piątek, 29 sierpnia 2014

16




Następnego dnia, po powrocie z rozmowy kwalifikacyjnej spodziewałam się zastać tatę w salonie lub w gabinecie. Zajrzałam do wszystkich pomieszczeń, ale nigdzie go nie znalazłam. Miał być wczoraj, najpóźniej dzisiaj rano. Nigdy się nie spóźniał. Nigdy. Poważnie się zaniepokoiłam, gdy wybrałam jego numer i nadal nie odpowiadał. Wzięłam kilka głębokich oddechów i zadzwoniłam do Anastasii. Ona, jako jedyna zawsze wiedziała, co trzeba robić. Opanowała moją histerię w kilka minut i ustaliłyśmy, że muszę pójść na policję, zgłosić jego zaginięcie. Była dla mnie ogromnym wsparciem i postanowiła pójść ze mną na komisariat.

W duchu modliłam się o kompetentnego policjanta, który szybko pomoże wszcząć poszukiwania. Tassie trzymała mnie pod ramię i zapewniała, że wszystko będzie dobrze. Nie wiedziała, co czuję, ale dzielnie podnosiła mnie na duchu. Zastanawiałam się czy ona w ogóle zdaje sobie sprawę z tego jak bardzo byłam jej wdzięczna. Nie tylko za to, co robiła dla mnie teraz, ale za całokształt. Była wspaniałą przyjaciółką, potrafiła mnie opieprzyć, kiedy trzeba, rozśmieszyć, pocieszyć. Byłyśmy dla siebie jak siostry i mam nadzieję, że ona otrzymywała ode mnie tyle sama ile ja od niej. Tuż przed budynkiem, do którego zmierzałyśmy, zatrzymałam się i mocno się w nią wtuliłam.

- Dziękuję, że jesteś Tass – starałam się nie płakać.
- Oj Ems, jaka ty jesteś emocjonalna – zaśmiała się pocierając dłońmi moje plecy.- Zawsze będę twoją najlepszą przyjaciółką. Kocham cię wariatko – jej głos pod koniec zdania nieco zadrżał.
- Ja ciebie też – cmoknęłam ją czule w policzek.
- A teraz ogarnij się, bo spłynie ci cały makijaż. Musimy się dowiedzieć, co się dzieje z twoim ojcem – chwyciła mnie za dłoń i poprowadziła do środka.

Lokalny komisariat nie powalał wyglądem. Na korytarzach siedziało wiele osób. Jedni zrozpaczeni, inni zestresowani. Co chwila mijał nas jakiś policjant, prowadzący podejrzanych facetów, zakutych w kajdankach. Specyficzny odór potu i innych chemikaliów zupełnie nie pasował do tego miejsca. Ana zaczepiła, któregoś z funkcjonariuszy i spytała z kim możemy porozmawiać w sprawie zgłoszenia zaginięcia.

Pokierował nas do gabinetu znajdującego się na końcu korytarza, w którym siedział potężny, znudzony aspirant.

- Nazywam się Simon Ronson, w czym mogę paniom pomóc - wyklepał formułkę, którą z pewnością powtarzał tego dnia ze sto razy i wskazał nam krzesła, na których miałyśmy usiąść.
- Chciałam zgłosić zaginięcie - wychrypiałam w końcu na co facet wyciągnął z szuflady kartkę.
- Imię, nazwisko i wiek - stukał długopisem o biurko.
- Adam Ferguson, lat 49.
- Dlaczego uważa pani, że zaginął?
- Wyjechał służbowo w piątek, miał wrócić wczoraj wieczorem lub dziś rano, ale wciąż go nie ma. Jego telefon jest wyłączony. Martwię się..- robiłam wszystko żeby utrzymać nerwy na wodzy.
- Zdaje sobie pani sprawę z tego, że to dorosły mężczyzna a od rzekomego zaginięcia nie minęło właściwie nawet pół doby, a co tu mówić o całej? Mamy swoje przepisy. Musimy czekać - oznajmił chłodno
- Mojemu tacie grożono, nie może pan tak tego zostawić!- zaprotestowałam, gdy podarł raport i wyrzucił go do kosza.
- Proszę się do nas zgłosić jeśli tatusia nie będzie przez kolejne dwa dni. Nie możemy reagować na każde zawołanie histerycznych bogatych panienek. Mamy miliony ważniejszych spraw. Tatuś z pewnością szaleje i tyle - wzruszył ramionami.
- Jest pan bezczelny! Myślałam, że macie służyć obywatelom!- Uniosła się Ana zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.- Złożymy na pana skargę, może być pan tego pewien - uderzyła pięścią w blat biurka, pociągnęła mnie za ramię i wyszłyśmy.
- Co za palant.. - jego słowa zaczynały do mnie docierać.
- Nie martw się Ems. Poradzimy sobie. Pogadam z Lou, coś wymyślimy - obiecała, obejmując moje roztrzęsione ciało.
- Nie mogę znieść myśli, że cokolwiek mogłoby mu się stać.. Nie wybaczę sobie tego..- prawie się rozpłakałam.
- Uspokój się. To nie twoja wina. Na pewno nic mu nie jest.
- Nie rozumiesz.. Przed jego wyjazdem pokłóciliśmy się o Zayna. Przyłapał nas razem.. Był zły i zawiedziony. Nie chcę żeby to, co wtedy mówiliśmy było naszą ostatnią rozmową.. - pociągałam co chwilę nosem.
- A właśnie.. Uważam, że Malik powinien przy tobie być. Kochacie się dziwną miłością, ale jednak - trafnie zauważyła.
- Ana, on mnie odtrącił i zdradził. Nie umie kochać i nie chcę go widzieć. Uszanuj to- zaprzeczałam, choć pragnęłam się w niego wtulić.
Dziewczyna zamilkła, co zdarzało się niezwykle rzadko. Odprowadziła mnie do domu i zostawiła z dużą porcją świeżo zaparzonej melisy oraz ulubionym kocem. Obiecała, że niedługo wróci.

~*~

(Narracja 3cioosobowa)


Brunet leżał na sofie w swoim domu w rozciągniętej koszulce, dresowych spodniach, a w dłoni dzierżył kolejną szklankę brandy. Od powrotu z imprezy, nie wpuszczał do siebie nikogo i nie trzeźwiał. Wciąż pił i sam się sobie dziwił, że jeszcze tego wszystkiego nie zwrócił. Pomimo pozornego uczucia rozluźnienia, jego mięśnie były spięte i wyglądał na zestresowanego. Zastanawiał się, jakim cudem taka mała, krucha istota mogła doprowadzić go do takiego stanu. Przecież wielki Zayn Malik, nieczuły Shadow nigdy nie pozwolił żadnej dziewczynie zbliżyć się do niego emocjonalnie. Ale ona była inna. Wiedział o tym od samego początku, od momentu, w którym spojrzał tamtego wieczora na jej posiniaczoną twarz, znamię na szyi i dostrzegł w jej oczach prawdziwych, namacalny strach. Była piękna i niewinna.

Nawet, gdy spotkali się w parku, jej złośliwości, wewnętrznie go bawiły. Wcale nie planował wtedy zabierać jej do siebie, ale kiedy przycisnął ją do drzewa i usłyszał z jej ust swoje imię w formie błagalnego jęku, nie mógł się powstrzymać. Odbierał jej niewinność z niezwykłą przyjemnością, a jego uczucia zmieniały się z każdą sekundą, choć nie potrafił tego okazać.

Pamiętał, co powiedziała na tarasie, w trakcie imprezy. Jego serce zabiło wtedy mocniej, ale musiał udać, że to żart. Nie mógł przyznać się do tego, że też ją kocha. Żałował każdej chwili spędzonej z koleżanką Emily. Przede wszystkim, dlatego, że swoim zachowaniem sprowokował ją do pocałunku z Niallem, co zburzyło jego wizję delikatnej Mint. Zmienił ją tym, jaki był wobec niej i to będzie sobie zarzucał do końca życia.

Nie spodziewał się gości, dlatego uporczywe dobijanie się do jego drzwi zaczęło go w końcu wkurzać. Próbował udawać, że go nie ma, ale słyszał jak Louis krzyczał, że dobrze wie o jego obecności w środku. Zareagował dopiero na słowa Anastasii:

- Emily cię potrzebuje!

Coś w nim drgnęło, gwałtownie wstał, ale zachwiał się i z powrotem wylądował na kanapie. Zebrał się w sobie i w końcu udało mu się podnieść. Przez kilka sekund starał się utrzymywać równowagę i wykonał kilka kroków w stronę korytarza. Jego prawa dłoń przesuwała się wzdłuż ściany, służyła mu, jako podparcie w chwilach słabości. Przekręcił zamki w drzwiach i pozwolił Lou oraz Anie na obejrzenie go w stanie silnego upojenia.

- Stary, co z tobą? Ogarnij się lepiej i to szybko – Tommo przytrzymał bruneta w pasie i odprowadził na sofę.
- Co z Em?- Wydusił tylko.
- Jej ojciec zaginął. Musisz przy niej być, ale najpierw wytrzeźwiej – wyjaśniła szatynka zasłaniając nos przed nieprzyjemnym zapachem alkoholu, który unosił się w powietrzu.
- Zaraz postawimy cię na nogi. Kochanie zrób mu mocną kawę a ja wrzucę go pod zimny prysznic - zarządził Louis.

Po kilku godzinach przeróżnych zabiegów i snu, Zayn wyglądał i czuł się znacznie lepiej. Wciąż śmierdziało mu z ust brandy, ale mógł samodzielnie stać, co było nie lada sukcesem. Przebrał się w świeże ubrania i wypił specyfik Lou na kaca oraz witaminy, po czym nie chcąc dłużej zwlekać, we troje udali się do posiadłości Fergusonów.

- Tylko błagam cię, nie bądź dla niej złośliwy. Po prostu ją przytul - Tass pouczyła Malika widząc jego zakłopotanie.
- Okey, rozumiem - mruknął pod nosem.

*~*

(Narracja pierwszoosobowa)

Mój i tak płytki sen przerwało przybycie Any. Tylko ona wchodziła do mnie bez pukania. Zaskoczyła mnie jednak obecność zarówno Louisa jak i Zayna. Odruchowo poprawiłam dłonią potargane włosy i usiadłam po turecku usilnie unikając palącego spojrzenia bruneta. Byłam zakłopotana i miałam ochotę udusić Tassie za to, że mnie nie posłuchała.

- Jak się czujesz Ems?- Zaczął Lou, siadając przy mnie.
- Jakoś – wyszeptałam, nie podnosząc głowy.

Szatyn chwycił moje dłonie chcąc okazać wsparcie. Anastasia popchnęła bruneta w naszą stronę, bo stał jak słup soli. Odchrząknął, aby dać kumplowi do zrozumienia, że przejmuje dowodzenie. Tommo podniósł się z miejsca, podszedł i objął swoją dziewczynę, po czym zniknęli na tarasie.

Ciszę, która zapadła między nami przerywały jedynie nasze nierówne oddechy. Otuliłam się szczelniej kocem, a dłońmi przetarłam zmartwioną twarz.

- Po co tu przyszedłeś?- Wydusiłam wreszcie.
- Anastasia wspominała, że masz problem. Pomyślałem, że będziesz mnie potrzebowała – przysunął się bliżej.
- Śmierdzisz alkoholem – wzdrygnęłam się.
- Nie ukrywam, że dużo ostatnio piłem, ale jestem tu, dla ciebie – objął mnie ramieniem i wtulił się w moje włosy.
- Nie byliśmy w porządku wobec siebie. Myślę, że nasz związek nie ma sensu, w kółko siebie ranimy, a to nie o to chodzi… - wyszeptałam płaczliwie, zaciągając się zapachem jego ciała.
- Nic nie mów – uniósł mój podbródek.- Pamiętam, co mi wtedy powiedziałaś. Spanikowałem. Zachowałem się jak kretyn. Powinienem był zatrzymać cię przy sobie, w końcu jesteś moja – jego czekoladowe tęczówki wpatrywały się we mnie w niespotykany dotąd sposób.
- Zayn, nie musisz… - próbowałam przerwać jego wywód, nie spodziewając się, co za chwilę nastąpi.
- Emily, ja też cię kocham. Nie potrafiłem się do tego przyznać – nie pozwolił mi powiedzieć nic więcej, połączył nasze usta w czułym pocałunku i zsunął ze mnie koc.
- Czy ty właśnie powiedziałeś, że mnie kochasz?- Wyszeptałam w jego wargi, nie mogąc w to uwierzyć.
- Żałuję, że tak późno. Nie jestem dobry w pocieszaniu, dlatego możesz płakać ile chcesz a ja przy tobie będę - odpowiedział cicho, maskując zakłopotanie.
- Nie lubisz, gdy przy tobie płaczę - zdziwiłam się.
- Ale wiem, że tego potrzebujesz. Trochę się nauczyłem - przyznał, usiadł wygodnie i pozwolił abym przyległa do niego swoim ciałem a jego ramiona opiekuńczo mnie otuliły.

Nie uroniłam ani jednej łzy, bo starałam się zbudować w sobie przekonanie, że tata lada chwila zjawi się w progu i będzie zabijał wzrokiem Zayna. Chciałam żeby go zaakceptował, w końcu wyglądało na to, że mogę być szczęśliwa.



Nawet nie wiem, kiedy oboje zapadliśmy w głęboki sen. Obudziłam się dopiero rano i podnosząc się delikatnie rozmasowywałam obolały kark. Na stoliku spostrzegłam kartkę zapisaną pismem Anastasii. Poinformowała, że nie chciała nas budzić i mam dzwonić w razie potrzeby. Spojrzałam na Zayna i znów miałam wrażenie, że nie jest tak zły, za jakiego go mają. Podczas snu wyglądał jak aniołek, który nie potrafiłby nikogo skrzywdzić. Z każdym dniem coraz bardziej go kochałam, czułam jak ta miłość rośnie we mnie i sprawia, że mam, po co oddychać. Ruszyłam do kuchni by przyszykować śniadanie dla dwojga. Cieszyłam się, że upór Any doprowadził do wczorajszej wizyty Malika. Ona zawsze wiedziała, co jest dla mnie dobre.

Uśmiechnęłam się do siebie, gdy poczułam silne ramiona Zayna oplatające moją talię i jego ciepłe ciało stykające się z moimi plecami. Instynktownie przycisnęłam ramię do policzka, gdy zaczął wodzić nosem, po mojej szyi powodując dreszcze i przyjemnie łaskotanie.

- Dobrze, że jesteś - odezwałam się, przymykając powieki.
- Wybacz, że nie pomogę ci ze śniadaniem, ale nie jestem w tym dobry - cmoknął mnie w miejsce za uchem.
- Prawie skończyłam. Siadaj - poprosiłam.
- Wyślę dzisiaj swoich ludzi żeby spróbowali się czegoś dowiedzieć o twoim ojcu, zgoda?- Zagadnął sięgając po kanapkę z salami.
- Dziękuję - posłałam mu wdzięczny uśmiech.- Naprawdę doceniam to, co robisz - zauważyłam, że uważnie przyglądał się mojej twarzy, po czym pochylił się w moją stronę i przejechał kciukiem po mojej dolnej wardze, na której nadal widniała blizna po przygryzieniu w skutek zderzenia jego dłoni z moim policzkiem.
- Wiesz, że nie chciałem, prawda?
- Byłeś wściekły, poniosło cię. Nie wracajmy do tego - opuściłam wzrok na kubek z herbatą.
- Nigdy więcej cię nie skrzywdzę. Nikomu na to nie pozwolę - zacisnął dłonie na moich kolanach.

- Wiem. Już raz to udowodniłeś - pogłaskałam go po zarośniętym policzku.- Zaraz muszę wyjść, więc pójdę wziąć prysznic a ty spokojnie zjedz - podniosłam się z krzesła i poszłam do łazienki.
_______________________________________________________________________
Dobry wieczór kochane.
Wstawiam dziś odcinek póki mam internet, bo weekend spędzam na wsi :)
Dziś bez zbędnych gadek. Dziękuję za Wasze opinie.
Zapraszam również na nowy rozdział na www.the-hooker.blogspot.com , który zaraz się pojawi.
No i do zadawania pytań na asku oraz komentowanie zarówno tu jak i na TT przy użyciu hashtagu #MarkedFF.
Całuję <3

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

15




W poniedziałkowe popołudnie myszkowałam po półkach w supermarkecie próbując znaleźć coś sensownego do jedzenia. Co prawda nie byłam głodna, ale Anastasia wprosiła się na obiad. Z racji burzliwego rozstania z Zaynem, czułam się tak jakby ktoś wyprał mnie z wszelkich emocji, więc na siłę usiłowała poprawiać mi humor. Zewnętrznie wyglądałam dobrze, podczas gdy moje wnętrze wołało o pomoc. O odwyk od toksycznej relacji z Malikiem.

Przestałam dumać nad wyborem artykułów spożywczych, wzięłam to, co akurat wpadło mi w dłonie i ruszyłam do kasy. Wychodząc przed sklep, zderzyłam się z jakąś dziewczyną, przez co reklamówka z zakupami się rozerwała i większość z nich wylądowała na betonowych płytach. Wzdychając ciężko i przeklinając pod nosem cały świat zaczęłam wszystko zbierać aż nagle ktoś mi pomógł.

- Zły dzień?- Malik Senior stał przede mną z jogurtem w ręku.
- Nie pana sprawa - warknęłam, prostując się i odbierając od niego swoją własność.
- Nadal masz mi coś za złe aniołku? - Zaśmiał się ironicznie.
- Niech pan sobie daruje - drażnił mnie jego dobry humor.
- Zawsze chciałaś wiedzieć, czemu uwziąłem się na twojego kochanego, idealnego tatusia, prawda? Otóż kiedyś odebrał mi kobietę mojego życia, a kiedy zmarła znalazł sobie kolejną. Nie jest taki perfekcyjny jak sądziłaś. Obiecałem sobie, że zniszczę mu życie - wyznał swoich zachrypłym głosem.
- Nie wiem, po co mi pan o tym mówi.
- Żeby ci uświadomić, że ty i twoja matka jesteście tylko pionkami w mojej grze. Porzucę ją, gdy tylko mi się znudzi - perfidnie śmiał mi się w twarz.- Mój syn zrobi to samo z tobą, kiedy tylko znajdzie bardziej seksowną panienkę do posuwania.
- Dosyć tego! Niech pan zniknie z mojego życia!- Szybkim krokiem odeszłam chcąc być jak najdalej od niego.

Cała ich rodzina jest popieprzona. Nie wiem jak mogłam myśleć, że coś może ich zmienić. Mijałam kolejne uliczki zastanawiając się jak moja matka dała się na to nabrać. Od początku to wszystko było podejrzane.

Hipokrytka ze mnie, co? Teoretycznie zrobiłam to samo, co ona. Dałam się ponieść emocjom i teraz czuję się jak wrak. W dodatku czekała mnie jeszcze trudna rozmowa z moim tatą, w której będę musiała przeprosić i przyznać mu rację. Tak naprawdę został mi tylko on.  Nie mogłam, a raczej nie chciałam kłócić się z nim z powodu Malika. Zaczęłam dostrzegać, że po prostu nie było warto.

W końcu dotarłam do domu, w spokoju rozpakowałam zakupy i ruszyłam do gabinetu ojca by trochę w nim posprzątać zanim wróci. Na jego biurku, jak zwykle panował bałagan, który tylko on potrafił okiełznać. Zaczęłam układać dokumenty w szufladach, przecierać blat środkiem do drewna. W ostatniej szufladzie ciemnego, dębowego mebla znalazłam mnóstwo listów adresowanych do mojego ojca. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że wynikało z nich jasno, że miał kłopoty finansowe. Niepłacone od wielu miesięcy rachunki, pisma od firm windykacyjnych. Z wrażenia usiadłam na fotelu i czytałam dalej, powstrzymując szczękę przed zderzeniem z podłogą. Tata nigdy nie wspominał o tym, że ma jakiekolwiek problemy. Byłam tak zszokowana, że przestałam rozumieć, co było tam napisane.

- Ems?! Jesteś tu?- Z głębi domu usłyszałam głos przyjaciółki.
- Gabinet!- Odkrzyknęłam po chwili.
- Co z tym obiadem?- Spytała wchodząc.- Co się stało?- Spojrzała na mnie badawczo.
- Sama zobacz – podałam jej kilka kartek.

Zmarszczyła nos oraz czoło, co świadczyło o tym, że się zaniepokoiła. Usiadła na blacie i machając nogami mruknęła z niezadowoleniem.

- Nie wiem jak ty, skarbie, ale ja bym z tym poszła do prawnika. Twój ojciec chyba ma jakiegoś, prawda?- Odezwała się w końcu.
- W terminarzu powinien być do niego numer telefonu – podniosłam się i podeszłam do półek w poszukiwaniu książeczki.

Odszukałam ją a w niej kontakt do radcy prawnego. Anastasia postanowiła, że powinnyśmy zabrać wszystkie listy i od razu do niego pojechać. Tak też zrobiłyśmy, a po drodze opowiedziałam jej o spotkaniu z ojcem Zayna. W mojej głowie pojawiały się najgorsze obawy dotyczące zarówno gangstera jak i długów mojego taty. Nie mogłam uwierzyć, że tak rozsądny i odpowiedzialny facet doprowadził swoje finanse do takiego stanu.

Rozmowa z panem Kirkwoodem wcale nie poprawiła mojego humoru. Okazało się, bowiem, że część naszych restauracji zostało zamkniętych, a dom ma być w najbliższym czasie zlicytowany. Ana objęła mnie pocieszająco i zapewniała, że wszystko będzie dobrze. Jak do cholery ma być dobrze?! Mój tata nigdy mnie nie okłamał. Nigdy. A teraz możemy zostać bez dachu nad głową.

Wraz z przyjaciółką błądziłam po pobliskim parku, próbując poskładać to, co usłyszałam w logiczną całość. Na wyjaśnienia tej sytuacji musiałam poczekać do wieczora, bo właśnie wtedy miał wrócić. Jego problemy przerosły całe cierpienie spowodowane zerwaniem z Zaynem. W tamtym momencie liczyło się dla mnie jedynie to żebyśmy nie stracili domu.

Wielokrotnie usiłowałam dodzwonić się do taty, ale bez skutku. Abonent czasowo niedostępny. Złość i poczucie bezsilności znowu opanowały mój umysł. Gdy stanęłyśmy w końcu przed moją posiadłością, patrzyłam na nią i wspominałam najlepsze chwile mojego życia. Nauka jazdy rowerem na podjeździe, pocieszające lody od taty, które dawał mi po każdym upadku. Pożegnalne całusy, gdy wychodziłam do szkoły i zabawy w ogrodzie z Anastasią. Ten dom zawierał w sobie całe moje dzieciństwo, nie chciałam dopuścić do tego by ktoś tak po prostu go zlicytował.

- Uważam, że powinnaś zadzwonić do ciotki Sarah. Na pewno ci pomoże – szatynka potarła moje ramię.
- Nie mogę. To nie byłoby w porządku – pokręciłam głową zaprzeczając gorączkowo.- Muszę się uporać z tym sama. Poczekam na powrót taty i wtedy podejmę jakąś decyzję – postanowiłam.- A teraz chodźmy w końcu zrobić ten obiad – uśmiechnęłam się słabo i pociągnęłam ją do środka.

Ledwo zaczęłyśmy smażyć przyprawione mięso i wyciągać warzywa na sałatkę, a przerwało nam pukanie. Zostawiłam Tass na placu boju i wycierając dłonie w fantazyjny fartuszek, otworzyłam drzwi.

- Niall?- Szepnęłam zdziwiona i lekko skrzywiłam się na widok jego mocno spuchniętej twarzy.
- Nie przeszkadzam?- Oparł się przedramieniem o futrynę.
- Nie. Przygotowujemy z Aną obiad, wejdź – odsunęłam się, zapraszając go do środka.
- O cześć – szatynka mrugnęła do niego, mieszając sałatkę.
- Hej. Smakowicie wyglądacie – zaśmiał się nerwowo.
- Chcesz o czymś porozmawiać?- Wstawiłam garnuszek z ziemniakami na ogień.
- Właściwie to tak. Wyjaśniłem wszystko Zaynowi, ale zaszył się u siebie i pije… - zaczął.
- Nie interesuje mnie, co się z nim dzieje. Lepiej powiedz jak ty się czujesz – spojrzałam na jego siniaka.
- To nic. Daj spokój – jego zgrabne palce odgarnęły kosmyk moich włosów za ucho.
- Przepraszam. Nie chciałam cię wykorzystać – zrobiło mi się głupio.
- Mógłbym być tak przez ciebie wykorzystywany częściej – dostrzegłam w jego oku ten sam błysk, który pojawiał się, gdy był blisko mnie.
- Nie będę już więcej mącić w twoim życiu. Mam własne problemy.
- Chcesz o tym porozmawiać?- Zagadnął siadając na fotelu.
- Nie, dziękuję – podeszłam do przyjaciółki i zajrzałam jej przez ramię na patelnię.
- Pogadaj z nim – szturchnęła mnie w bok, szepcząc.
- Nie – wycedziłam przez zęby.- To tylko i wyłącznie moja sprawa.
- On może ci pomóc. Pożyczy pieniądze albo coś – zachęcała mnie.
- Nic mu nie mów – wyszeptałam ze złością i wstawiłam wodę na kawę.
- Niall, zjesz z nami? – Zwróciła się do blondyna.
- Chętnie. Ładnie pachnie – pokiwał energicznie głową.
- On zawsze jest głodny – zaśmiałam się.

Podałyśmy gotowy posiłek na trzech talerzach i rozsiedliśmy się przy stole w jadalni. Anastasia utrzymywała konwersację w Horanem, a ich słowa przechodziły przez mój umysł jak przez maszynkę. Przetwarzałam je, ale zaraz potem wyrzucałam daleko za siebie. Co kilka minut nerwowo zerkałam na wyświetlacz swojego telefonu w oczekiwaniu na jakikolwiek znak od ojca. Na próżno. Nawet nie zauważyłam momentu, w którym jedzenie przestało mnie interesować. Stukałam paznokciami o blat, co musiało być bardzo irytujące dla moich towarzyszy. Oczy z każdą sekundą były coraz bardziej wilgotne. Uświadomiłam sobie, że oprócz problemów z tatą, ogromnie brakuje mi Zayna. Nie chciałam tego przyznać wszem i wobec, ale tak właśnie było. Tęskniłam za jego lekko wykrzywionym, złośliwym uśmieszkiem, dużymi szorstkimi dłońmi i magnetyzującymi złotymi tęczówkami, które sprawiały, że moje ciało drżało. W myślach odtwarzałam sobie chwile, w których zwracał się do mnie, tą znienawidzoną ksywką ‘Mint’. Wiedziałam, że popełnił błąd. Zdawałam sobie również sprawę z tego, że związek z nim nigdy nie był i nie będzie łatwy. Nie zmienię go, jeśli sam nie będzie tego chciał. Przypomniałam sobie wieczór, w którym wyjaśnił mi pojęcie naznaczenia, a potem położył się ze mną i powiedział, że pomimo blizn i siniaków, jestem piękna. Kurcze, który chłopak patrząc na poobijaną twarz dziewczyny powie jej coś tak wspaniałego?

To, że się w nim zakochałam było zaprzeczeniem jakiegokolwiek logicznego myślenia. Porwał mnie, traktował jak przedmiot i to było złe. Jednak obronił mnie przed gwałtem, uratował mi życie, musiało mu jakoś zależeć. Najwyraźniej nie potrafił tego okazać. A może to ja, zamiast wciąż go krytykować powinnam pokazać mu, czego oczekuje od związku? Nauczyć go, że musi mnie przytulać, być czuły, szanować moje zdanie, nie krzyczeć, nie kontrolować mnie. Marzyłam o tym aby zaczął kontrolować swoje wybuchy złości i był romantyczny, ale chyba za dużo wymagałam jak na tak krótki okres znajomości. Najpierw raczej powinnam się z nim spotkać, ale przecież muszę się zająć swoimi sprawami.


Te cholerne wątpliwości wiążące się z każdą dziedziną mojej popieprzonej egzystencji są nie do zniesienia. Chciałam nareszcie być czegoś pewna.

______________________________________
_________________________

Witam :) !
Nie wiem, co powiecie na temat tego rozdziału, ale akcja się rozkręca. Dziękuję za Wasze szczere opinie w komentarzach.
Wciąż i nieustannie zapraszam na www.the-hooker.blogspot.com , które tworzę razem z Charlie.
Chciałabym przesłać całusy kochanej Birden i podziękować jej za wszystko! <3
Zadawajcie pytania na asku oraz komentujcie zarówno tutaj jak i na twitterze dodając hashtag #MarkedFF
Do następnego ! <3

czwartek, 7 sierpnia 2014

14.



Przyglądałam mu się dłuższą chwilę i zauważyłam, że jest podenerwowany. Zmarszczył charakterystycznie nos i gładził dłonią swój kark, zerkając na mnie. Obrzuciłam go zawiedzionym spojrzeniem. Zastanawiałam się, jakiej wymówki użyje tym razem.
- Miałeś być punktualnie – zarzuciłam mu od razu.
- Wiem, wiem. Miałem coś bardzo ważnego do załatwienia – mruknął posępnie, a kilka sekund później na jego twarz wstąpił szeroki uśmiech.
- Z czego się cieszysz?- Skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Seksownie wyglądasz – chwycił mnie za biodra i przyciągnął do siebie.- Zresztą to impreza, bawmy się – pokiwał głową w rytm muzyki.
- Jesteś nienormalny – nie mogąc dłużej się powstrzymywać, zaśmiałam się, wprowadzając go do salonu.
David automatycznie zmierzył go niezbyt przyjemnym spojrzeniem, czym Zayn zupełnie się nie przejął. Brunet przywitał się z Louisem i Aną, potem zapoznałam go z kilkorgiem moich znajomych ze studiów, podałam drinka i usiedliśmy w kącie, na fotelu. Ściślej on na nim siedział a ja zajmowałam zaszczytne miejsce na jego kolanach. Czułam się trochę jak jego maskotka, bo jego ręka spoczywała władczo na wcięciu mojej talii, a jego wzrok odstraszał potencjalnych rozmówców. Gdy Malik skończył pić kolejną porcję alkoholu, ruszyłam do tymczasowego barku by przynieść coś jeszcze i wtedy Dave mnie zaczepił.
- Teraz zadajesz się z takimi ciemnymi typami, tak?- Oparł się bokiem o blat.
- Nic ci do tego – fuknęłam zalewając wódkę sokiem.
- Pyskata się zrobiłaś, on tak cię zmienił. Nie byłaś taka wcześniej – zauważył.
- Nie wiem, do czego dążysz – zerknęłam na niego.
Nie zdążył się odezwać, bo tuż za moimi plecami pojawił się Zayn. Był spięty i bałam się, że mogą mu puścić nerwy.
- Odpuść sobie, jasne? Emily należy do mnie. Mam ci to wbić do głowy własnoręcznie?- Warknął, zarzucając ramię na mój kark.
Jakkolwiek bezosobowo to nie zabrzmiało, nie zadziałało. Chłopak przyjął postawę sugerującą gotowość do konfrontacji. Mierzyli się spojrzeniami, niby przez kilka sekund, a dla mnie to trwało wieczność.
- Puszczasz się z agresywnymi gorylami, a mogłabyś mieć intelektualnego przystojniaka – wyznał zaczepnie i z wyższością, za co oberwał od Zayna z prawego sierpowego. Ledwo go zatrzymałam, bo chciał przygnieść rywala do podłogi i dalej okładać. Moi koledzy ze studiów wyprowadzili go w międzyczasie za drzwi.
- Co to miało być? Kupiłeś mnie jak pieska na wystawie?- Oburzyłam się, gdy mój chłopak odetchnął.
- O co ci chodzi?- Znowu przybrał ten posępny wyraz twarzy.
- Nie należę do ciebie, rozumiesz? Związek nie polega na posiadaniu tylko na byciu ze sobą, ale właściwie… - zamyśliłam się.- Kogo ja chcę oszukać? Wmawiam sobie, że między nami może być normalnie, ale nigdy nie będzie – stuknęłam dnem szklanki o blat tak mocno, że jej zawartość się wylała.
Odeszłam zostawiając go w osłupieniu. Może tata miał rację? Może wcale mu nie zależało? Chciał mieć maskotkę to ją sobie sprawił. Chociaż właściwie to mnie obronił, nie pozwolił, aby tamten mieszał moją osobę z błotem. Nie zadbał o siebie, lecz o mnie. Cholera, to takie skomplikowane.
 Wyszłam do ogrodu, przysiadłam na bujanej ławce i zapaliłam papierosa. Dziwne, że nagle naszła mnie ochota na palenie. Nigdy tego nie robiłam, a wszystko przyszło tak naturalnie.
- Nie wiedziałem, że palisz – tuż obok mnie pojawił się Louis.
- A ja nie wiedziałam, że mnie śledzisz – burknęłam nieprzyjemnie.
- O co poszło?- Przysiadł obok mnie i zaczął się odbijać stopami od ziemi by nas rozhuśtać.
- O to, co zwykle. Traktuje mnie jak swoją własność… Niestety to się chyba nie zmieni… - zaciągnęłam się jeszcze dwa razy, a niedopałek zgasiłam w pobliskiej popielniczce.
- Mogłaś się spodziewać takiego zachowania. Zayn nie jest stworzony do bycia w związku – pouczył mnie.
- Myślałam, że mu na mnie zależy. Miałam nadzieję, że go zmienię. Przecież miłość zmienia ludzi – pod wpływem emocji powiedziałam o kilka słów za dużo ujawniając swoje uczucia.
- Kochasz go?- Zdziwił się Lou.
- Nie słuchaj mnie, jestem pijana – machnęłam ręką, przymykając oczy.
- Em, spójrz na mnie – pochylił się w moją stronę i chwycił dwoma palcami mój podbródek.
Zatonęłam w jego szaro-błękitnych tęczówkach i wiedziałam, że od razu się zorientował, co czuję. Przytulił mnie do siebie, uśmiechając się uroczo.
- Jak tak na mnie patrzysz, to mam ochotę cię pocałować, nie rób tak – zaśmiał się, łaskocząc mnie w bok.
- Przysięgam, nigdy więcej – schowałam twarz w jego ramieniu, chcąc ukryć swoje zażenowanie.
W drzwiach tarasowych pojawił się nieźle pijany Zayn. Nie zataczał się, co prawda, ale bełkotał coś pod nosem.
- Tommo, odczep się od mojej dziewczyny, co? Twoja panna cię szuka – warknął.
- Uspokój się. Emily, ma ci coś do powiedzenia – popatrzył na mnie dając znak, że powinnam się przyznać do swoich uczuć i wrócił do środka.
Brunet usiadł obok, objął mnie ramieniem i czekał aż się odezwę.
-Nie chcę być twoją zabawką, Zayn… - w końcu odważyłam się odezwać.
- Nie jesteś.
- Nie rozumiesz. Zależy mi na tym żeby być dla ciebie kimś więcej. Ja…
- Czekaj, czekaj – przerwał mi w połowie.- Zrywasz ze mną?- Wzburzył się.
- Pewnie powinnam, ale nie umiem. Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłam, ale to była dla mnie nowa sytuacja. Nie wiem czy będziesz pamiętał jutro to, co powiem teraz, ale mogę się już nie zdobyć na to wyznanie – podniosłam wzrok tak żeby patrzeć wprost w jego czekoladowo-złote oczy.- Kocham cię. Jestem pewna, że całkowicie i nieodwołalnie się w tobie zakochałam – z serca spadł mi ogromny ciężar, gdy to powiedziałam jednak martwiłam się jego reakcją.
Wpatrywał się we mnie nieobecnym spojrzeniem przez kilka minut. Nie wiem czy zastanawiał się nad odpowiedzią czy też pytanie jeszcze do niego nie dotarło, ale cierpliwie czekałam aż coś powie. Miałam wrażenie, że alkohol przejął nad nim kontrolę, bo mrugał powiekami i przetarł dłonią twarz, wstając.
- Powiesz coś czy będziesz tak stał?- Upomniałam się.
- Dobry żart, Mint. Naprawdę dobry żart – zaśmiał się głośno i zataczając się, wrócił do środka, zostawiając mnie kompletnie zdruzgotaną na tarasie.
Stojąc tak ze szczęką na kafelkach i łzami spływającymi mimowolnie po policzkach, zastanawiałam się czy to rzeczywiście miało miejsce czy uroiłam to sobie w swojej chorej głowie. Najpierw poczułam nieznośny ból w okolicach serca, potem obezwładniającą bezsilność, a na koniec ogromne pokłady złości.
Weszłam do środka po kolejne dwa drinki, po czym postanowiłam zrobić coś, co na 100% wkurzy Zayna. Zadzwoniłam do Nialla, zaprosiłam go i to z nim miałam ochotę spędzić resztę wieczoru. Czekałam na niego godzinę, obserwując swojego chłopaka z drugiego końca salonu. Mogłam sobie oszczędzić widoku Zayna ostro flirtującego z moją koleżanką Debbie. Oboje byli mocno wstawieni, ale mieli siłę i trzeźwe umysły, aby się całować. Praktycznie wszyscy wiedzieli, że jesteśmy razem, a on tak bardzo mnie upokorzył. Poczułam się niepotrzebna na swojej własnej imprezie, a co ważniejsze w życiu Malika.
Kątem oka spostrzegłam zbliżającego się Nialla. Miał na sobie koszulę w kratę, ciemno jeansową kurtkę i czarne spodnie.
- Przepraszam, że nie było mnie wcześniej – próbował się wytłumaczyć, co kompletnie mnie nie obchodziło.
- Nieważne. Mam dosyć patrzenia jak ten palant robi ze mnie kretynkę – wychyliłam kolejną szklankę mocnego alkoholu.
- Jesteś już nieźle zalana, skarbie. Chodź stąd – pociągnął mnie w kierunku tarasu i tam posadził z powrotem na huśtawce, po czym zajął miejsce obok mnie.
- W zasadzie to sama ją z siebie zrobiłam – kontynuowałam swój pijacki wywód.- Wyznałam mu miłość, chciałam go zmienić, ale nie. Emily Ferguson jest skazana na porażkę od samego początku – machnęłam ręką ze złością.
- Zakochałaś się w nim?- Spytał z niedowierzaniem.
- Kilka drinków temu byłam tego pewna – panicznie się roześmiałam.
- On nie umie kochać, Em. Nigdy nie doceniał tych dziewczyn, które chciały z nim być a nie go mieć – stwierdził chłodno.
- A ty? Doceniłbyś mnie?- Uniosłam głowę by móc spojrzeć mu w oczy.
- Już dawno cię o tym zapewniałem. Jesteś wyjątkowa, a Zayn to kretyn – patrzył na mnie w ten sam uroczy sposób, co wtedy, gdy przesiadywał ze mną na ganku w leśnej chacie.
- Wyglądasz jak Furby, wiesz?- Opuszkami palców dotknęłam jego policzków.
- Mam ochotę cię pocałować – zakomunikował oblizując wargi.
Alkohol krążący w moich żyłach zadziałał w tamtej chwili na korzyść Nialla. Impulsywnie uniosłam się do takiego poziomu, aby swobodnie objąć jego twarz dłońmi.
Blondynowi najwyraźniej spodobała się moja inicjatywa, bo jego dłonie zawędrowały na moje plecy i przycisnął mnie do siebie. Z niecierpliwością wyczekiwałam chwili, w której nasze usta się połączą. Nie pomyliłam się. Jego pocałunki tak bardzo różniły się od porywczych i gorących pieszczot Zayna. Były tak spokojne i czułe, że w myślach błagałam żeby nie przestawał. Moja pijana w trupa osobowość mocno zwariowała. Przez Malika pozbyłam się większości skrupułów. Nauczyłam się z nim walczyć. Nie umiałam jednak wybić go sobie z głowy. Mój umysł otrzeźwiał na tyle by zakończyć upojne chwile z Niallem. Z zawstydzenia schowałam twarz w dłoniach. Chłopak objął mnie i przechylił w swoją stronę.
- Przepraszam. Nie powinienem cię całować. Jesteś pijana i skołowana - zrobiło mu się głupio.
- Dobrze usłyszałem? - Nad naszymi głowami rozbrzmiał wściekł bas Zayna.- Odpowiadaj! Pocałowałeś ją?- Szarpnął go za koszulkę.
Horan ostrożnie mnie od siebie odsunął i wstał. Patrzyli na siebie przez kilka minut, wyglądało to podobnie jak w przypadku ataku na Dave’a, a atmosfera zgęstniała jak na pstryknięcie palcem. Brunet porządnie się zamachnął i wymierzył cios kumplowi, który pod jego wpływem z powrotem opadł na huśtawkę. Pochyliłam się nad nim i pogładziłam po twarzy, a gdy Malik szykował kolejny atak, stanęłam między nimi.
- Dość Zayn! Wynoś się cholerny hipokryto! - Z nerwów łzy znów cisnęły mi się do oczu.
Chłopak spojrzał na mnie wściekle i boleśnie chwycił za moje przedramię.
- Bronisz go?- Warknął.
- Sama mu na to pozwoliłam - powiedziałam twardo.
- Przecież jesteś... - zaczął.
- Kim? Twoją dziewczyną? Nie. Nie możemy być razem. Powiedziałam, że cię kocham, wyśmiałeś mnie. Mieliśmy się bawić razem a tymczasem poszedłeś podrywać i całować moją koleżankę! Nie zraniłeś mnie tak bardzo nawet, gdy mnie uderzyłeś! Zostaw nas w spokoju!- Wyszarpnęłam ramię i odepchnęłam go od siebie.
- Emily, daj spokój - od razu złagodniał i próbował mnie udobruchać
- Wyjdź... - Zachwiałam się z powodu sporej ilości wypitego alkoholu i potem straciłam kontakt ze światem.




Przytomność odzyskałam dopiero rano, gdy ostatni goście opuścili mój dom. Rozejrzałam się wokół mrugając powiekami. Byłam w swojej sypialni, a tuż obok leżała Anastasia. Zbudziła się, gdy jęknęłam z bólu, próbując się podnieść. Kac morderca zawładnął całym moim ciałem.
- Lepiej nie wstawaj. Sporo w siebie wlałaś - mruknęła szatynka, unosząc się na łokciu.- Ludzie bawili się świetnie. Nawet nie zauważyli, co się działo na tarasie - dodała.
- Zayn całował się z Debbie a ja z Niallem - powoli wszystko do mnie docierało.
- To już wiemy. Oni chyba to sobie wyjaśnili, ale i tak kazałam im wyjść. Jesteś w stanie mu to wybaczyć?
- Boli mnie głowa. Przełóżmy tą rozmowę na później - zwlekłam się z łóżka i powoli dotarłam do łazienki, gdzie wzięłam odprężającą kąpiel.
Owszem przesadziłam wczoraj z piciem i nie postąpiłam rozsądnie posługując się Niallem w ramach zemsty, ale to Zayn mnie sprowokował. Nienawidziłam osoby, którą się przez niego stałam. Miał na mnie tak ogromny wpływ, że sama siebie nie poznawałam. Dawna Emily nie byłaby zdolna do takich posunięć.

________________________________________________________________
Witam ponownie kochani!
Jestem zawiedziona ilością komentarzy pod poprzednim rozdziałem. Nie wiem, czy to moja wina i powinnam coś zmienić, czy po prostu nie macie czasu żeby naskrobać małą wiadomość.
Jeśli powinnam coś zrobić z fabułą, mówcie. Będzie mi łatwiej.
Przepraszam za jakiekolwiek błędy.
Nie wieszajcie psów na Em po dzisiejszym odcinku. To tylko zagubiona, młoda dziewczyna.
Wyjdzie na prostą, obiecuję.
Całuję <3