sobota, 23 maja 2015

26.



Dedykuję Aivalar i Ellie. <3

Moja przyszłość czekała na mnie w kościele. Skromne grono gości, piękne dekoracje oraz urocze przyjęcie w restauracji to początek mojego nowego życia. Wystrojona w swoją cudowną suknię ślubną z wiankiem wplecionym w rozpuszczone włosy i delikatnym makijażem, siedziałam na brzegu łóżka zakładając subtelne, białe szpilki. Louis miał po mnie przyjechać i odprowadzić do ołtarza, a oczekiwanie na niego tylko zaciskało mój żołądek z nerwów.
Wolałabym oczywiście żeby Tomlinsona zastąpił mój tata, zawsze o tym marzyłam, ale byłam zmuszona pogodzić się ze swoim losem. Miałam tylko nadzieję, że patrzy na mnie z góry i uśmiecha się z aprobatą. Moja matka zaproszenia nie dostała, chociaż odkąd Malika Seniora w końcu posadzili w więziennej celi, próbowała się ze mną pogodzić. Nie potrafię jej wybaczyć tego, co zrobiła. Jest to chyba zrozumiałe, prawda?
- Przeszkadzam? - Zayn uchylił drzwi i wsunął głowę do środka.
- Nie powinieneś być już w kościele i zajmować się Brookie? - Dopięłam ostatni pasek w sandałkach.
- O nią bym się nie martwił na twoim miejscu. - Wszedł i zaprezentował swój garnitur.
- Grozisz mi? Jeśli tak to daruj sobie, nie boję się ciebie. - Zaśmiałam się, nakładając na usta błyszczyk. - Zaraz przyjedzie po mnie Louis, więc idź już proszę.
- Jesteś szczęśliwa? - Na to pytanie automatycznie zamarłam. On to miał wyczucie czasu.
- Oczywiście, że jestem. Jak śmiesz o to pytać, kocham Nialla – odparłam niezwykle szybko i nerwowo.
- Twoja odpowiedź tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że kompletnie nie wiesz, co robisz. - Westchnął teatralnie i potarł podbródek dłonią.- Dlatego jeszcze podziękujesz mi za to, co zrobię. - Podszedł bliżej i wyciągnął z kieszeni kawałek materiału, który przyłożył mi do ust.
Nie wiem, co działo się dalej, bo od razu straciłam przytomność. Jedno było pewne.
Ślubu nie będzie, a Niall będzie cierpiał z powodu złamanego serca.


***


Obudziłam się z przeszywającym bólem głowy na sporych rozmiarów łóżku. Podparłam się na łokciach chcąc sprawdzić, czy to zły sen czy rzeczywistość. Nadal byłam w sukni ślubnej, wianek leżał na nocnym stoliku, a buty stały na podłodze. Pokój nie wyglądał na luksusowy, ale nie był też żadną speluną czy motelową dziurą z niskim standardem. Na szafce stała szklanka wody oraz fiolka z tabletkami przeciwbólowymi, więc natychmiast z nich skorzystałam. Wciąż nie wiedząc, co się właściwie stało, zsunęłam się z łóżka i zaczęłam kroczyć bosymi stopami po miękkiej wykładzinie.
Po cichu wyjrzałam za drzwi i zobaczyłam Zayna Malika siedzącego na kanapie, wpatrującego się beztrosko w telewizor. Złość, która przepełniła mnie na ten widok była niewiarygodna. Zniszczył mój ślub, przez niego narzeczony odchodzi od zmysłów, nasza córka z pewnością płacze, a goście weselni są zawiedzeni. Wszyscy pomyślą, że uciekłam z własnej woli.
- Ty parszywy gnojku! - krzyknęłam w końcu, dając upust swojej frustracji. - W tej chwili zawieź mnie na ślub! - Potknęłam się o brzeg sukienki i ledwo utrzymałam równowagę.
- Nie denerwuj się, skarbie. - Spokojnie podniósł się z miejsca i złapał mnie za przedramię.
- Nie masz prawa tak do mnie mówić! - Wyszarpnęłam się i chwyciłam dół swojej sukni i pobiegłam w kierunku najbliższych drzwi wyjściowych, które okazały się być zamknięte. - Wypuść mnie stąd, podły egoisto! - Uroniłam kilka łez, kucając przy ścianie.
- Emily, uspokój się to pogadamy – odparł cicho.
- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać, rozumiesz? Dlaczego mi to robisz, co? Już ułożyłam sobie życie, a ty wszystko niszczysz. Nie możesz związać się z panią adwokat i dać mi spokój? - Łkałam żałośnie licząc na to, że się zlituje i puści mnie wolno.
- Po pierwsze nawet jakbym teraz odwiózł cię z powrotem i tak nie wzięłabyś dziś ślubu. Słońce już zaszło. Po drugie Miranda za dużo sobie wyobraziła, a ja nie mogę jej dać tego, czego ode mnie oczekuje. Po trzecie obiecałem, że będę walczył o naszą rodzinę. Naprawdę myślałaś, że stanę między gośćmi w kościele i będę patrzył z uśmiechem na to jak jedyna kobieta, którą kocham wychodzi za mojego przyjaciela? - Gestykulował żywiołowo, ale nie krzyczał. Był zawiedziony i wylewał wszystkie swoje żale.
- Byłam z nim szczęśliwa, dopóki nie wróciłeś. Niall to dobry człowiek, zasługuje na wszystko, co najlepsze. - Nadal upierałam się przy swoim.
- Powiedz szczerze, byłabyś w stanie pokochać go tak mocno jak mnie? - Bardzo zaskoczył mnie trafnością tego pytania i tym jak zbiło mnie ono z tropu.
- Nie potrafię go skrzywdzić. Proszę cię, pomyśl o Brooklyn. Ona go uwielbia, wychowywał ją, jest do niego przywiązana. Przysięgam, że nie będę ci utrudniała kontaktu z nią tylko pozwól mi wrócić do domu. - Byłam na tyle zdesperowana, że mogłabym go błagać o to na kolanach byleby tylko nie zostać z nim sam na sam ani chwili dłużej. Zbyt wiele napięcia było między nami, nie chciałam żeby coś pękło i pozbawiło nas ostatków silnej woli.
- Nie odpowiedziałaś. - Zignorował moje słowa.
Zamyśliłam się. Mogłam wyjawić mu prawdę, ale, po co? Dręczyłby mnie dalej, ale z drugiej strony, jeśli wyjaśnię mu to w odpowiedni sposób, da mi spokój?
- Zayn. - Zaczęłam, stając prosto. - To, co nas łączyło było tak silne, że wspólnie pokonywaliśmy wiele przeszkód, aby nam się udało. Prawda. Nigdy nie będę kochać Nialla, tak samo jak kochałam ciebie, nie zaprzeczę, ale ty należysz do mojej przeszłości. Zrobiłam tylko to, o co mnie prosiłeś w więzieniu - tłumaczyłam, starając się nie unikać jego wzroku.
- Teraz, gdy jestem wolny i oczyszczony z wszelkich zarzutów mam prawo odzyskać swoją rodzinę. Możemy zmienić to, co jest i planować to, co będzie. - Zbliżył się o kilka kroków.
- Przestań. - Ułożyłam dłoń na jego klatce piersiowej, chcąc zaznaczyć granicę, której nie powinien przekraczać. - Jak ty to sobie wyobrażasz? Mamy tam wrócić i co? Mam mu powiedzieć, że kłamałam? Złamać serce, zniszczyć to, co zbudowaliśmy, bo pan Zayn Malik chce mieć rodzinę? Jaką mam pewność, że przy tobie, Brookie będzie bezpieczna? Wciąż pakujesz się w kłopoty, dajesz jej zły przykład. Mój tata zadzierał z mafiosami i zobacz jak skończył. Nie zamierzam narażać na to naszego dziecka. - Łzy płynęły ciurkiem po mojej twarzy zmywając z niej makijaż.
- Kochanie. - Czułe słówka wcale do niego nie pasowały, ale miło było je w końcu usłyszeć.
- Zastanów się, co będzie dla niej lepsze. Nie dla mnie, czy dla ciebie. - Popatrzyłam na niego z rozżaleniem i wróciłam do pokoju, w którym się obudziłam.


***

Denise i Greg dopilnowali, aby Lynn dobrze bawiła się z Theo w swoim pokoju i jak najmniej myślała o zniknięciu mamy. Większość gości rozjechała się w swoje strony, zostali tylko rodzice Nialla i ciotka Sarah. Byli w kompletnym szoku, a blondyn siedział przy kuchennym stole z nieodgadnionym wyrazem twarz z szklaneczką whisky w dłoni. Liczył na zupełnie inne zakończenie tego dnia. Miał zabrać żonę na Hawaje, mieli cieszyć się pierwszymi chwilami małżeństwa, a ona nie zjawiła się w kościele. Gdy wychodził rano widział, że była w wyśmienitym nastroju, tryskała energią, wyglądała na szczęśliwą, więc dlaczego nie przyszła? Zachodził w głowę, co mogło się stać. Bardzo się o nią martwił, bo gangsterzy, z którymi kiedyś miał zatargi mogli wykorzystać jego słabość do Emily. Jego matka milczała siedząc nieopodal, a ojciec ze zdenerwowania zapomniał o tym, że parę lat temu rzucił palenie i wypalał jednego papierosa za drugim.
Krępującą, nieznośną ciszę panującą w pomieszczeniu przerwał dźwięk przychodzącego smsa. Niall bardzo niechętnie sięgnął po komórkę. Wiedział, że Em nie mogła się do niego odezwać w ten sposób, bo jej telefon leżał w sypialni. Kliknął, aby otworzyć wiadomość, a to, co w niej ujrzał zwaliłoby go z nóg gdyby tylko stał. Zacisnął palce na obudowie i zawołał, Lou i Anastasię, którzy pomogli porozwozić gości.
- Jest z nim - wycedził przez zęby oddając im urządzenie.
Przyjaciele nie zadawali zbędnych pytań. Zayn wysłał im zdjęcie śpiącej Emily z podpisem ‘Mówiłem, że będzie moja’. Smutek i strach ustąpił miejsce złości oraz agresji. Chłopak z całej siły kopnął w nogę od stołu i zerwał się z krzesła.
- Zwołaj wszystkich ludzi. Mają ich znaleźć - wydał polecenie, patrząc na Tommo.
- Jasne – mruknął pod nosem i oddalił się szybko.
- Jak mogła mi to zrobić?- Szarpnął węzeł krawata żeby go rozluźnić.
- Jestem w stu procentach pewna, że nie uciekła z nim. Wiesz dobrze, jak bardzo cieszyła się na ten ślub. Kocha cię. Poza tym, nie zostawiłaby córki - uspokajała go szatynka.
- W takim razie, co sugerujesz? - Spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Porwał ją. To przecież w jego stylu – prychnęła, obejmując go pocieszająco.
- Przesadził i to ostro. Nie odpuszczę mu tego. - Chciał rzucić jakimś przekleństwem, ale w porę się powstrzymał, widząc Brooklyn na schodach. - Chodź do mnie księżniczko. - Wyciągnął do niej ręce, uśmiechając się czule.
- Gdzie jest mamusia?- Wskoczyła mu prosto w ramiona.
- Musiała wyjechać na kilka dni, nie martw się. - Ucałował ją czoło i oba policzki.
- Pojechała z tatą Zaynem?- spytała rezolutnie.
- Tak. - Odpowiedź ledwo przeszła mu przez gardło.
- A pobawisz się ze mną? - Poprosiła robiąc słodką minkę. - Poczekamy na nich razem - zawołała radośnie.
- Zgoda kochanie. - Pokiwał głową. - Tylko najpierw zdejmiemy tą śliczną sukienkę żeby się nie pobrudziła. Mamo, tato rozgośćcie się – odezwał się do rodziców i przytulając dziewczynkę do torsu, poszedł na piętro domu.
- Niech się państwo nie martwią - zaczęła Anastasia. - Zayn jest może niepoczytalny, ale jej nie skrzywdzi. Znacie go przecież. - Usiłowała uspokoić sytuację.
- Znamy go aż za dobrze – mruknął pan Horan.
- I wiemy, że jeżeli naprawdę kocha Emily nic nie stanie mu na przeszkodzie, aby ją odzyskać - dodała pani Maura.


***

Zayn nie pozwolił mi zadzwonić do domu, chociaż doskonale wiedziałam, że nosi telefon przy sobie. Byłam na niego tak wściekła, że ukarałam go swoim milczeniem. Przynosił mi jedzenie, owoce, napoje. Mówił do mnie, próbował udobruchać, ale na nic nie reagowałam. Najwyraźniej nie dojrzał do posiadania rodziny, ponieważ kompletnie zapomniał o tym, jak musi czuć się teraz nasza córka.
Myślałam tak aż do pewnego momentu.
Wyszłam z pokoju żeby przynieść sobie jakiś sok i zauważyłam, jak siedzi przy kuchennym blacie z aparatem fotograficznym w dłoni. Przeglądał jakieś zdjęcia, uśmiechając się, co chwilę. Pchnięta przez ludzką, zgubną ciekawość bezszelestnie stanęłam tuż za jego plecami i zerknęłam mu przez ramię. W moich oczach pojawiły się łzy, gdy ujrzałam, że wpatruje się w fotki z urodzin Brookie. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że ten zimny drań z taką czułością będzie wspominał swoją córeczkę. Mile mnie tym zaskoczył i może postąpiłam zbyt pochopnie, ale otoczyłam jego sylwetkę ramionami, opierając podbródek blisko jego szyi.
Nie pytajcie, dlaczego to zrobiłam. To był impuls. W ciągu jednej sekundy cała złość mi przeszła, a wróciło coś, co skrzętnie ukrywałam przez ostatnie cztery lata. Odkryłam powód, dla którego wcześniej odtrącałam Zayna. I nie był to wcale związek z Niallem.

Po prostu nie widziałam żadnych oznak jakoby zależało mu nie tylko na mnie, ale i na Lynn. Teraz byłam tego pewna, a w mojej głowie pojawiła się myśl pod nazwą: ‘Co by było gdyby?’.
__________________________________________________________
Witajcie!
Jestem, co prawda po jakichś dwóch miesiącach, ale myślałam, że jeśli dam Wam więcej czasu to i statystyka się zmieni, ale widzę, że nic z tego. To przykre, że mam tylko dwie opinie. Czyżby ta historia już Wam się nie podobała? Powiedzcie, a postaram się to zmienić.
Komentarze motywują mnie do dalszej pracy i są powodem, dla którego się uśmiecham :)
Dziękuję dwóm stałym czytelniczkom <3
Całusy xx