niedziela, 29 czerwca 2014

10.


Dla Ciebie, Charlie. Żebyś nie uschła z ciekawości :*

Kilka godzin przed balem spotkałam nielubiane kuzynki w ogrodzie. Zachowywały się bezczelnie jak zwykle. Jasno dawały mi do zrozumienia, że nie jestem tu mile widziana, bo nie pochodzę z rodziny królewskiej. Anastasia miała nawet spięcie z Beatrice, która usiłowała wywrzeć wrażenie na Maliku. Nigdy nie mogłam dogadać się z córkami mojej ciotki, ponieważ były rozpieszczone do granic możliwości. Otrzymywały wszystko, czego chciały, nikogo nie szanowały i nie znosiły odmowy.

Zayn był ponury i większość czasu spędził z swoim pokoju, rozmyślając. Przynajmniej tak twierdził Niall. Lunch zjedliśmy wspólnie z ciotką i jej byłym mężem. Potem służące zaczęły pomagać ich córkom w przygotowaniach do uroczystości, a ja i Tassie szykowałyśmy się w samotności. Nie znosiłam specjalnego traktowania, więc poprosiłam ciotkę żeby nie przysyłała nam nikogo do pomocy. Wracając z kuchni z sokiem pomarańczowym trafiłam na bruneta. W myślach karciłam się za to, że nie poszłam się kąpać, jako pierwsza.  Zatrzymał się tuż przede mną i onieśmielał mnie swoim spojrzeniem.

- Szukałem cię – bawił się końcówką swojego paska.
- I znalazłeś. Słucham – nerwowo zebrałam włosy i przerzuciłam je przez lewe ramię.
- Nie miałem pojęcia, jaką suknię wybierzesz na dzisiejszy wieczór, ale jak to zobaczyłem pomyślałem o tobie. Chciałbym żebyś miała to nas sobie podczas balu – wyciągnął zza pleców kwadratowe, płaskie pudełko.

Nie odezwałam się. Zamarłam odbierając od niego prezent i oglądając jego zawartość. Była to srebrna zawieszka w kształcie serduszka wysadzana maleńkimi mieniącymi się diamencikami, przyczepiona do czarnej tasiemki. Nigdy nie dostałam tak przepięknego naszyjnika. Nie wiem, jak to zrobił, ale idealnie wstrzelił się w styl sukienki, którą miałam założyć.

- Nie mogę tego przyjąć Zayn – zamknęłam pudełko.
- Nie podoba ci się?- Jego szczęka zacisnęła się znacząco.
- Jest cudowny, ale na pewno był bardzo drogi. Zresztą powinieneś to dać Anastasii. To jej dzisiaj towarzyszysz – próbowałam się wymigać.
- Wcale nie chciałem iść właśnie z nią. Poza tym kupiłem to z myślą o tobie – powiedział twardo.- Nie lubię nikogo o nic prosić. Po prostu to załóż – zabrzmiał jak oficer wydający polecenie służbowe.
- Musisz się nauczyć jak być miłym dla kobiety. Dziękuję za prezent – mruknęłam, wyminęłam go i wróciłam do sypialni.

Zatrzasnęłam za sobą drzwi, oparłam się o nie plecami i uniosłam głowę, przymykając oczy. W dłoni ściskałam podarunek, przeklinając pod nosem osobę, która mi go dała.

- Co tam masz?- Ana podeszła do mnie owinięta białym ręcznikiem, z mokrymi rozrzuconymi na ramionach włosami.
- Zayn mi to dał – podałam jej zawiniątko, a kilka sekund później usłyszałam jej pisk.
- To jest fenomenalne – stwierdziła z zachwytem.- Świetnie pasuje do twojej stylizacji, wiesz?
- Wiem. Co nie zmienia faktu, że wręcz nakazał mi założyć go na bal. Zachowuje się jakby wszystko mu się należało – fuknęłam.
- Taki już jest. Niegrzeczny i pociągający. Lubi mieć kontrolę nad tym, co się dzieje wokół niego. Dałabym wiele żeby szalał na moim punkcie – przyznała rozsuwając suwak pokrowca, w którym znajdowała się jej kreacja.
- Idę wziąć prysznic – zignorowałam jej ostatnie słowa i zniknęłam za drzwiami.


***


Tuż przed zejściem do wielkiej sali balowej obejrzałyśmy się w lustrze. Tassie założyła długą suknię w kobaltowym kolorze z głębokim ozdobnym dekoltem. Ramiona miała lekko odsłonięte. Jej smukłą szyję ozdobił delikatny, srebrny łańcuszek. Na nadgarstku błyszczała bransoletka z tym samym motywem, co wisiorek. Kolczyki w kształcie łez pięknie dopełniały całość, za to włosy miała wysoko i fantazyjnie upięte.

Moja suknia była zjawiskowa, chociaż nie wiem czy ja wyglądałam w niej tak dobrze. Była grafitowa, górną część pokrywał brokat, a dół był tiulowy. Stopy wsunęłam w delikatne kremowe szpilki, w uszy wpięłam ciemno, niebieskie kolczyki z srebrnymi obwódkami. Na ręku zapięłam bransoletkę z serduszkiem. Długo wahałam się na założeniem naszyjnika od Zayna, ale Ana w końcu mnie do tego namówiła i sama mi go zapięła. Opuściłyśmy nasz pokój, a na korytarzu dostrzegłyśmy dwóch młodych, eleganckich mężczyzn. Blondyn odwrócił się jako pierwszy, po czym szturchnął przyjaciela.

- Żaden komplement nie wyrazi mojego zachwytu - wykrztusił w końcu Horan, powodując mój zawstydzony uśmiech.
- Obie wyglądacie pięknie - Zayn omiótł nas wzrokiem i zatrzymał się na mojej szyi.

Wyraz jego twarzy mógł świadczyć o tym, że był zadowolony, że jednak mam na sobie jego prezent. Niall ucałował mój rumiany policzek i okręcił mnie dwa razy dookoła by obejrzeć całokształt. Trzymając się za ręce zeszliśmy do przybyłych już gości. Większość z nich miała szlacheckie pochodzenie i ogromne majątki. Orkiestra, którą wynajęła ciocia łagodnie przygrywała ze względu na rozmowy prowadzone przez śmietankę towarzyską. Moje kuzynki brylowały między przystojnymi szlachcicami, próbując zatrzymać ich przy sobie jak najdłużej. Nie były porażająco piękne, a urok nie szedł z nimi w parze, więc ich frustracja rosła z każdą sekundą.

Zaraz po tym jak Sarah przedstawiła mnie kilku ważnym osobom, zajęliśmy miejsca przy wyznaczonym stoliku. Kelner podał nam kieliszki wypełnione szampanem. Zayn uporczywie męczył mnie swoim palącym wzrokiem. Natomiast Niall poświęcał mi swoją całą uwagę. Powodował, że ten wieczór miał szansę być jak najbardziej udany. Pomimo zachowania Zayna, Anastasia rozsyłała wszystkim szerokie, szczere uśmiechy. Tak naprawdę byłam na niego zła. Mógłby chociaż udawać, że partnerka go interesuje, a nie na okrągło wpatrywać się we mnie. Najpierw kazał mi odejść, a teraz zachowuje się jak pies ogrodnika.

Sarah, jako organizatorka powiedziała na początek kilka słów do mikrofonu, po czym zaprosiła do zabawy. Blondyn od razu to wykorzystał i porwał mnie na parkiet. Umiejętności tanecznych nie można było mu odmówić. Potrafił prowadzić i poruszał się z gracją. Gdy znajdowałam się bliżej niego, prawił mi komplementy. Zerkałam raz po raz w stronę naszego stolika przy którym wciąż siedzieli Zayn i Tassie.

- Zatańczysz z Aną? Nie chcę żeby przez Malika miała przesiedzieć cały wieczór - poprosiłam blondyna.
- Jeśli tak bardzo ci na tym zależy to ok - złożył czuły pocałunek na linii mojej szczęki tuż pod uchem i odprowadził do stolika, po czym do żwawego tańca zabrał moją przyjaciółkę.
- Zepsujesz jej zabawę - odezwałam się oskarżycielskim tonem obserwując jak kończy swoją tequilę.
- Naszyjnik świetnie na tobie leży - unikał tematu, pochylając się w moim kierunku.
- Przestań - zaprotestowałam, czując oblewające mnie rumieńce.
- Niall może prawić ci komplementy, a ja nie?- Zapytał z udawanym niezrozumieniem.
- Bardzo się od siebie różnicie. Poza tym nie chciałeś mnie widzieć, więc w czym rzecz?- Zmarszczyłam brwi.
- Zawsze mogę zmienić zdanie i co wtedy? - Rzucił zaczepnie.
- Posłuchaj. Nialla traktuje jak kumpla pomimo jego zalotów, ale tak naprawdę jest ktoś na kim mi zależy i chciałabym zobaczyć co z tego wyjdzie, więc nie mieszaj mi w głowie, dobrze?- Usiłowałam go rozdrażnić.
- A kim ja jestem dla ciebie, Mint?- Jego chrypka w połączeniu z tym przezwiskiem mogła mnie zwalić z nóg gdybym tylko stała.
- Przyszłym pasierbem mojej matki - oznajmiłam dość chłodno.

Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale były mąż ciotki poprosił mnie do tańca, a potem udałam się na taras by trochę ochłonąć. Przyjemny ciepły powiew musnął moją skórę. Gwiazdy cudownie roztapiały granatowe niebo swoim blaskiem. Wokół posiadłości był wielki las, po którym można jeździć konno. Nabrałam nieposkromionej ochoty, aby zrzucić niewygodne szpilki, wybiec na podwórze, wsiąść na konia i odjechać na nim daleko. Z dala od Malika. Bez wątpienia miejsce to można było nazwać zjawiskowym, a ja nie potrafiłam się tym cieszyć.

- Czekaliśmy na ciebie - znowu ten ochrypły bas.
- Musiałam się przewietrzyć.
- Nie martw się o przyjaciółkę. Drażni jedną z twoich kuzynek podrywając jej zdobycz i świetnie się przy tym bawi - dodał widząc moją zmartwioną minę.
- To dobrze - ucięłam.
- Kim jest ten ktoś na kim ci zależy?- Drążył.
- Nie znasz - fuknęłam odrzucając rozpuszczone włosy na drugie ramię.
- Powiedz – zażądał opierając się o barierkę.
- Jesteś bezczelny - zarzuciłam, patrząc mu prosto w oczy.- Ma na imię Louis - rzekłam z satysfakcją, że chociaż w tą sferę mojego życia Zayn nie ma wstępu.
Mój nastrój zniknął mgnieniu oka, bo brunet zaczął się śmiać. I to w dodatku bardzo ironicznie. Nie miałam pojęcia ci go tak rozbawiło.
- Lou nie kłamie, nie łamie prawa i jest delikatny. Twoje przeciwieństwo - prychnęłam, powodując, że jego wargi się zacisnęły a oczy pociemniały ze złości.
- Nie jestem gorszy od Tomlinsona!- Warknął.- Mało o nim wiesz - zbyt szybko znalazł się tuż przy moim ciele.
- O czym ty mówisz? Nawet go nie znasz - byłam święcie przekonana, że blefuje.
- Zabrał cię już do siebie? Powiedział, że uwielbia jakiś ckliwy musical? A znalazłaś broń? I co powiedział? Na pewno jakieś brednie o niebezpiecznej okolicy - nadal był zdenerwowany, a jego oddech przyspieszony.

Każde jego słowo zgadzało się z tym, co działo się, gdy byłam u Tommo. Skąd Zayn o tym wszystkim wiedział?

- Lou wszystko mi relacjonuje. Współpracuje ze mną, więc nie jest ani trochę lepszy ode mnie - wyjaśnił w końcu chociaż mętlik w mojej głowie wcale nie był mniejszy.
- Jest dobry. To się liczy – wymamrotałam, próbując ułożyć to sobie w głowie.
- Mała, naiwna Mint. Zakręcił się przy tobie, bo mu kazałem. – Rzucił kpiąco. - Mój ojciec jest w stanie nawet cię zabić by mnie zranić. Chciałem żeby cię chronił – ton głosu natychmiast się obniżył, a jego duża, ciepła dłoń otuliła mój policzek.
- Pan Malik i ludzkie odruchy? Kolejna gra pozorów - skomentowałam zrzucając z siebie jego rękę.- Nie można sterować życiem innych Zayn - oczy wyraźnie mi się zaszkliły.- Nie jestem twoją własnością - otarłam wierzchem dłoni jedną samotną łzę spływającą po moim policzku i odwróciłam się na pięcie z zamiarem odejścia.
- Nie skończyłem - szarpnął mnie za ramię.
- Ale ja tak. Jesteście popieprzeni. I ty i Louis - czułam jak mój makijaż przechodzi do historii.
- Nie płacz, bo nie wiem jak mam się zachować - wyglądał na skrępowanego moimi łzami.
- Rażą cię, bo płyną przez ciebie tak?-Szepnęłam z wyrzutem.
- Zatańcz ze mną - zaproponował desperackim tonem, wyciągając rękę w moją stronę.

Zawahałam się, ale serce kazało mi przy nim zostać. Drżące palce splotłam z jego. Odczytał to jako pozwolenie i przysunął moje ciało do swojego. Nasze lewe splecione dłonie przyłożył do okolic swojego szybko bijącego serca, a prawą objął mnie w talii, zatrzymując się na końcu kręgosłupa. Kołysał nas w nieznanym rytmie, łaskocząc swoim oddechem moje ucho. Od czasu do czasu, niechcący następował mi na palce, co zdradziło, że nie czuje się w tańcu zbyt dobrze. Trzymałam dosyć sztywną postawę jednak w końcu uległam jego piżmowym perfumom i ułożyłam głowę w zagłębieniu między jego szyją a obojczykiem.

- Jesteś okropny, wiesz?- Szepnęłam.
- Więc dlaczego nie odeszłaś?
- Już raz odeszłam, na twoje życzenie i chyba mam wyrzuty sumienia - powiedziałam zanim zdążyłam ugryźć się w język.

Momentalnie odsunął swoją twarz na kilka centymetrów i wpatrywał się we mnie przenikliwie. Opuszkami palców musnęłam skórę jego szyi na co zareagował dosyć dziwnie, bo odtrącił moją rękę. Znowu poczułam się jak kretynka i pospiesznie wróciłam na salę. Powiadomiłam Nialla i Anastasię, że źle się czuję i ruszyłam po schodach na górę. W pokoju przysiadłam na brzegu łóżka i wystukałam w telefonie smsa do Louisa.


'Wiem o wszystkim. Myślałam, że byłeś szczery. Teraz wszystko rozumiem. Nie dzwoń. Emily.'


Cała ta sytuacja była dla mnie jakimś koszmarem. Zaufałam Lou a on zwyczajnie mnie okłamywał. W pewnym sensie czułam się zdradzona choć miał czuwać nade mną. Mam pecha do facetów i tyle. Nie byłam przecież przedmiotem czy czyjąś własnością, do cholery! Moje uczucia znacznie mnie przerosły i miałam ochotę uciec stąd na koniec świata.


Naprzeciwko wisiało ogromne lustro. Spojrzałam na swoje żałosne oblicze. Zapłakane, czerwone oczy, rozmazany makijaż, lekko potargane włosy. Gdybym zobaczyła postać w takim stanie w sukni balowej w telewizji byłabym przekonana, że oglądam horror. Wszystko przez Zayna Malika. Pieprzonego egoistę i zimnego drania. Maniaka kontroli. Dopiero teraz dotarło do mnie jak dogłębnie jestem beznadziejna. Zakochałam się w osobie, która mnie krzywdzi ilekroć się pojawia.
_____________________________________________________________________
Witam ponownie!
Z okazji jedynego wolnego dnia w tygodniu i mojej przecudnej rozmowy z Charlie, postanowiłam dodać rozdział :)
Oby Wam się spodobał.
Komentujcie!
Całuję cieplutko <3

niedziela, 22 czerwca 2014

09.




Dwa następne dni minęły nam na kupowaniu sukienek i dodatków. Nie będę mówić ile pieniędzy wydałyśmy, bo wstyd się przyznać. Taką samą sumę przekażemy na cele charytatywne, więc domyślacie się, że była to spora ilość funtów. Ostatnią noc przed wyjazdem Anastasia spędziła u mnie. Zrobiłyśmy sobie wieczór odnowy biologicznej, całkiem nieźle się bawiłyśmy.
W piątkowy poranek wspólnie z moim ojcem zjadłyśmy śniadanie, spakowałyśmy potrzebne rzeczy i czekałyśmy na telefon od Nialla, który miał nas poinformować, że są pod moim domem.

W końcu doczekałyśmy się ich przyjazdu. Samochód, którym zatrzymali się na moim podjeździe, bardzo mnie zaskoczył. Był to granatowy Ford Mustang z 1967 roku, bardzo dobrze utrzymany. Nie spodziewałam się, że mogą lubić takie auta. Zrobili na mnie ogromne wrażenie. Obaj byli ubrani w swoim stylu, na luzie, a ich oczy zasłaniały ciemne aviatorki. Wysiedli żeby się przywitać i zapakować do bagażnika nasze torby, po czym Zayn oparł się pośladkami o maskę samochodu i odpalił papierosa. Jego nonszalancka postawa była jednocześnie odrzucająca, ale i seksowna.

- Kreacje gotowe?- Zagadnął Niall.
- Jasne, wszystko dopięte na ostatni guzik – przyznała Ana.
- Kto z kim idzie?- Wtrącił brunet.
- Piękna idzie ze mną – blondyn uśmiechnął się w moim kierunku.- Bez urazy Anastasio – zwrócił się do szatynki.
- Nie ma sprawy. Za takiego partnera nie mogłabym się obrazić – perliście się roześmiała, zwracając na siebie uwagę Zayna.
- Skoro wszystko już wiemy, to może ruszymy się z miejsca? Moja ciotka nie lubi spóźnialskich – odezwałam się w końcu.
- Skończę tylko papierosa – rozbrzmiał głęboki, męski głos Malika.

Machnęłam na to ręką czując jak w kieszeni spodni wibruje mi telefon. Wysunęłam go i spojrzałam na wyświetlacz. ‘Louis’. Chciałam, naprawdę bardzo chciałam się rozłączyć, ale nie mogłam. Coś mi nie pozwoliło. Przesunęłam palcem po ekranie i przyłożyłam telefon do ucha.

- Hej Lou, jak się czujesz?- Zaczęłam od razu.
- W porządku. Oswajam się z kulami – w słuchawce dało się słyszeć huk.
- Uważaj lepiej, a nie przez komórkę gadasz – ostrzegłam go.
- Chciałem tylko zapytać, dlaczego wybiegłaś ode mnie tak szybko i dlaczego się nie odzywałaś przez ten cały czas – poruszył temat, o którym chciałam zapomnieć.
- Nie mogę teraz o tym rozmawiać. Wyjeżdżam na weekend – usiłowałam go spławić.
- Po prostu odpowiedz, Em – naciskał.
- Było mi głupio i tyle – wyznałam wreszcie, pocierając czoło dłonią.
- Chciałbym ci to wyjaśnić, ale to nie jest łatwe. Też chciałem cię pocałować – kompletnie zbił mnie z tropu.
- Więc dlaczego tego nie zrobiłeś?
- Nie zrozum mnie źle. Jesteś piękna, pociągająca i inteligentna, ale nie jestem do końca taki, jakiego mnie widzisz. Rozczarowałabyś się. Nasz pocałunek wszystko by zmienił, a tego nie chcę – wyraźnie coś kręcił.
- Zapomnij o tym. Próbowałam cię pocałować, nie wiem, co mnie podkusiło, ale już więcej tego nie zrobię. Wykasujmy to z pamięci – zestresowałam się.
- Daj znać jak wrócisz, chciałbym się z tobą spotkać – poprosił.
- Dobrze, do zobaczenia Lou – pospiesznie się rozłączyłam i zażenowaniem stwierdziłam, że Niall podsłuchiwał moją rozmowę, chociaż odeszłam od nich o kilka kroków.- Nie wiesz, że cudzych rozmów się nie podsłuchuje?- Skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Kontekst był ciekawy. Poza tym, jedziemy już – bez skrępowania chwycił moją dłoń.- Kogo chciałaś całować? I dlaczego nie mnie?- Uniósł zabawnie prawą brew.
- Nie dość, że bezczelny szpieg to jeszcze niezły flirciarz. Przestań, bo się zakocham.
- Nic dziwnego skarbie – pociągnął mnie w stronę samochodu.

Oparł się plecami o drzwi i pozwolił mi wylądować bezpiecznie na jego torsie. Roześmiałam się, nie zauważając kompletnie nieudanych prób poznania Zayna przez Anę. Dobrze się czułam w towarzystwie Horana, ale chciałam również sprawdzić reakcję bruneta. Zerknęłam w jego stronę, ale jego mina nieco mnie rozczarowała. Zero emocji, pusty wzrok wbity w dal. Skończył palić papierosa i bez słowa wsiadł za kierownicę.

- Lepiej go dzisiaj nie drażnić, zapraszam do środka – skrzywił się blondyn i otworzył nam drzwi.
***



Godzinna podróż nie była ani trochę męcząca dla żadnego z nas. Dużo rozmawialiśmy. Odkryłam, że nasi partnerzy mają ludzkie odruchy i normalne wspomnienia. Nie opowiadali w kółko o bijatykach, pojedynkach i swojej działalności. Przynajmniej Niall gadał bez przerwy i dbał o to abyśmy się nie nudziły. Mówił o swoim bracie, jego żonie i ich synku, którego ubóstwiał. Pokazywał nam nawet zdjęcia w telefonie. Mały Theo był do niego bardzo podobny. Zayn z kolei wtrącił tylko parę słów w ramach odpowiedzi na proste pytania. Broń Boże nie chciał ujawnić przed nami niczego więcej.

W końcu zajechaliśmy do pięknego Parku Windsorów, przed posiadłość ciotki Sarah. Lokaj wyszedł nam na powitanie, zabrał nasze bagaże i wskazał ogromny salon, w którym mieliśmy zaczekać na księżną.

- Nie mówiłaś, że twoja ciotka jest z rodziny królewskiej – bąknął brunet.
- Nie pytałeś – odpowiedziałam podobnym tonem.- Przeszkadza ci to?
- Jasne, że nie. Zayn jest dzisiaj trochę marudny – usprawiedliwił go Niall.- Mi się tu podoba. Nie martw się, sprawimy, że pani Ferguson nas pokocha – puścił do mnie oczko.
- Oby – uśmiechnęłam się niepewnie, a on otulił moją talię ramieniem.
Siedzieliśmy tak we czwórkę w bajkowo urządzonym salonie z wieloma obrazami na ścianach aż w końcu na schodach pojawiła się Sarah.
- Emily, słoneczko. Jak miło cię widzieć – od razu wyciągnęła ramiona w moją stronę, więc wydostałam się z uścisku blondyna i wtuliłam się w rude włosy kobiety.
-Ciebie również ciociu. Dziękuję za zaproszenie, ale tata nie miał ochoty przyjeżdżać.
- Rozumiem go doskonale – pokiwała głową.
- Przywiozłam swoich przyjaciół. Anastasia, Zayn i Niall – wskazałam po kolei.

Szatynka z szerokim uśmiechem uścisnęła dłoń Sarah. Chłopcy natomiast niesamowicie mnie zaskoczyli, bo ucałowali ciotkę w dłoń, jak gentelmani. Odetchnęłam z ulgą, bo wiedziałam jak bardzo ceniła sobie takie gesty. Zaprosiła nas do jadalni na późny obiad, po czym przeprosiła, że musi nas opuścić, ale miała jeszcze do załatwienia sprawy związane z jutrzejszym balem. Kamerdyner zaprowadził nas na piętro, gdzie znajdowały się pokoje, przygotowane specjalnie dla nas. Tassie była zachwycona wystrojem każdego pomieszczenia, a Zayn, ku mojemu zdziwieniu pozwolił jej trzymać się swojego ramienia.
Rozdzieliliśmy się na jakiś czas. Łóżko, które miałam dzielić z Anastasią było tak wielkie, że spokojnie zmieścilibyśmy się na nim we czwórkę. Dziewczyna rzuciła się z radosnym piskiem na materac.

- Będziemy wyglądały jak księżniczki – stwierdziłam wyciągając z toreb pokrowce z naszymi sukienkami i powiesiłam je na rączce od szafy.
- O tak – przyznała. – Ale Zayn kompletnie nie zwraca na mnie uwagi. Jest wpatrzony w ciebie jak w obrazek i spina mięśnie za każdym razem, gdy Niall cię dotyka – zauważyła.
- Naprawdę?- Spojrzałam na nią z zaciekawieniem.
- Naprawdę. Da się to doskonale odczuć, kiedy jestem tak blisko niego. Kręcisz go. Może powinnyśmy się zamienić partnerami?- Zażartowała.
- Nie ma mowy – zaprotestowałam.- Idę z Niallem a ty z Zaynem. Lepiej żeby się do mnie nie zbliżał – wzdrygnęłam się na wspomnienie jego dotyku.
- Unikasz go, bo wiesz jak na ciebie działa, co?- Uniosła jedną brew wyżej.
- Jest cholernie seksowny, ale co z tego? Czuję, że nie powinnam pogłębiać naszej znajomości. Będzie pasierbem mojej matki – jęknęłam przypominając sobie o swojej rodzicielce.
- Co z tego? Nie łączą was więzy krwi, więc nie możesz brać tego pod uwagę. Jeśli ci się podoba to nie zwlekaj – kusiła mnie.
- Nie. Daj mi spokój – związałam włosy w niedbałego koka i zamknęłam się w łazience.


***


- Ciekaw jestem jak dziewczyny będą się prezentować – blondyn stał na balkonie z papierosem między palcami.
- Z tego, co zauważyłem mają dobry gust, więc możesz być spokojny – mruknął Zayn, leżąc na swoim łóżku z rękami skrzyżowanymi pod głową.- Przestań ją obłapiać – warknął.
- O co ci chodzi?- Chłopak zgasił papierosa i zostawił go w popielniczce, po czym wrócił do środka. - Jesteś zazdrosny?- Zakpił z kumpla.
- Ja? Chyba żartujesz – prychnął, wywracając oczami.
- W takim razie nie ma powodu, dla którego miałbym przestać ją podrywać – wzruszył ramionami głupio się uśmiechając.
- Nie pogrywaj tak ze mną. Wystarczy, że muszę znosić Tomlinsona w jej pobliżu – gwałtownie podniósł się z miejsca.
- Dlaczego nie chcesz przyznać, że coś do niej czujesz, co?
- Jakbyś nie wiedział – odpowiedział sarkastycznie.- Dobrze wiesz, że moje relacje z kobietami są czysto seksualne. Nie chcę jej wykorzystać, więc ją sobie daruje. Proste – strzelił kostkami w palcach.
- Nie wiesz, co tracisz stary – poklepał go po ramieniu.
- Nie drażnij mnie – rzucił mu mroczne spojrzenie.
- To ty upierasz się przy byciu zimnym draniem – wyciągnął piwo ze swojego plecaka.
- Taki jestem.
- Wcale nie. Kiedy Theo miał zapalenie płuc, pomogłeś znaleźć najlepszego lekarza. Kiedy odeszła Paulette, postawiłeś mnie na nogi. Jesteś świetnym gościem tylko nie lubisz tego okazywać – podał mu jedną butelkę alkoholu.

- Dziecko jest niewinną istotą, nie zasługuje na cierpienie. A ona… była szmatą. Będziesz miał lepszą – otworzyli napoje i stuknęli się symbolicznie szyjkami.
- Masz zamiar dać jej ten prezent?- Celowo zmienił temat.
- Nie interesuj się Horan - zgromił go wzrokiem.
_______________________________________________________________
Witajcie :)
Trochę podszlifowałam ten rozdział i teraz z pełną odpowiedzialnością mogę go dodać, bo mi się podoba.
Mogę Wam zdradzić, że bal będzie emocjonujący, przynajmniej dla mnie taki jest.
Dziękuję za wszystkie komentarze, uwielbiam Was :*
Całuję <3

poniedziałek, 16 czerwca 2014

08.



Dedykuję Charlie. Za promienny uśmiech, za rozmowy na Skype, cierpliwość i czas, który poświęcamy na nasz wspólny projekt. Dziękuję :*



Popołudnie z Louisem upływało spokojnie i wesoło. Nie narzekał już na ból nogi, leki działały odpowiednio. Czułam się jednak nieswojo, kiedy sama musiałam przeszukiwać szafki i jego lodówkę, bo poprosił żebym przyniosła jakieś chrupki i coś do picia. To dziwne myszkować po mieszkaniu prawie obcej osoby.

Szybko znalazłam to, czego szukałam i już miałam do niego wracać, gdy dokonałam szokującego odkrycia. Po jednej z półek poruszałam się po omacku, ponieważ mój wzrost nie pozwalał na swobodne obejrzenie jej zawartości, aż w końcu trafiłam na coś zimnego. Pociągnęłam przedmiot w swoją stronę. Ku mojemu przerażeniu okazało się, że Lou trzyma tam niewielki pistolet. Pisnęłam cichutko i odłożyłam go na miejsce. Przez moją głowę natychmiast przeszło tysiące okropnych wizji i myśli. Nie potrafiłam zrozumieć, po co mu broń w mieszkaniu. Czyżby pomimo moich nadziei, jednak był związany ze światem przestępczym? Zaufałam mu zbyt szybko? Chyba nie jestem aż tak naiwna. Wzięłam głęboki oddech, chwyciłam za miskę z chipsami oraz sok i wróciłam do chłopaka. Siedziałam przy nim bardziej spięta niż na początku i w końcu to zauważył.

- Em, wszystko w porządku?- Spojrzał na mnie w taki sposób jakby usiłował prześwietlić mnie na wylot.
Dłonie zaczęły mi się pocić, więc splotłam palce ze sobą. Przygryzłam nerwowo dolną wargę, starając się nie patrzeć mu w oczy.
- Powiedz, o co chodzi – przysunął się bliżej, opierając się na rękach.
- Do czego jest ci potrzebny pistolet?- Wypaliłam w końcu.
Mina znacznie mu zrzedła, potarł dłonią prawy policzek i najwyraźniej zastanawiał się nad dobrą odpowiedzią.
- Tobie też nie mogę ufać, tak?- Podniosłam się z łóżka.- Nie próbuj kłamać. W moim życiu ostatnio działo się zbyt wiele złych rzeczy – pokręciłam głową z niedowierzaniem, cofając się do wyjścia.
- Zaczekaj. Pozwól mi wyjaśnić – chciał się zerwać z miejsca, ale gips mu to uniemożliwił, więc się zatrzymałam.- To nieciekawa okolica, jak już zdążyłaś zauważyć. Potrzebuję tego tylko do obrony, nigdy nie zrobiłem nikomu krzywdy – wyciągnął do mnie rękę, którą chwyciłam po chwili namysłu. Pociągnął mnie tak, że usiadłam.- Mi możesz zaufać, nie zranię cię – wyznał tak cicho i delikatnie, że serce mi zmiękło.

Jego błękitne oczy wpatrywały się we mnie błagalnie i nagle nabrałam ochoty na to by go pocałować. Kompletnie nie wiem, dlaczego, ale to był impuls. Powoli zbliżyłam swoją twarz do jego i już miałam poczuć smak jego ust, kiedy on najzwyczajniej w świecie, odsunął się, nie dopuszczając do tego.
- Nie chcesz tego – ciepło się uśmiechnął, widząc mój skołowany wyraz twarzy.

Słowa ugrzęzły mi w gardle, a policzki spłonęły solidnym rumieńcem. Zbłaźniłam się i było mi ogromnie wstyd, więc czym prędzej zabrałam swoją torbę i wybiegłam stamtąd. Jak mogłam wpaść na tak nienormalny pomysł? Mało mi kłopotów? Cholera, idiotka ze mnie. Wyciągnęłam z torebki komórkę i zadzwoniłam do Tassie. Umówiłam się z nią pod swoim domem. Całą drogę gorączkowo obwiniałam się w myślach o to, co próbowałam zrobić. David chce ze mną być, ale ja go nie chcę. Louis się ze mną spotyka, ale nie chce pocałować, Niall mnie pocałował, ale teraz ma gdzieś. Jest jeszcze Zayn, którego kompletnie nie potrafię rozgryźć. To zdecydowanie za dużo jak na jedną dziewczynę. Dwóch ostatnich w ogóle nie powinnam brać pod uwagę. Dlaczego? To chyba jasne. Po pierwsze są niebezpieczni, a po drugie najwyraźniej Malik zostanie moim przyrodnim bratem. Niedobrze mi się robi jak o tym pomyślę.

- Nareszcie jesteś – usłyszałam zniecierpliwiony głos przyjaciółki.- Na piechotę szłaś?- Zadrwiła.
- A wiesz, że chyba tak?- Dopiero skojarzyłam, że w zamyśleniu spory dystans pokonałam pieszo.
- Stało się coś?- Przygryzła wargę idąc za mną do domu.
- Zaraz ci opowiem – weszłyśmy do środka i od razu usłyszałam nawoływanie mojego ojca.- Tak tato?- Zajrzałam do jego gabinetu.
- Ciocia Sarah przysłała nam zaproszenia na bal dobroczynny. Nie chcę iść, sama rozumiesz – spojrzał na mnie w przygnębiający sposób.- Myślę, że powinnaś iść razem z Aną – zaproponował wyciągając w moją stronę dwie koperty.
- Na pewno nie chcesz się rozerwać?- Podeszłam bliżej i usiadłam na jego biurku.
- Nie. Nie martw się tak – słabo się uśmiechnął, wciskając mi w dłoń zaproszenia.
- Chętnie zobaczę się z ciotką, dawno nie rozmawiałyśmy – zmieniłam temat by nie sprawiać mu większego bólu, po czym pocałowałam go w czoło i dołączyłam do szatynki czekającej za drzwiami.
- Pójdziesz ze mną na bal?- Spytałam.- Kuzynka ojca, co roku organizuje imprezę charytatywną.
- Mówisz o księżnej Yorku?- Wyglądała tak jakby miała zemdleć.
- Przecież wiesz, że jesteśmy spokrewnione – zaśmiałam się.
- No tak, ale nigdy wcześniej nie miałam okazji pójść na bal i to w dodatku w pałacu – pisnęła z radości.
- Nie lubię takich sztywnych sytuacji, ale fajnie, że pojedziesz tam ze mną – usiadłyśmy na moim łóżku.
Anastasia wydobyła z koperty pięknie zapisaną, złożoną na pół kartkę i zaczęła studiować, co jest na niej napisane.
- Mamy problem. Tu jest napisane, że zapraszają z osobą towarzyszącą. Nie wypada iść bez partnera – skrzywiła się.
- W sumie masz rację, ale kogo mam zabrać? Przecież nie Davida, chociaż na pewno by chciał – przewróciłam oczami.- Louis też odpada, bo ma złamaną nogę.
- Chłopcy z uniwerka?
- Daj spokój – wyśmiałam ją.
- Masz rację – zrozumiała swój błąd.- Mam!- Oznajmiła triumfalnie.- Zadzwoń do Nialla i Zayna.
- Zadzwonić to ja mogę po psychiatrę, bo jest ci potrzebny – postukałam ją palcem po czole.
- Ale dlaczego? Przystojni są, na pewno świetnie prezentują się w garniturach – poruszyła zabawnie brwiami.
- Nie zabiorę kryminalistów do rodziny królewskiej – stwierdziłam z irytacją.
- Nikt nie musi wiedzieć o tym, co robią. Pojedziemy tam, zabawimy się i wrócimy. Wyluzuj Em – klepnęła mnie w udo. – Zresztą Zayn jest prawie twoją rodziną – zaśmiała się diabolicznie.
- Jesteś naprawdę chora, ale niestety nie mamy innego wyboru. W piątek mamy być u cioci, bal odbywa się w sobotę, w niedzielę wracamy. Pasuje?
- Jak najbardziej – potwierdziła energicznym ruchem głowy.- No dzwoń – pospieszała mnie.
- Teraz?- Wstąpiła we mnie ogromna nieśmiałość.
- Nie. W 2080 roku. Przestań się zachowywać jak dziecko – fuknęła.- Chociaż może najpierw opowiedz mi, co się stało u pana piłkarzyka – podskoczyła z ekscytacji.
- A nic. Znalazłam u niego broń, wytłumaczył mi to dość logicznie, a potem próbowałam go pocałować, a on się odsunął. Zupełnie nic wielkiego – wypowiedziałam te słowa tak szybko, by przyjaciółka ich nie zrozumiała.
- Zaraz, zaraz! Nie chciał się z tobą całować?!- Cała Anastasia, tylko to ją interesowało.
- Najwyraźniej nie jestem w jego typie – wzruszyłam ramionami.
- Kretyn – skomentowała i rzuciła we mnie moją własną komórką.- A teraz dzwoń – przyglądała mi się uważnie.
Westchnęłam ciężko jak dziecko, któremu właśnie kazało się odejść od komputera i wybrałam numer Horana.
- Halo?- Po kilku sygnałach usłyszałam jego głos.
- Cześć. Emily z tej strony – odezwałam się nieśmiało, kręcąc kosmyk włosów na palcu.
- Hej piękna – ucieszył się.- Co słychać?
- Wszystko ok. Dzięki. Dzwonię, bo mam sprawę.
- Dla ciebie wszystko – wyobraziłam sobie jak mruga przy tym zalotnie.
- Wybieram się z przyjaciółką na imprezę dobroczynną mojej ciotki i poszukujemy osób towarzyszących. Pomyślałyśmy, że może ty i Zayn…
- Jasne, że z wami pójdziemy – przerwał mi w połowie.
- Serio?
- Kiedy jedziemy?
- W ten weekend. Godzinę na zachód od Londynu.
- Nie ma najmniejszego problemu. Nie lubimy garniaków, ale wy z pewnością będziecie zjawiskowo wyglądać, więc się w nie wciśniemy – zaśmiał się uroczo.
- Cieszę się. Dziękuję, że się zgodziłeś. Zadzwonię jeszcze.
- Do usłyszenia Em – po tych słowach zakończyłam połączenie, czując po raz kolejny tego dnia palące rumieńce.
- No i załatwione. Jutro zakupy, tak?- Anastasia zacierała dłonie z zachwytem.
- Na to wygląda – uśmiechnęłam się.

Przyjaciółka gadała jak nakręcona o całej uroczystości, a ja znowu miałam wewnętrzny dylemat. Nie do końca byłam zadowolona z tego pomysłu. Owszem sama idea spotkania z ciotką była świetna, ale przedstawienie jej ludzi pokroju naszych towarzyszy już niekoniecznie.

Były mąż cioci jest synem samej królowej. Nigdy osobiście jej nie poznałam, a i jego widziałam może ze dwa razy w życiu. Ich córki nie były zbyt sympatyczne, raczej wyniosłe i dumne. Wystawne przyjęcie może się okazać klapą, jeśli coś pójdzie nie tak, a tego chciałabym uniknąć. Modliłam się żeby zarówno Niall jak i Zayn wiedzieli jak się zachować i nie stwarzali problemów. Sama często nie wiedziałam jak mam zachowywać w towarzystwie znajomych ciotki, a co dopiero oni.


Nie ukrywam, że perspektywa zobaczenia eleganckiego oblicza Malika była kusząca. W ogóle kolejne spotkanie z nim, nawet myśl o tym, przyprawiała mnie o dreszcze. Nie mogłam uwierzyć, że ktoś tak zimny i wyrachowany mógłby działać na mój organizm w ten sposób. Gdy przed nim stałam, słowa gubiły się nagle w drodze do ust, dłonie się pociły, wargi drżały, a oczy nie mogły patrzeć nigdzie indziej niż w jego magnetyzujące czekoladowe tęczówki. Pomimo jego niebywale niebezpiecznej profesji, momentami wydawał się być zwyczajnym młodym człowiekiem. Z jakimś celem w życiu. Z marzeniami. I przede wszystkim z uczuciami, które chował jednak bardzo głęboko. Nie widziałam jeszcze jego szczerego uśmiechu, a przecież coś musiało sprawiać mu radość, prawda? Jednych cieszy zdany egzamin, innych miłość, której doświadczają, a jeszcze innych taniec lub jazda na rowerze. Pytanie brzmiało: co powoduje, że przepiękne oczy Zayna Malika błyszczą ze szczęścia, a jego kąciki ust unoszą się tworząc zniewalający uśmiech?
________________________________________________________________
Cześć moi drodzy!
Wpadam tu do Was z nowym rozdziałem, bo bardzo podobały mi się Wasze poprzednie komentarze. To taka mała nagroda. Obyście ją polubiły :)
Całuję <3

poniedziałek, 9 czerwca 2014

07.




Zdajecie sobie sprawę jak to jest, kiedy matka zaprasza was na obiad? Na pewno tak. A kiedy mówi, że będzie na nim obecny człowiek, który zlecił wasze porwanie? Raczej nie, prawda? Nie wiem, więc czy będzie w stanie zrozumieć moje oburzenie tą propozycją. Mój tata jednak uparł się żebym dała mamie szansę i zgodziła się przyjść. Wiedziałam jak wiele kosztowała go ta decyzja. Rzucił się w wir pracy i udawał, że wszystko jest dobrze. Ale nie było.

Nie czułabym się pewnie w domu tego złoczyńcy, dlatego mama przeniosła to spotkanie do restauracji. Chciała naprawić nasze relacje, ale nie wiedziałam czy jest na to jeszcze jakaś szansa. Nie zamierzałam się stroić na tą okazję, więc wyciągnęłam z szafy zwykłą czerwoną koszulkę z krótkim rękawem, jasne jeansy i pudrowe baleriny. Gdy się w to przebrałam, na ramię zarzuciłam jasną torbę, na nadgarstki nałożyłam złoty zegarek oraz kilka bransoletek, a na uszach zawiesiłam delikatne kolczyki. Wymyśliłam sobie, że zjem z nimi ten przeklęty posiłek i od razu stamtąd pójdę na mecz Lou.

Przed wejściem do lokalu, wzięłam jeden, głęboki wdech, który miał mi dodać odwagi. Przekroczyłam próg i mało nie zemdlałam widząc, kto przede mną stał. To, że moja mama wtulała się w ramię Yasera Malika było nie do zniesienia, ale fakt, że zaprosił też swojego syna był odrażający. Postrzelił go a teraz zachowują się jak gdyby nigdy nic. Bez zbędnych ceregieli przywitałam się tylko krótko i usiadłam. Czułam się bardzo niekomfortowo siedząc naprzeciw tak złych osób. Chociaż chwilami miałam wrażenie, że Zayn też nie wyglądał na zadowolonego z tego spotkania i zaskoczonego, że to ja jestem córką kobiety jego ojca. Z pewnością go nie wtajemniczył. Podczas posiłku zrobiło mi się niedobrze, gdy mężczyzna pocałował moją matkę, więc szybko odeszłam od stołu i zniknęłam za drzwiami toalety. Spojrzałam na siebie w lustrze i zastanowiłam się, co ja tu właściwie robię. Powinnam robić o wiele przyjemniejsze rzeczy niż siedzenie tu z tym osobnikiem i moją chorą na głowę matką. Postanowiłam skrócić moje męki i wyjść od razu. Opuszczając łazienkę, zostałam popchnięta na ścianę, co bardzo mnie zabolało i syknęłam.

- Przepraszam – mruknął zmieszany Zayn.- Nie wiedziałem, że mój ojciec jest aż tak pojebany żeby umawiać się z twoją starą – westchnął z niedowierzaniem.
- A jednak. Nie wiem, jak ty, ale ja nie mam zamiaru dłużej w tym uczestniczyć. Zmywam się stąd – machnęłam na to ręką.
- Idę z tobą – oświadczył nie pytając mnie o zdanie.
- Narzucasz się, wiesz?
- A ty nie odmawiasz – wzruszył ramionami i omiótł mnie tym swoim mrocznym spojrzeniem.
Nie informując nikogo, opuściliśmy wnętrze restauracji i szliśmy przed siebie.
- Tak właściwie, to ja mam, co robić. Wybieram się na mecz znajomego – przypomniałam sobie.
- W takim razie odprowadzę cię na stadion – znów ton nieznoszący sprzeciwu.
- Jak się czujesz?- Zerknęłam na miejsca, w których znajdowały się rany po kulach.
- Lepiej, ale czasem wolałbym umrzeć – odpowiedział beznamiętnie.
- Nie mów tak. Każdy zasługuje na to by żyć. Ty też, nieważne, kim jesteś – próbowałam go pocieszyć, choć tak naprawdę nie wiedziałam, dlaczego to robię.
- To miłe Mint - zaśmiał się przekornie.
- Dlaczego mnie tak nazywasz?- Spytałam odruchowo.
- Przecież to takie proste - stwierdził.- Od pierwszego momentu pachniałaś miętą - oświecił mnie.
- Nie spodziewałam się, że skupiasz uwagę na takich drobiazgach - przyznałam unosząc głowę by na niego spojrzeć.
- Wielu rzeczy o mnie nie wiesz - mruknął tajemniczo.- Czyj to mecz?
- Naszej londyńskiej drużyny. Louis Tomlinson mnie zaprosił, kojarzysz go?- Jako chłopak powinien znać się na piłce, prawda?
- A tak. Coś słyszałem. To baw się dobrze - odpowiedział, gdy stanęliśmy pod bramą stadionu.
- Dzięki - odeszłam choć zrobiłam to bardzo niechętnie.
Coś wciąż mnie do niego ciągnęło. Urok osobisty to on miał, ale pierwszy raz czułam podniecenie w związku z niebezpieczeństwem, które było z nim w pakiecie.

Rozejrzałam się po trybunach. Tłumy kibiców, które i tak nie zapełniały wszystkich miejsc. Bez problemu odnalazłam swoje krzesełko, w pierwszym rzędzie. Chwilę później na murawę wbiegły obie drużyny. Lou od razu odszukał mnie wzrokiem i pomachał. Uśmiechnęłam się pokazując, że trzymam kciuki. Po oficjalnej części sędzia odgwizdał początek meczu. Tommo spisywał się naprawdę świetnie. Jego grę śmiało można było porównać do umiejętności samego Beckhama czy też Ronaldo. Nigdy specjalnie nie interesowałam się piłką nożną, widziałam tylko kilka meczy razem z tatą. Nie znałam się na temacie, ale dzięki Louisowi chyba polubiłam tą dyscyplinę. Emocjonującą rozgrywkę w drugiej połowie przerwał brutalny faul. Tomlinson leżał na murawie i trzymał się za nogę. Sanitariusze zdjęli go z boiska i zanieśli do szatni. Natychmiast zbiegłam do ochroniarzy i poprosiłam aby dowiedzieli się co się stało. Zamiast tego jeden z nich wprowadził mnie do pomieszczenia, z którego wydobywały się krzyki przepełnione bólem.
- Noga jest złamana. Unieruchamiamy i wieziemy do szpitala - oznajmił jeden z lekarzy.
- Chcę żeby ona jechała z nami - odezwał się krótko poszkodowany.

Trener drużyny wezwał pogotowie i faktycznie pojechałam z nimi do szpitala. Na miejscu założyli mu gips i podali środki przeciwbólowe. Cały czas stałam w kącie pokoju zabiegowego i starałam się nie przeszkadzać. Leki zaczęły działać, bo trochę się rozluźnił, ale musiało ucierpieć jego ego. Został wykluczony z gry na jakieś 4-5 miesięcy. Mówił, że piłka wiele dla niego znaczy aż tu nagle jakiś kretyn łamie mu nogę. Samo noszenie usztywnienia może trwać dłuższy czas a potem jeszcze rehabilitacja, po której i tak nie będzie mógł się od razu forsować. Współczułam mu, chciałam jakoś pomóc. Jedyne, co przyszło mi do głowy to przyznać, że ma talent. Na parę sekund na jego twarzy pojawił się wdzięczny uśmiech, ale zaraz potem znów się zasępił.

- Głupio mi, że akurat dzisiaj musiałem ponieść tą porażkę i to na twoich oczach - przyznał z niezadowoleniem.
- Daj spokój. Może to właśnie ja przyniosłam ci pecha? - Zaśmiałam się uroczo by poprawić mu humor.
- Fajnie, że jesteś Em – poklepał mnie delikatnie po dłoni.
Patrzyliśmy na siebie tak długo aż nie rozdzwonił się mój telefon. Podniosłam się i odebrałam połączenie.
- I jak mecz?- Usłyszałam zaciekawiony głos przyjaciółki.
- Nie najlepiej. Jestem z Louisem w szpitalu. Złamał nogę – skrzywiłam się, podchodząc do okna.
- Biedactwo. Będziesz robić teraz za jego prywatną, seksowną pielęgniarkę?
- Ana.. – westchnęłam z rozbawieniem.
- No co? – Odrzekła niewinnie.- O której będziesz w domu?
- Nie wiem. Może za godzinę – pod budynkiem szpitala dostrzegłam znajome twarze.- Albo później – dodałam szybko.
- Em, co jest?
- Nic. Wyjaśnię ci potem. Na razie – rozłączyłam się pospiesznie.

Przeprosiłam na chwilę Tomlinsona i pędem wypadłam na korytarz. Co Niall i Zayn tutaj robili? Stronili przecież od takich miejsc. Podążałam przed siebie z różnymi myślami krążącymi w głowie i nie zauważyłam, że akurat wyłonili się zza rogu. Wpadłam na blondyna, który sparaliżował mnie swoim zaskoczonym spojrzeniem. Odruchowo chwycił dłońmi moje łokcie, a jego twarz rozjaśnił uroczy uśmiech.

- Znowu jesteś za blisko – zaśmiał się poruszając cwaniacko brwią.- Skąd się tu wzięłaś?- Nie zwiększył dystansu między nami, ale złośliwie zrobił to Zayn rozrywając jego uścisk z niesmakiem.
- Mój przyjaciel trafił tutaj ze złamaną nogą – przelotnie zerknęłam na bruneta, który coraz bardziej działał na moje zmysły, ale nie mogłam jednoznacznie stwierdzić czy pozytywnie czy negatywnie.- A wy, co tutaj robicie?
- Szukamy znajomego – odpowiedział wymijająco Malik.
- Niall, zrobiłeś sobie tatuaż?- Dopiero teraz zauważyłam tusz w górnej części jego ramienia, do połowy zasłonięty rękawem koszulki.
- A no tak. Zayn mi zrobił – z dumą pokazać rysunek przedstawiający pięknego ptaka.
- Ładny – stwierdziłam pomimo swojej niechęci do tatuaży.
- A jak się czuje twój kolega?- Spytał blondyn.
- Dochodzi do siebie – przyznałam.- Pójdę już – krępowało mnie natarczywe spojrzenie mulata.
- W takim razie do zobaczenia Mint- ta ksywka w połączeniu z zachrypniętym głosem znowu przyprawiła mnie o dreszcze.

Minęli mnie i ruszyli w stronę wyjścia, co było dziwne, bo przecież szukali tu kogoś. Wzruszyłam ramionami i wróciłam do sali, w której leżał Tomlinson. Akurat był u niego lekarz, który go przyjmował. Wręczył mu wypis i kule. Wstał i niepewnie zrobił pierwszy krok. Wyglądał jak małe dziecko uczące się chodzić. Zaciśnięta szczęka świadczyła o tym, że starał się jak najszybciej złapać odpowiedni sposób i rytm poruszania się. Przykuśtykał bliżej mnie, a kosmyki jego niesfornych włosów opadły mu na oczy. Uśmiechnęłam się do niego i delikatnie odgarnęłam je wyżej żeby ułatwić mu widzenie.

- Dzięki – rzucił z zakłopotaniem i powoli ruszyliśmy w stronę windy.

Złapaliśmy taksówkę i chłopak podał swój adres. Kierowca dowiózł nas na miejsce w dość krótkim czasie. Louis nie mówił dużo, najwyraźniej nadal był lekko otumaniony lekami przeciwbólowymi. Wyglądał na zażenowanego całą tą sytuacją. Jego męskie ego ucierpiało równo z nogą.

Okazało się, że wcale nie mieszka w najdroższej dzielnicy miasta. Pojawiliśmy się na zwyczajnym szarym osiedlu, pełnym bloków. Po opuszczeniu auta, Lou zaprowadził mnie na tył jednego z bloków i tam otworzył drzwi prowadzące na klatkę schodową. Obskurne wnętrze nie zachęcało do częstych wizyt, a odór uryny wręcz wypędzał nowo przybyłych. Jakimś cudem chłopak wtaszczył swoje ciało na ostatnie, czwarte piętro budynku. Myślałam, że chociaż mieszkanie ma normalne, ale tutaj również czekała mnie niespodzianka. Otworzył drzwi na… strych. Weszliśmy do środka i moim oczom ukazało się niewielkie pomieszczenie z ukośnym sufitem, dwoma oknami, aneksem kuchennym i drzwiczkami najprawdopodobniej od łazienki. Na środku znajdowała się kanapa, przed nią pod ścianą stał segment z telewizorem, wieżą i wieloma płytami, a w najciemniejszym kącie znajdowało się dużo łóżko z równie ciemną pościelą. Podeszłam do półek i zdjęłam kilka opakowań CD. Radiohead, Take That, The Fray, Robbie Williams. Niezły gust. Podskoczyłam z przerażenia, gdy nagle usłyszałam zderzenie kul z podłogą i od razu odszukałam Louisa wzrokiem. Na szczęście bezpiecznie leżał na swoim łóżku, a sprzętem cisnął celowo i ze złości.

- Nie będę ci przeszkadzać, odpoczywaj – wycofałam się w stronę wyjścia.
- Zaczekaj, zostań jeszcze – zaproponował, unosząc się na łokciach.
- Nie. Na pewno chciałbyś się przespać – pokręciłam głową.
- Nie odpowiada ci moje mieszkanie, tak? Nie twój poziom?- Zagadnął, a w jego głosie mogłam wyczuć rozczarowanie.
- Co? Nie. Oczywiście, że nie – uśmiechnęłam się i podeszłam bliżej.- Nie obchodzi mnie to, gdzie mieszkasz dopóki nie masz szczurów ani karaluchów – zaśmiałam się.
- O to możesz być spokojna. Usiądź – przesunął się i sięgnął po pilot od telewizora.
Niepewnie zajęłam miejsce obok niego, zdejmując wcześniej buty. Przerzucał kanapy tak długo aż nie trafił na film ‘Grease’, który sprawił, że uśmiechnął się radośnie.
- Mój ulubiony musical – skrzyżował ręce pod głową.
- Chętnie obejrzę go po raz setny – stwierdziłam.
- Też go lubisz?
- Moja mama zawsze go oglądała – poczułam się niekomfortowo na myśl o niej.


Nie odezwał się już tylko w skupieniu oglądał, podśpiewując, co chwilę kwestie z piosenek, kręcąc przy tym głową i robiąc śmieszne miny. Zaskoczył mnie tym, bo nie spodziewałam się, że taki jest. Do tej pory wydawał się taki zdystansowany, a teraz zupełnie się wyluzował i podrygiwał. Ja natomiast wciąż byłam spięta leżąc obok niego. Ostatnie wydarzenia powinny mnie nauczyć nieufności wobec obcych a ja bez oporów weszłam do jego mieszkania i mógł zrobić ze mną, co tylko chciał. Zadrżałam na samo wspomnienie Zayna i jego bandy. Żałowałam, co prawda, że nie poznałam go w innych okolicznościach, bo bardzo mi się podobał, ale był groźnym przestępcą, z którym żadna rozsądna dziewczyna nie powinna mieć bliższego kontaktu. 
Z Lou było inaczej. To zwykły chłopak, z przeciętnej dzielnicy. Student i piłkarz. Czułam się przy nim bezpiecznie, wiedziałam, że przy nim nic mi nie grozi, bo nie jest powiązany z żadnymi gangsterami. Zaufałam mu choć on sam jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy.

_________________________________________________________________
Witam Was w ten piękny słoneczny dzień :)
Dodałam siódemkę dopiero teraz, bo miałam małą awarię komputera.
Mam nadzieję, że warto było czekać na ten rozdział. Mi się podoba, chociaż czekają na Was znacznie lepsze :)
Z ogromną radością informuję, że wraz z @charlie_lina autorką opowiadania www.youre-toxic.blogspot.com pracujemy właśnie nad wspólnym projektem. Oby Wam się spodobało. Czekajcie cierpliwie :)
Życzę wszystkiego dobrego i liczę na masę komentarzy.
Całuję <3