niedziela, 1 lutego 2015

23.




Przetrawienie tych wszystkich trudnych wyborów zajęło mi sporo czasu. Nie potrafiłam tak po prostu zrezygnować z Zayna. Zbyt wiele wspólnie przeszliśmy abym o tym zapomniała. Podjęcie tak ważnej decyzji nie przyszło mi łatwo. Obiecałam sobie, że nigdy nie zrobię nic, czego miałabym żałować. Po wielu dniach bicia się z własnymi myślami, postawiłam na szczęście i bezpieczeństwo mojej córki. Zdecydowałam, że dam szansę Niallowi, ale nie będę z nim całkowicie szczera. Tak, wiem. Możecie mnie zasztyletować.
Przez całe przedpołudnie wytężałam umysł, aby przypomnieć sobie przepis mojej babci na wyśmienity domowy obiad. Potem spisałam go na kartkę i zaczęłam robić wszystko po kolei. Nie lubiłam krzątać się w kuchni, potrafiłam przypalić najprostszą rzecz, ale tym razem zabrałam się do tego na poważnie. Po kilku nieudanych próbach, nareszcie przygotowałam popisowe danie mojej krewnej. Zaparzyłam hibiskusową herbatę, którą Nialler wręcz uwielbiał i ładnie nakryłam do stołu. Dokładnie w chwili, w której odłożyłam ostatnie sztućce, usłyszałam jego donośny śmiech dobiegający z przedpokoju. Opanowałam drżące dłonie i odruchowo poprawiłam włosy.
- Na pewno jesteś głodny, przygotowałam coś dobrego – przywitałam go promiennym uśmiechem, gdy pojawił się w jadalni.
- Pięknie pachnie – zaciągnął się aromatem pieczeni.- Umyję ręce i siadamy – odłożył kluczyki od auta na półkę i ruszył do łazienki.
Tymczasem ja zajęłam miejsce przy stole i bawiłam się nerwowo rogiem obrusa.  Zastanawiałam się jak powinnam zacząć i dopiero na widok jego niebieskich oczu aparat mowy wrócił do stanu używalności.
- Musimy porozmawiać – zabrzmiało bardziej poważnie niż powinno.- Ale jedzmy, smacznego – dodałam dla rozluźnienia po paru sekundach.
- Mów, słucham uważnie – zabrał się za konsumpcję.
- Rozstałam się z Zaynem – tych kilka słów sprawiło mi ogromny ból, bo w końcu przyjęłam do świadomości, że tak faktycznie się stało. - Było to dla mnie trudne, ale przemyślałam sobie wszystkie ‘za’ i ‘przeciw’. Powinieneś o czymś wiedzieć – odwlekałam ten moment jak tylko mogłam.
- O co chodzi?
- Chcę dać ci szansę. Nie zrozum mnie źle. Nie chcę żebyś był zastępcą Zayna. Wiesz, że mi na tobie zależy. Moja córeczka zasługuje na normalną rodzinę. Chciałabym być twoją dziewczyną – starałam się ubierać to w takie słowa żeby go nie obrazić i czekałam na jego reakcję.
- Miałbym opiekować się tobą i małą? Byłabyś tylko moja?– Skwitował dziwnym tonem, a ja poczułam, że wygłupiłam się bardziej niż to sobie wyobrażałam.
- Nie chcę cię do niczego zmuszać. Jeszcze długo będę czuła coś do niego, ale myślę, że jestem gotowa zaoferować ci, to, czego oczekujesz… - Rozwinęłam się, ale on nagle przestał jeść, wstał od stołu i przesiadł się na krzesło tuż obok mnie.
- Jeśli mogę być dla ciebie i twojej córeczki kimś więcej, to zgadzam się – w jego oczach rozbłysły iskierki nadziei.
- Pragnę twojego szczęścia– nie potrafiłam patrzeć mu w oczy dłużej niż przez kilka sekund.
- Po prostu będę przy tobie i pomogę ci z małą. Jestem dużym chłopcem i chcę wykorzystać szansę, którą daje mi los – mówił wzniośle, uśmiechając się przy tym szeroko.
- W takim razie spróbujmy, ale kiedy coś będzie nie tak, natychmiast mi o tym powiedz.
- Obiecuję. Dziękuję za szczerość Emily – ucałował czule mój policzek i wrócił przed swój talerz.
Po raz pierwszy zapiekło mnie wtedy poczucie winy.

***


Zawsze mogłam liczyć na Nialla, ale odkąd mógł mnie przedstawiać, jako swoją dziewczynę, przechodził samego siebie. Codziennie przynosił mi kwiaty i ulubione owoce. Wspólnie chodziliśmy do lekarza i do szkoły rodzenia. Wciąż pomagał w uzyskaniu zwolnienia Zayna z więzienia, twierdząc, że przyjaźń jest dla niego równie ważna, co ja.
Wielkimi krokami zbliżał się termin porodu, a moje obawy wzrastały. Chyba każda kobieta, która ma rodzić po raz pierwszy panikuje tuż przed rozwiązaniem. Przecież coś mogło pójść źle. Chciałam wydać córkę na świat siłami natury i modliłam się, aby właśnie tak się stało.
Tego wieczora nie miałam ochotę na wychodzenie z domu. Podskoczyło mi ciśnienie i musiałam leżeć w łóżku. Blondyn skakał wokół mnie jak poparzony, momentami był irytujący, ale wciąż powtarzał, że to dla mojego dobra. Obserwowałam jak przebierał się w spodnie dresowe, w których zazwyczaj sypiał.
Tak.
Zgodziłam się na to żebyśmy spali razem. Lubiłam zasypiać i budzić się w jego ramionach. Czułam się wtedy bezpiecznie i beztrosko. Każdej nocy tuż przed snem, uśmiechał się do mnie, całował moje czoło i brzuch. Był taki kochany. Starał się jak mógł i zapewniał o swoich uczuciach. Kiedy mówił, że mnie kocha, czerwieniłam się i milczałam. Co miałam odpowiadać? Kłamać? Wystarczająco nałgałam i zżerały mnie wyrzuty sumienia.
Wtulił się w moje plecy i najwyraźniej zasnął, bo jego oddech się uspokoił. Nie mogłam znaleźć wygodnej pozycji do spania, bo męczyły mnie nieznośne skurcze. Lekarz wspominał, że mogą się pojawić, ale były coraz silniejsze i częstsze, co mnie zaniepokoiło. Podniosłam się do pozycji siedzącej, oddychając w taki sposób, jaki zalecała położna. Ból przeszywał mnie na wskroś, zacisnęłam dłonie na kołdrze, ale nie czułam ulgi. Rozpłakałam się, bo nigdy nie byłam odporna na takie cierpienia. Nagle zrobiło mi się przeraźliwie mokro i zimno między udami. Odsunęłam kołdrę i spostrzegłam, że właśnie odeszły mi wody. W tym momencie spanikowałam i szarpnęłam Nialla za ramię.
- Co się dzieje? - Spojrzał na mnie nieprzytomnie.
- Odeszły mi wody... - Szepnęłam tylko.
- Nie denerwuj się. Już jedziemy do szpitala - zerwał się na równe nogi i zaczął krążyć niespokojnie po pokoju w poszukiwaniu mojej torby.
- Boję się... Jest za wcześnie o cztery tygodnie... - Zsunęłam się z łóżka.
- Będzie dobrze. Nie ruszaj się, zaraz wrócę - w końcu znalazł moje rzeczy, narzucił na siebie koszulkę i pobiegł do garażu.
Jakiś kwadrans później byliśmy już w szpitalu. Pielęgniarki się mną zajęły, wstrzyknęły znieczulenie i przebrały w suchą szpitalną koszulę. Niall powiadomił Anastasię i Louisa o zaistniałej sytuacji, po czym stanął przy mnie i chwycił moją dłoń.
- Bądź dzielna skarbie - podnosił mnie na duchu.
W międzyczasie w sali zjawił się lekarz prowadzący moją ciążę. Stwierdził niewystarczające rozwarcie, ale maleństwo nie mogło dłużej czekać. Kazali Horanowi wyjść na korytarz, co niechętnie uczynił, po tym jak pocałował moje czoło.
- Musimy przeprowadzić cesarskie cięcie, bo mała zaplątała się w pępowinę.


***


Brooklyn Patricia Malik urodziła się, jako wcześniak, ale lekarz określił jej stan, jako dobry. Położna zabrała ją do odrębnej sali, aby umieścić w inkubatorze. Musiała być w nim przez kilka następnych dni. Kiedy tylko doszłam do siebie, po narkozie zrobiło mi się przykro, że nie było mi dane nawet jej przytulić.  Leżałam w przeraźliwie cichym, białym pokoju, otumaniona i całkiem sama. Byłam obolała i marzyłam o tym by ujrzeć córeczkę.
- Jak dobrze, że nie śpisz – usłyszałam głos Anastasii, a zaraz potem w drzwiach zobaczyłam ją, Lou i Nialla.
- Widzieliście już Brookie?- Zareagowałam od razu, jak na matkę przystało.
- Tak. Jest śliczna. Pielęgniarka powiedziała, że za godzinę zawiezie cię do niej – rozpływała się Ana.
- Uśmiech ma zdecydowanie twój – dodał Lou.
- Ale podobna jest do Zayna – odezwał się w końcu Niall, chwytając moją dłoń.
- Zresztą sama zobaczysz – wtrąciła szatynka, widząc jak blondynowi jest głupio.
- Doktor powiedział, że były komplikacje, ale jesteś silna, chociaż tego po tobie nie widać. Kocham cię – Horan pochylił się i ucałował moje usta.
- To my już pójdziemy – moja przyjaciółka poczuła się niezręcznie, patrząc na nas, doskonale wiedziałam, dlaczego.
- Wpadniemy jutro – potwierdził Tommo i oboje wyszli.
Tassie stanowczo odradzała mi okłamywanie blondyna, ale w pewnym sensie mnie rozumiała. Postępowałam samolubnie, ale to wszystko dla dobra mojej córeczki.
- Jak się czujesz?- Chłopak gładził kciukiem moje kostki.
- Byłoby lepiej gdyby mała tu była… - marudziłam.
- Zajmują się nią najlepsi lekarze, musisz odpoczywać inaczej cię do niej nie puszczą – co chwilę składał delikatne pocałunki na moich policzkach.
- Dziękuję, że jesteś Niall – szepnęłam, czując ogromne zmęczenie.- Kocham cię.


***


Brookie była strasznie maleńka i gdy nareszcie przywieźliśmy ją do domu, obchodziłam się z nią bardzo ostrożnie. Jako niedoświadczona matka, mogłam jej zrobić krzywdę nawet najmniejszym ruchem. Niall wspaniale się spisał i dokończył remont pokoju dziecięcego, podczas naszego pobytu w szpitalu. Ściany miały delikatny, pastelowy fioletowy odcień z kolorowymi kucykami, w kącie stała wspaniała biała kołyska, obok łóżeczko i przewijak. Znalazło się tam też miejsce dla lampy, fotela oraz skrzyni z zabawkami. W każdej chwili mogliśmy włączyć małej jakąś kołysankę, bo Horan zadbał o odtwarzacz i wiele płyt. Był bardzo przejęty, co okazywał ciągłym przygryzaniem dolnej wargi.
Bezpiecznie ułożyłam córeczkę w kołysce i obserwowałam jak macha rączkami i przymyka oczka. Z bólem serca musiałam stwierdzić, że jej podobieństwo do Zayna było uderzające. Ciemna karnacja, kruczoczarne włoski i charakterystyczny błysk w oku. Patrząc na nią, prawie się rozpłakałam. Tęsknota za nim, przytłaczała mnie i rozrywała moje serce. Przyłapywałam się na tym, że żałowałam tego uczucia. To okrutne, ale tak właśnie było. Gdybym się w nim nie zakochała, nie byłoby tego całego koszmaru.
- Zasnęła?- Blondyn wystraszył mnie swoją obecnością.
- Tak – powoli wycofałam się z pokoju, po drodze uruchamiając elektroniczną nianię.
Nadal nie byłam pewna czy dobrze zrobiłam, mówiąc mu, że go kocham. To po prostu się ze mnie wydostało, nie myślałam nad tym. Zadziałałam impulsywnie i miałam wrażenie, że teraz on czegoś ode mnie oczekuje. Nienawidziłam siebie za tą całą intrygę, ale z miłością do niego było inaczej. Uczucie było szczere. Kochałam go, ale nie tak jakby tego chciał.
Teraz najważniejsza była dla mnie Brooklyn i tego musiałam się trzymać. Nie mogłam rozpaczać nad utratą mężczyzny mojego życia, nad śmiercią ukochanego ojca, nad odejściem matki i perspektywą tłumaczenia córce, co się dzieje z jej tatusiem. Życie zweryfikowało moje wybory. Dawna, poukładana Emily zniknęła raz na zawsze. Nauczyłam się niczego z góry nie planować. Co z tego, że wyobrażałam sobie szczęśliwą rodzinę skoro brakowało w niej najważniejszej osoby, a właściwie zastąpiłam ją kimś, kogo nigdy nie chciałam skrzywdzić?  Co z tego, że pragnęłam wziąć ślub, a do ołtarza miał mnie prowadzić tata, skoro już go nie ma?

No właśnie. Co z tego, że wszystko już sobie obmyśliłam skoro złośliwy los wszystko pomieszał?
______________________________________________________
Cześć robaczki!
Nadszedł wyjątkowy dzień - urodziny słodkiego Harolda! Jak ten czas szybko leci, wszystkiego najlepszego dla mojego Loczka! <3
Co do rozdziału i postępowania głównej bohaterki - chociaż odpowiadam z wątki również nie podoba mi się jej kłamstwo. Niestety nie wiem jakbym postąpiła na jej miejscu, jako młoda, przerażona i opuszczona przez bliskich matka. Nie zlinczujcie jej xx

To ostatni odcinek tej 'serii'. Opowiadanie skończy się dopiero za jakiś czas, ale narodziny małej Brooklyn Malik było przełomem w historii Zayna i Emily. To, co było odkreślamy grubą kreską.
Przygotujcie się, więc na drugą część, bo chyba tak mogę to nazwać.
Całuję <3