że nic gorszego nas nie spotka. Aż tu nagle, gdy kierowaliśmy się w stronę terenowego auta Nialla, zatrzymało nas trzech mężczyzn.
- Dzień dobry panno Ferguson. Jestem komisarzem tutejszej policji. Bardzo mi przykro z powodu śmierci pani ojca. Nie chcę zakłócać pani żałoby, ale jesteśmy zmuszeni zabrać pana Malika – odezwał się najstarszy z nich.
- Zabrać? Z jakiego powodu?- Starałam się brzmieć naturalnie.
- Zdobyliśmy istotne dowody na jego winę w tej sprawie. Panie Malik, jest pan aresztowany. W drodze do radiowozu, funkcjonariusz odczyta pańskie prawa – policjanci stanęli po obu stronach bruneta.
- Przeżywam teraz ciężkie chwile, tylko Zayn jest moją podporą – zaczynałam się denerwować, bo spełniał się mój najgorszy sen.
- Bardzo nam przykro, takie są procedury – odpowiedział wzruszając ramionami.
- Ems, nie denerwuj się. Wszystko będzie dobrze – chłopak pogładził dłonią mój policzek.- Wypuszczą mnie szybciej niż myślisz – uśmiechnął się pocieszająco.- Niall, zaopiekuj się nią – poprosił przyjaciela, który bez słowa przytaknął głową.
Byłam tak zszokowana, że jedyne, co mogłam zrobić, to patrzeć jak zabierają mojego ukochanego do aresztu, za zbrodnię, której nie popełnił. Resztkami sił trzymałam się na nogach, a gdy wsadzili go do radiowozu, osunęłam się na ziemię, tracąc kontakt z rzeczywistością.

***

Uchyliłam powieki, co było nie lada wyzwaniem, ponieważ okazały się być ciężkie jak głaz. Powoli zaczynały docierać do mnie odgłosy otoczenia. Rozejrzałam się po przeraźliwie białym pomieszczeniu, po cichu nawołując Zayna.
- Leż spokojnie – spostrzegłam Nialla, podchodzącego do mojego łóżka.- Zaraz przyprowadzę lekarza – oznajmił troskliwie i wyszedł na korytarz, z którego wrócił kilka minut później z mężczyzną w kitlu.
- Nazywam się Jones. Przyjąłem panią na oddział po omdleniu i zrobiłem wszystkie niezbędne badania – odezwał się.- Jak się pani czuje?
- Trochę otępiała – wyznałam szczerze.
- To normalne po lekach, które pani otrzymała.
- Czy z moim dzieckiem wszystko w porządku?- Zaniepokoiłam się.
- Tak. Maleństwo ma się dobrze – uśmiechnął się ciepło.- Jednak zalecałbym odpowiednią dietę i mnóstwo odpoczynku oraz spokoju. Nie może się pani denerwować, bo to może spowodować niedotlenienie małej księżniczki – zerknął na kartę wiszącą na ramie mojego łóżka.
- To będzie dziewczynka?- Wtrącił się zdumiony Niall.
- Z całą pewnością tak – uświadomił nas.- Może pani wracać do domu, przygotuję wypis i przyjdę do pani za godzinę – odłączył kroplówkę i wyszedł.
- A więc będziesz miała córeczkę – blondyn usiadł na brzegu łóżka.
- Zayn się ucieszy – pogłaskałam swój brzuch, nie mogąc pozbyć się uśmiechu z twarzy.
- Póki nie wróci, zajmę się wami – obiecał, przykładając swoją dłoń do mojej.

Kilka godzin później siedziałam już w sypialni Nialla, na stosie wygodnych poduszek, z pilotem w ręku, przekąskami i napojami w pobliżu i przyjemnym filmem w telewizji. Anastasia i Louis byli ze mną przez cały ten okres, jednak mieli swoje obowiązki i musieli zniknąć na jakiś czas. Horan zaglądał do mnie tak często, że powoli stawało się to irytujące. Nie jestem obłożnie chora, po prostu nie mogę się denerwować. Chłopak zadbał o to żeby nikt mi nie przeszkadzał, podobno przegonił nawet moją matkę, która próbowała się ze mną zobaczyć. Byłam mu za to ogromnie wdzięczna, jednak wciąż bałam się, że zbyt wiele sobie wyobraża względem naszej relacji. Za nic w świecie nie chciałam go skrzywdzić, wiedząc jak bardzo mi pomaga. Był dobrym człowiekiem, miał pozytywne plany na przyszłość i starał się zerwać z kryminalną przeszłością. Powtarzał, że zawdzięcza to mnie. Wierzył, że moje pojawienie się w jego życiu było przełomem i zrobi wszystko by podnieść się z pozycji podrzędnego gangstera.
- Ems, masz ochotę na mango?- Zajrzał do pokoju z miską pełną soczystych owoców.- Podobno bardzo dobre – kusił, podchodząc tanecznym krokiem.
- Ale tylko wtedy, gdy zjesz ze mną. Niedługo będę wyglądać jak beczka – wzięłam pierwszy kawałek.
Położył się obok mnie, stawiając naczynie między nami i zaczął przeskakiwać kanały w poszukiwaniu ulubionej komedii.
- Nawet nie wiesz jak bardzo jestem ci wdzięczna za wszystko, co robisz – zaczęłam niepewnie.
- Powinnaś wiedzieć, dlaczego to robię – obawiałam się takiej reakcji.- Zależy mi na tobie, ale nie tak jak ci się wydaje – spojrzał na mnie.
- Niall…- zająknęłam się, ale mi przerwał.
- Nic musisz nic mówić. Przyzwyczaiłem się, że Zayn jest ode mnie lepszy. Na początku zabiegałem o ciebie, bo martwiłem się, że cię nie kocha. Nie chciałem żeby zabawił się twoim kosztem. Potem zauważyłem, że naprawdę coś do ciebie poczuł. Widać, że się kochacie i nie mam zamiaru tego psuć, zwłaszcza teraz, gdy spodziewacie się dziecka. Cieszę się, że jesteś szczęśliwa – od razu byłam pewna, że mówił szczerze, jak nigdy dotąd.- Nie sprawię, że mnie pokochasz, ale chcę być, chociaż dobrym wujkiem dla małej. Chciałbym ją rozpieszczać, zabierać do wesołego miasteczka i wspólnie z Zaynem obijać mordy tym, którzy łamaliby jej serce. Mogę na to liczyć?
- Oczywiście. Mała będzie cię kochała tak mocno jak nas, zobaczysz. Jesteś moim najlepszym przyjacielem – wtuliłam twarz w jego ramię.- Chciałabym żebyś był chrzestnym Brooklyn, zgadzasz się?- Spytałam, po chwili namysłu.
- Będę najlepszym ojcem chrzestnym na świecie!- Ucieszył się, całując spontanicznie mój policzek.- Myślałem, że twoja decyzja będzie inna – wyznał po chwili milczenia, a jego twarz wyrażała w tym momencie smutek, którego nie potrafiłam zrozumieć.
- Dotycząca wybrania chrzestnych?
- Tak – potwierdził.- Nie dopilnowałem waszego bezpieczeństwa. Naraziłem Zayna i teraz jest ci ciężko. Nie chciałem tego – zacisnął palce na swoich blond włosach.
- Spójrz na mnie – poprosiłam, a gdy tego nie zrobił sama go zmusiłam chwytając jego podbródek w dwa palce.- To nie twoja wina. Przecież nie mogłeś zastrzelić tych policjantów czy obstawić całego cmentarza. Jesteś mi potrzebny. Potrzebny nam, rozumiesz?- Ułożyłam jego dłoń na swoim brzuchu, aby podkreślić powagę moich słów.

- Zrobię wszystko, co w mojej mocy żeby naprawić to, co spieprzyłem – obiecał, patrząc mi prosto w oczy, dzięki czemu wiedziałam, że mówi prawdę.
_________________________________________________________
Cześć!
Nie wiem czy to się Wam podoba, ale opublikowałam kolejny, bo chyba jeszcze ktoś na to czeka.
Zastanawiam się nad zawieszeniem, bo mam wrażenie, że nikt tego nie czyta.
Powiedzcie co o tym sądzicie.
Całuję <3

wtorek, 21 października 2014

20.



Dni mijały a Zayn starał się udowodnić, że potrafi być zrównoważony. Raz urządziliśmy nawet grilla w towarzystwie Andy’ego i jego siostry Holly. Niestety okazało się, że trzy tygodnie w tym miejscu zupełnie wystarczyły, aby sąsiedzi zaczęli się nami bardziej interesować. Malik po telefonicznej konsultacji z Niallem i Louisem, podjął decyzję, że musimy wyjechać, tym razem za granicę. Sytuacja w Londynie nie wyglądała najlepiej, ponieważ mój chłopak nadal był poszukiwany, a ciało mojego taty nie mogło być pochowane dopóki nie zrobią dokładnych badań. Takie procedury mogły się ciągnąć przez dłuższy czas, dlatego uznaliśmy, że możemy pozwolić sobie na zamieszkanie w Paryżu. Wciąż nie mogłam zrozumieć jak długo można zbierać dowody na winę Malika Seniora.
W stolicy Francji klimat był zupełnie inny. Wprowadziliśmy się do pięknego apartamentu z magicznym widokiem na Pola Elizejskie. Jak dotąd kolejne dwa tygodnie przepłynęły nam między palcami i były one naprawdę radosne. Cieszyliśmy się swoją obecnością, zwiedzaliśmy miasto, jedliśmy francuskie rogaliki. Czułam się wspaniale, ale nie informowałam Zayna o jednym małym szczególe. Miesiączka nigdy nie spóźniała mi się więcej niż kilka dni. Ryzyko ciąży stawało się realne, biorąc pod uwagę fakt, że ostatnio kochaliśmy się bardzo często i zdarzało nam się zapomnieć o zabezpieczeniu. Nie wiedziałam jednak czy jest się, z czego cieszyć. W naszej obecnej sytuacji byłoby to tylko utrudnienie.
Korzystając z okazji, że mój ukochany brał akurat prysznic, pobiegłam do pobliskiej apteki, po dwa testy ciążowe. Gdy tylko opuścił łazienkę, zamknęłam się w niej i trzęsącymi się dłońmi rozpakowałam po kolei oba patyczki. Postępowałam według opisanych instrukcji, odczekałam odpowiednią ilość czasu i z niepokojem zerknęłam na okienka, w których miały pojawić się wyniki. Moje źrenice powiększały się wraz z uwidacznianiem się podwójnych kresek na obu testach. Wpatrywałam się w nie z niedowierzaniem i gorączkowo rozmyślałam o tym, w jaki sposób mam to przekazać Zaynowi. Powinnam to powiedzieć prosto z mostu, w końcu mogliśmy się tego spodziewać. Marzyłam o dzieciach, ale chciałam zajść w ciążę dopiero po zakończeniu tego kryminalnego koszmaru.
- Emily? Dobrze się czujesz?- Brunet zapukał do drzwi, chcąc dostać się do środka.
- Tak. Już wychodzę – zgarnęłam dowody na istnienie naszego dziecka, zacisnęłam je w pięści i wyszłam na korytarz.- Musimy porozmawiać – dodałam, chowając ręce za siebie.
- Jasne. O czym?- Odparł beztrosko, przyciągając mnie do siebie.
- O naszej przyszłości.
- Skarbie, wszystko się ułoży. Wrócimy do Londynu, zamieszkamy razem i będziemy się cieszyć życiem we dwoje. Musimy to wytrzymać – gładził kciukiem mój policzek.
- Właśnie o to chodzi, że już nie jesteśmy tylko my… Wiesz, co to jest?- Pokazałam mu dwa, białe podłużne patyczki.
- Nie mam bladego pojęcia – zmarszczył brew.- Wyjaśnij mi.
- Od teraz jest nas troje, Zayn – wyszeptałam niepewnie, przymykając powieki i przykładając jego dłoń do swojego brzucha.- Jestem w ciąży – dodałam widząc, jego niezrozumiały wyraz twarzy.
- Ale jak to się stało?- Pierwszy raz w życiu panikował.
- No tego chyba nie muszę ci tłumaczyć – zaśmiałam się filuternie.
- Oczywiście, że nie – obruszył się.
- Więc co ty na to?- Dopytywałam.
- Nie wiem. Zaskoczyłaś mnie – zaczął nerwowo dreptać w kółko.- To wszystko komplikuje, sama dobrze wiesz.
- Doskonale zdaję sobie sprawę z naszej niekomfortowej sytuacji, ale liczyłam na to, że choć trochę się ucieszysz – poczułam lekkie, ale uciążliwe ukucie żalu w sercu.
-Jak możesz nawet tak mówić?- Podszedł i oplótł mnie w talii.- Kocham cię i chcę żebyś urodziła mi gromadkę dzieci – nagle radośnie się uśmiechnął.- Zaopiekuję się tobą i postaram się być lepszym ojcem niż mój był dla mnie – uniósł moje drobne ciało o kilka centymetrów nad ziemię i okręcił nas kilka razy wokół własnej osi.
- Jestem przekonana, że będziesz najlepszym tatą na świecie. Nikt tak zaciekle nie będzie bronił swojego dziecka, jak ty – z rozkoszą ucałowałam jego pełne malinowe usta, zatracając się przy tym w szczęściu, które nas spotkało.



***


Zmaganie się z przeciwnościami losu jest niezwykle trudne, jeśli nie masz poparcia ze strony osoby, którą kochasz. Wiesz, że wszystko, co się dzieje jest dla twojego dobra a jednak chcesz ryzykować. Było mi bardzo trudno pogodzić się z faktem, że Zayn kategorycznie odmówił, gdy poinformowałam go, że zamierzam wrócić do Londynu na pogrzeb mojego taty. Poważnie się o to pokłóciliśmy, więc na spacer po Polach Elizejskich wybrałam się sama.
Teraz, kiedy wiemy, że jestem w ciąży jest jeszcze bardziej opiekuńczy niż zazwyczaj. To irytujące, bo przecież nie jestem obłożnie chora. Odrobinę przybrałam na wadze i w zasadzie kiepsko znoszę pierwszy trymestr, ale wnosił w nasze relacje mnóstwo nerwowości, co przyprawiało mnie o mdłości. Zdecydowanie nie będziemy mieli drugiego dziecka. Chyba, że Zayn sam je sobie urodzi. Wymiotowałam, puchły mi nogi, bolał kręgosłup a nocami miałam napady seksualnego szału. Potrafiłam budzić bruneta nad ranem i pobudzać jego erekcję tylko po to by w danym momencie mnie zaspokoił.
To było szalone, biorąc pod uwagę, jak nieprzyjemna bywałam za dnia. Hormony kompletnie nade mną zapanowały i nic nie mogłam z tym zrobić. Po wizycie u tutejszego lekarza okazało się, że maleństwo jest zdrowe i niedługo zacznie mi rosnąć brzuszek. Zayn był bardzo dumny, wpatrując się w ekran monitora, na którym było widać naszą maleńką fasolkę. Pomimo naszych nieporozumień trzymał mnie za rękę i raz po raz całował w czoło. Doktor przyznał nawet, że mam ogromne szczęście w postaci mojego ukochanego. Polemizowałabym, ale to nie jego sprawa. Gdyby usłyszał historię naszej miłości z pewnością poszedłby się napić by to zrozumieć.
Czasem sama zastanawiałam się, dlaczego moje serce zabiło mocniej na jego widok. Brak romantyzmu, agresja, trudny charakter i kryminalna przeszłość nie brzmią jak cechy idealnego faceta. A jednak coś wciąż mnie do niego przyciąga. Jego magnetyzujący błysk w oku, zachrypnięty głos i perfekcyjne ciało, to tylko elementy zewnętrzne. Był w stanie zaryzykować własne życie, byleby tylko mnie chronić. I to zaważyło. Pokochałam go, gdy osłonił moje ciało przed kulą wystrzeloną przez jego ojca. To zdecydowanie był moment, w którym wiedziałam, że jestem dla niego kimś ważnym, chociaż sam tego nie potwierdzał.
- Zastanawiasz się jak ze mną zerwać żebym cię nie zabił?- Mało inteligentne pytanie mojego chłopaka natychmiast wyrwało mnie z zamyślenia.
- Jesteś głupi – skwitowałam.- A ja jestem głodna – rzekłam marudnym tonem.
- Żabie udka?- Zażartował, obserwując jak powstrzymuję odruch wymiotny na samą myśl o tej ohydnej potrawie.
- Przestań. Zamówmy pizzę i pieczywo czosnkowe – wymyśliłam na poczekaniu.
- Niezłe wymagania, kochanie – splótł ze mną dłoń.
- Nie mogę tylko twojego żarłocznego dziecka – odpowiedziałam z wyrzutem.
- Mojego?
- Nigdy tak dużo nie jadłam, więc to akurat ma po tobie – burknęłam.
- Nieważne ile będziesz jadła, jeśli to ma wzmocnić nasze dziecko. Nie przejmuj się wagą skarbie - objął mnie, śmiejąc się gardłowo.
- Będę brzydka i gruba, zobaczysz - groziłam mu palcem.
- Dla mnie zawsze będziesz piękna - otworzył przede mną drzwi do apartamentowca.
Prychnęłam pod nosem i podeszłam do windy, która akurat wpuściła nas do swojego wnętrza.
W naszym mieszkaniu zdjęłam sweterek i rzuciłam go na najbliższy fotel. Chwyciłam pilot i uruchomiłam telewizor. Trafiłam na reklamę prążkowanych prezerwatyw i pomyślałam sobie, że skoro my ich na razie nie potrzebujemy to muszę z tego korzystać. Odwróciłam się w stronę Zayna i przygryzłam wargę, przyglądając się tatuażom na jego ramionach. Był skupiony na wyświetlaczu swojej komórki, zmarszczył nos i uniósł jedną brew. Wyglądał tak cholernie seksownie, że przyjemne ciepło rozeszło się po dole mojego brzucha.
- Zayn... - Mruknęłam uwodzicielsko podchodząc do niego.
Przytuliłam się do jego pleców i splotłam dłonie na jego mostku, po czym zsunęłam je aż do krawędzi jego spodni.
- Emily - zaśmiał się i przeciągnął mnie przed siebie.- Jeśli masz być taka napalona przez całą ciążę to będziemy mieli dużo dzieci - bez problemu uniósł mnie na wysokość swoich bioder, które jednym ruchem oplotłam nogami.
- Nie licz na to kochasiu - skomentowałam jego wypowiedź i namiętnie ucałowałam.

***

Tuż po bardzo udanym seksie postanowiłam wykorzystać niebiański nastrój swojego chłopaka i wrócić do tematu powrotu do Londynu. Chciałam na spokojnie wytłumaczyć mu jak ważny jest dla mnie pogrzeb własnego ojca. Musiałam go przekonać, po prostu musiałam.
- Za kilka dni Anastasia będzie mogła pochować mojego ojca. Chcę tam być - zaczęłam łagodnie.
- Już o tym rozmawialiśmy - zgromił mnie spojrzeniem, odpalając papierosa.
- Nie pal przy dziecku - poprosiłam kładąc dłoń na swoim brzuchu.
- Podjęliśmy decyzję, że nie pojedziemy- niechętnie zgasił truciznę.
- Nie. To ty ją podjąłeś. Kocham swojego tatę i chcę tam być by móc go opłakiwać tak jak powinnam. Jeśli trzeba będzie polecę sama - oznajmiłam stanowczo.
- Nie ma mowy - usiadł z powrotem na łóżku.- Samej nigdzie cię nie puszczę.
- Zrozum, że to dla mnie bardzo ważne. Ty możesz zostać. Wiem, co się stanie, gdy policja dowie się o twoim powrocie do kraju, ale nie mogę opuścić pogrzebu - tłumaczyłam cierpliwie.
Zamyślił się i zmarszczył nos. Stał między młotem a kowadłem i musiał podjąć trudną decyzję. Ostatecznie zgodził się na wyjazd jednak nie mogliśmy zostać w stolicy zbyt długo. Ucieszyłam się i mocno go przytuliłam. Z wyjątkową czułością złożył kilka pocałunków na skórze mojego brzucha, szepcząc coś pod nosem. Gęsta atmosfera, która ostatnio nie opuszczała nas z powodu tego drażliwego tematu, zniknęła w mgnieniu oka.
- Powinniśmy zadzwonić do Nialla, gdzie jest laptop?- Rozejrzałam się.
- Przyniosę. Myślisz, że będzie dostępny na Skypie?- Wstał i podszedł do czarnego futerału.
- Zawsze jest, przynajmniej tak mówi – zamyśliłam się, czekając aż poda mi urządzenie.
Usiadł z nim obok mnie i uruchomił, a po krótkiej chwili łączyliśmy się z blondynem. Wszystkiego mogłam się spodziewać, ale nie tego, że odbierze z ustami pełnymi jakiegoś mięsa, które wręcz wypadało, gdy usiłował się przywitać. Chociaż właściwie, powinnam to przewidzieć, prawda?
- Cześć gołąbeczki. Jak maleństwo?- Zaczął, kiedy już połknął to, co jadł.
- Hej. Wszystko z nim w porządku – pomachałam do niego.
- Wujek Niall wszystkiego cię nauczy i będziesz mięśniakiem mały – krzyknął radośnie.
- Ja chyba też trochę pomogę, co nie stary?- Odezwał się rozbawiony Zayn.
- Z góry zakładacie, że to będzie chłopiec? Nieładnie – pogroziłam im palcem.
- Cóż, kochanie. Mam dominujące geny, wybacz – ucałował moją skroń.
- Żebyś się nie zdziwił – zaśmiałam się.- Dzwonimy, bo przyjedziemy na pogrzeb mojego taty i chciałabym żebyś zadbał o bezpieczeństwo Zayna – dodałam poważnie.
- Trzymać gliniarzy z daleka, tak? No jasne. Nie martw się – obiecał.
- A co słychać u Lou i Any?
- Czasem mam ochotę puścić pawia, gdy na nich patrzę. Są tacy słodcy – pisnął jak mała dziewczynka.
- To super – ucieszyłam się.- Pozdrów ich od nas.
- Nadal nie znaleźliście nic na mojego ojca?- Wtrącił Malik.
- Niestety nie, ale ciągle nad tym pracujemy. On nie jest typem perfekcjonisty, musiał gdzieś popełnić błąd, a my go znajdziemy, zobaczysz.
- Oby nie zdążył sfabrykować dowodów, bo będzie po mnie – warknął zaciskając pięści.
- Nie dopuścimy do tego – odpowiedział, próbując go pocieszyć.- Ems, ty też się nie martw. Zrobimy, co trzeba żeby mały Malik przyszedł na świat tutaj, wśród ludzi, którzy go kochają – jego wzrok wyzwalał we mnie przyjemne uczucie, choć dzieliła nas wirtualna przestrzeń, coraz częściej miałam wrażenie, że niektóre jego czułe słowa były zbyt miłe jak na normalną przyjaźń damską-męską.
- Cieszę się – uśmiechnęłam się szeroko, gładząc brzuch dłonią.
- Myśleliście już nad imieniem?
- Hunter. Hunter Malik – oznajmił z dumą brunet, na co ja wybuchłam śmiechem.
- Chyba sobie żartujesz. Nasz dziecko nie będzie się nazywało jak jakiś myśliwy, błagam – klepnęłam go w ramię.
- No tak. Popracuję nad nią jeszcze – wskazał na mnie śmiejąc się do kamerki.
- W jednym nie mamy wątpliwości. Jeśli będzie chłopiec, na drugie damy mu Niall – obserwowałam reakcje Irlandczyka, który po kilku sekundach wstał i zaczął skakać po pokoju.
- Dzięki, jesteście super – usiadł w końcu.
- Wiemy – Zayn wypiął dumnie pierś.
- Chyba przynieśli pizzę, będziemy kończyć – powiedziałam, gdy usłyszałam dźwięk dzwonka.
- Smacznego, pa – pomachał i wysłał całusa, po czym zniknął z ekranu.
Malik poszedł odebrać zamówienie i zapłacić za nie, a kilka minut później usiedliśmy przy stole na tarasie i zajadaliśmy się pyszną pepperoni.
- Nasz synek może się nazywać Peter albo Ben, ale nie Hunter, proszę cię – westchnęłam pomiędzy gryzieniem kawałka pizzy.
- Coś wymyślimy – puścił mi oczko.
- A dziewczynce chciałabym dać Brooklyn Patricia, podoba ci się?
Na moją propozycję, powoli uniósł głowę znad talerza, przyjrzał mi się, a jego oczy zaszkliły. Nie dopuściłby łzy spłynęły po twarzy, ponieważ przetarł powieki dłońmi.
- Jesteś wspaniała – rzekł chwytając moją dłoń.
- Pomyślałam, że to będzie miły gest, jeśli będzie miała drugie imię, po twojej mamie. Jest bardzo ładne – pochyliłam się w jego kierunku, chcąc odebrać pocałunek, do którego się przymierzał.
- To niesprawiedliwe, wiesz?- Zmarszczył nos.- Tyle lat pracowałem na swoją pozycję, kształtowałem swój charakter, hartowałem ciało by być odpornym na wszelkie uczucia i skrupuły.  Aż nagle zjawiłaś się ty i zaczęłaś mnie odmieniać tak, że sam siebie nie poznaję.
- To źle? - Zupełnie nie wiedziałam jak zareagować na to niespodziewane wyznanie.
- Każdy dzień z tobą czyni mnie słabszym, czulszym i delikatniejszym. Nie mogę taki być, bo nie będę w stanie was chronić - tłumaczył nerwowo.
- Zayn, posłuchaj - usiadłam mu na kolanach.- Kocham cię i wiem, że przy tobie jestem bezpieczna. Jeśli twoja mroczna strona nie będzie w naszym związku przeważać to nie będę cię zmieniać.
- Teraz wszystko będzie inne. Jestem odpowiedzialny również za niego - ułożył swoją dużą, ciepłą dłoń na moim lekko odstającym brzuchu.
- Boisz się, że temu nie sprostasz?- Patrzyłam w jego czekoladowe oczy.
- Kiedyś nie bałem się niczego. Żaden palant nie mógł mnie zranić. Odkąd mam ciebie wciąż martwię się, że coś ci się stanie. W dodatku zostanę ojcem.. Nie byłem na to przygotowany - dało się pierwszy raz był zagubiony, a ja poczułam wyrzuty sumienia.
Tak naprawdę ja byłam jego słabością. Gdybym go nie pokochała nadal byłby twardy i nikt by go nie krzywdził. Nie wiedziałam, co powiedzieć, a on najwyraźniej nie chciał kontynuować tematu, bo ostrożnie przesadził mnie na inne krzesło i poszedł do łazienki.

Nie mogłam dopuścić do tego by przeze mnie coś mu się stało. Musiałam odejść i wrócić do Londynu sama.
_________________________________________________________
Witajcie. Prawdę mówiąc sama nie wiem, co sądzić o tym rozdziale, więc ocenę pozostawię Wam. Jest dłuższy od pozostałych, ale jestem ciekawa, co myślicie o treści. Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam.
Zapraszam również na HOOKER, który od niedawna znajduje się zarówno na blogspocie jak i Wattpadzie.Całuję mocno <3ASK

poniedziałek, 6 października 2014

19.



Przychodzi kiedyś taki dzień, kiedy budzisz się ze świadomością, że twoje szczęście jest na wyciągnięcie ręki. Otwierasz oczy, przekręcasz się na bok i widzisz jego. Śpi leżąc na plecach, z rozrzuconymi na boki ramionami, przy czym jednym z nich cię oplata. Oddycha spokojnie, jego wytatuowana klatka piersiowa unosi się miarowo. Kosmyki włosów są uroczo potargane, a kołdra zasłania jego ciało tylko do połowy ud. Podpierasz głowę na dłoni i przyglądasz mu się z rozrzewnieniem.
Czułam się dokładnie tak, budząc się po raz kolejny u boku Zayna Malika. Wpatrywałam się w niego i zachwycałam jego anielskim wyglądem. Jakim cudem jest tak groźny i stanowczy za dnia, podczas gdy w nocy stawał się taki bezbronny.
Nie chcąc go budzić zeszłam na parter. Niestety nie mogłam przygotować śniadania, ponieważ nie zrobiliśmy zakupów, więc postanowiłam wyprać jego zakrwawione ubrania. Wzięłam prysznic, założyłam zwiewną kwiecistą sukienkę i z jeszcze lekko wilgotnymi włosami wyniosłam kosz z mokrymi ubraniami na podwórko. Odnalazłam gruby sznur rozwieszony pomiędzy dwoma jabłoniami i nucąc coś pod nosem kręciłam biodrami wieszając poszczególne części garderoby.
- Dzień dobry sąsiadko!- Aż podskoczyłam na dźwięk obcego męskiego głosu.
Odwróciłam się w stronę płotu i ujrzałam mężczyznę, na oko kilka lat starszego ode mnie. Z grzeczności podeszłam, aby się przywitać.
- Dzień dobry – uśmiechnęłam się radośnie.
- Jestem Andy Greyson. Nie widziałem pani wcześniej – podał mi rękę.
- Em.. Jestem Anne Blake. Wprowadziłam się wczoraj z mężem – czułam niemałe zakłopotanie kłamiąc mu prosto w oczy.
- Od dziś chętniej będę spędzał czas na tarasie, jeśli codziennie będziesz tak wywieszała pranie – zawstydził mnie tym ukrytym komplementem.
- Annie, kochanie tu jesteś – Zayn również pojawił się w ogrodzie, w krótkich spodenkach i koszulce.
- To mój mąż, Robert. A to nasz sąsiad Andy – przedstawiłam ich jednak Malik wcale nie podał facetowi ręki.
Zamiast tego objął mnie od tyłu i ułożył podbródek na moim ramieniu. Zazdrosny brunet musiał najwyraźniej zaznaczyć, że należę do niego i nie życzy sobie takich uwag w moim kierunku. Zrobiło mi się głupio, cicho przeprosiłam Andy’ego, pożegnałam się i pociągnęłam swojego chłopaka do domu.
- Mieliśmy nie rzucać się w oczy.. – mruknęłam z wyrzutem.
- Ewidentnie cię podrywał, miałem nie reagować?- Podniósł na mnie głos.
- Jeśli mi ufasz, to się tak więcej nie wygłupiaj. Trzeba się wybrać do sklepu… - nie dane mi było dokończyć, bo przygwoździł mnie do ściany jednym silnym ruchem. Najwyraźniej nie spodobał mu się sposób w jaki się do niego odezwałam.
Odbiłam się od niej tak mocno, że poczułam jak trzęsą mi się wnętrzności. Zayn bywał porywczy, ale nigdy nie bałam się go aż tak. Ostatnie wydarzenia sprawiły, że moje zaufanie zostało nadszarpnięte, ale miałam nadzieję na poprawę naszych relację, po tak udanej nocy. Jego spojrzenie doskonale odzwierciedlało, to, co czuł. Był zły i zdesperowany jakby nie chciał dopuścić do mojego odejścia. Kipiał chorą zazdrością i nie myślał rozsądnie.
- Puść – poprosiłam cicho, odczuwając stopniowo coraz większy ból przez jego dłoń zaciskającą się na moim ramieniu.- To boli – pisnęłam, widząc, że powoli traci nad sobą kontrolę.- Zayn, do cholery!- Krzyknęłam wreszcie i wyszarpnęłam się z jego uścisku powodując, że łokciem uderzyłam prosto w ścianę.
Kucnęłam ukrywając twarz pomiędzy kolanami. Nie dość, że będę miała kolejne siniaki, to siła, z jaką zderzyłam się z betonem mogła mi złamać jakąś kość. Oddychałam głęboko licząc, że to jakoś ukoi moje cierpienie i ignorowałam pieczenie w kącikach oczu.
- Nic ci nie jest?- Chłopak klęknął przede mną, a w jego głosie było słychać troskę i chyba nawet poczucie winy. Diametralnie zmieniał swój nastrój jakby miał zaburzenia osobowości.
- Zostaw mnie – pomimo wciąż przeszywającego moją rękę bólu, poderwałam się z miejsca.
- Ems, nie chciałem – próbował podejść.
- Nie. Chcę być sama – w pośpiechu chwyciłam swoją torbę z krzesła i wybiegłam z domu.
Szłam chodnikiem ciągnącym się wzdłuż ulicy, na której zamieszkaliśmy. Nie rozglądałam się, ponieważ nie wyszłam po to by poznać okolicę. Chciałam ochłonąć i zastanowić się czy zawsze będzie go tak ponosiło. Przecież pragnęłam mieć z nim dzieci! To nie mogło się powtórzyć. Musi mnie zrozumieć albo odejdę. Powinnam nareszcie być stanowcza inaczej nic z tego nie będzie.
Nie zdałam sobie sprawy z tego, jak daleko zaszłam dopóki nie zobaczyłam małego miejscowego sklepu. Weszłam do niego, przywitałam się ze sprzedawczynią i z radością spostrzegłam, że wszystkie owoce, warzywa oraz pieczywo ma świeżutkie jakby przyniosła je prosto z pola lub pieca. Ucięłam sobie miłą pogawędkę z pulchną kobietą, zrobiłam zakupy i powoli wróciłam do domu. Okazało się, że droga nie była zbyt skomplikowana, pewnie, dlatego, że samo miasteczko nie było zbyt duże. Obiecałam sobie, że odwiedzę molo, o którym mówiła mi właścicielka sklepiku, ale najpierw musiałam uporać się ze swoim nieprzewidywalnym chłopakiem.
Wniosłam reklamówki do kuchni, w której od razu pojawił się Zayn. Nie odzywał się, ale jego nastrój udzielał się na odległość. Był spięty, poddenerwowany i miałam nadzieję, że męczą go wyrzuty sumienia.
 Rozłożyłam produkty na blacie i przez chwilę zastanawiałam się, co mogę z nich przyrządzić.
- Kanapki i jajecznica, mogą być? – Przerwałam niezręczną ciszę chłodnym tonem, nie podnosząc na niego wzroku.
- Zdecydowanie wolę twoje pocałunki – wypalił nagle, czym spowodował, że utkwiłam swoje spojrzenie w jego czekoladowych oczach.- Przysięgam, że nie chciałem ci zrobić krzywdy – oparł rękę o brzeg szafki kuchennej.
- Jeśli jeszcze raz się tak zachowasz, koniec z nami, rozumiesz?- Oznajmiłam poważnie.- Odejdę, nie patrząc na to jak bardzo cię kocham – ostrzegłam go.
- Nie pozwolę ci odejść. Jesteś moja i tylko moja – rzucił zaczepnie.
Przemilczałam to, bo nie chciałam dłużej z nim rozmawiać. Ominęłam go i stanęłam przy kuchence. Ignorowałam jego obecność i zajęłam się robieniem posiłku. Przez dłuższy czas czułam na sobie jego wzrok, ale w końcu odpuścił i zniknął. Prawdopodobnie poszedł do sypialni lub do ogrodu, bo trzasku drzwi wejściowych nie słyszałam. Odetchnęłam z ulgą i pochyliłam głowę. Łokieć wciąż mnie bolał, a czerwone ślady po palcach zaczynały sinieć. Zachciało mi się płakać, ale nie chciałam okazywać słabości, chociaż pewnie powinnam. W tak krótkim czasie tak wiele się zdarzyło. Moja mama nas zostawiła, mój tata został zamordowany, zostałam zmuszona do ucieczki. Nikt normalny nie wytrzymałby tego napięcia. Z pewnością dawna Emily usiadłaby w kącie i ryczała jak bóbr, ale teraz? Miałam wrażenie, że uodporniłam się na wiele czynników zewnętrznych i nigdy nie będę już taka jak kiedyś. Wciąż cierpiałam po nagłej i tragicznej stracie ojca, nie pokazywałam tego, ale pustka w moim sercu zostanie na zawsze. Podejrzewam, że nawet jeżeli Yaser Malik trafi do więzienia za wszystkie swoje zbrodnie, nie poczuję się lepiej.
Tymczasem musiałam zmagać się ze swoim nieobliczalnym chłopakiem, który raz jest czuły i do rany przyłóż tylko po to by zaraz zmienić się w groźnego agresora. Bałam się go, kiedy odkryłam, że zabił kogoś na polecenie swojego ojca, bo przecież to nie to samo co kradzież czy wymuszenie. Morderstwo zmienia człowieka na całe życie i w tej chwili obawiałam się, że pomimo jego szczerych chęci, nie będzie w stanie pozbyć się swojej brutalności na tyle żebym mogła z nim być. Dzisiejszy wybuch nie świadczył o nim dobrze i poważnie zastanawiałam się nad odejściem.
Czasami miłość nie wystarczy żeby tak bardzo ryzykować. Trapił mnie ogromny dylemat, zostałam z tym wszystkim całkiem sama, bo nie mogłam nawet skontaktować się z Anastasią ze względu na bezpieczeństwo. Jeśli odejdę, zrobię to dla swojego dobra, ale będę nieszczęśliwa. Jeśli tego nie zrobię, kto wie, co zrobi następnym razem, gdy mu coś odbije?
Owszem Zayn jest najlepszym, co mnie do tej pory spotkało i nie żałuję, że go poznałam ani tego, że go pokochałam. Od początku wydawało mi się, że jesteśmy dla siebie stworzeni, bo los stykał nas ze sobą zbyt wiele razy żeby było inaczej. Jego wsparcie w ciągu ostatnich dni okazało się nieocenione, dbał o mnie i wiem, że oddałby życie gdyby groziło mi niebezpieczeństwo. Jesteśmy jeszcze młodzi, mogę go zmienić, a przynajmniej się postarać. Prawda? A może po prostu przekonuję siebie, że to dobre rozwiązanie?
Syczenie na patelni przywróciło mnie na ziemię. Jeszcze chwila i spaliłabym naszą jajecznicę. Szybko przemieszałam biało-żółtą masę i wyłączyłam gaz. Podzieliłam wszystko na dwie porcje i nałożyłam na talerze, po czym zrobiłam również kanapki oraz kawę dla Malika i herbatę dla siebie.
- Zayn! Jedzenie!- Zawołałam i nie czekając na niego, usiadłam przy stole.
Chłopak wrócił do kuchni, szurając nogami i przysiadł na krześle naprzeciwko mnie. Wciąż milczał, nie podnosił wzroku, ale z apetytem jadł to, co przygotowałam. Zaskakująco prędko pochłonęłam swoją część, wstawiłam pusty talerz do zlewu i nie zmywając go, zabrałam kubek z jasnobrązową cieczą do ogrodu. Spoczęłam na bujanej ławce, kuląc nogi pod pośladkami, głowę ułożyłam na górnej krawędzi stelaża. Delikatny powiew wiatru muskał moją twarz podczas, gdy słońce przyjemnie grzało. Pogoda faktycznie nam dopisywała i nie tylko ja z niej korzystałam. Andy również czerpał korzyści ze słonecznej aury, wylegując się na swoim leżaku. Obok niego wypoczywała młodsza od niego dziewczyna. Podejrzewałam, że nie są parą, bo zachowywali się wobec siebie bardziej jak rodzeństwo. Oboje pomachali w moją stronę, więc odpowiedziałam im tym samym.
- Ems - nad uchem zabrzęczał mi znajomy szept.
- Smakowało?- Nie dałam mu dojść do słowa.- Mam nadzieję, że tak.
- Co?- Nie zrozumiał.- A tak. Było pyszne, ale nie o to chodzi – przycupnął przy mnie.
- Nie dotykaj – odsunęłam się, widząc jego dłoń wędrującą w kierunku łokcia, który nadal bolał.
- Spójrz na mnie. Porozmawiajmy – starał się nie okazywać swojej frustracji.
Niechętnie odwróciłam głowę w jego stronę. Wbiłam w niego przygnębiony i przerażony wzrok. Chciałam żeby widział mój strach, żeby nareszcie coś do niego dotarło. Speszył się i zestresował, co zdarzało mu się niezwykle rzadko, dlatego rozpoznałam ten stan niemal natychmiast. Kciukiem i palcem wskazującym potarł brodę, przygryzał nerwowo wargę i zmarszczył charakterystycznie nos.
- Przepraszam – wymówił to tak cicho jakby sprawiło mu to ból.
- Słucham?
- Przepraszam. Naprawdę nie wiem co we mnie wstąpiło, nie zrobiłbym ci krzywdy. Wiesz to, prawda?- Powtórzył nieco głośniej, patrząc mi z nadzieją w oczy.
- Właśnie nie wiem, Zayn – niby jedno zdanie, ale byłam pewna, że go zraniło.
- Nigdy nie chciałem żebyś się bała. Tym bardziej mnie.
- Trzeba było pomyśleć o tym wcześniej – podniosłam się z ławki gwałtowniej niż zamierzałam i zniknęłam we wnętrzu domu. Nie mogłam kłócić się z nim na oczach sąsiadów, bo zaczęliby przyglądać nam się uważniej. Malik przyszedł tuż za mną i bardzo ostrożnie chwycił moją dłoń.
- Największą karą jest dla mnie twój strach i to, że się na mnie zawiodłaś – wydawało się, że mówił szczerze.- Nie popełnię więcej tego błędu. Obiecuję – przyciągnął mnie bliżej siebie.
- Zmieniłeś się. Morderstwo, którego dokonałeś cię zmieniło. Martwię się, że z mojego Zayna już nic nie zostało, rozumiesz?- Smutek zdecydowanie mną zawładnął i poczułam na policzkach słone łzy.

- Nic mnie nie złamie. Przekonasz się, że potrafię być taki jak wcześniej. Zrobię wszystko tylko nie odchodź – tak bardzo obawiał się odrzucenia i samotności, że emocje, które zawsze tak skrzętnie w sobie dusił, mogłam ujrzeć na jego twarzy, a co ważniejsze, w jego oczach.- Jesteś jedyną radością w tym moim parszywym życiu. Bez ciebie jestem niczym.


___________________________________________________
Cześć! Podobno nie mogliście się doczekać nowego rozdziału? Musiałam nieco go podrasować i zupełnie nie wygląda tak jak wcześniej, ale modlę się żeby przypadł Wam do gustu. W końcu to Wasze opinie sprawiają, że wciąż coś się tutaj pojawia :)
Dziękuję za wszystko!
Całuję <3
ASK.FM