sobota, 20 września 2014

18.




- Zostaw ją w spokoju Mike! Przysięgam, że cię zabiję! - Krzyczał tak, że frustracja wręcz wylewała się z niego.
- Chętnie zabawię się z twoją małą zdzirą. Będzie błagać o więcej - wysyczał przez zaciśnięte zęby i zabrał się za odpinanie swojego paska.
Krzyknęłam rozpaczliwie, gdy boleśnie pociągnął mnie za włosy. Bałam się, że nie przeżyję tego, co ma zamiar mi zrobić, a jednocześnie nie chciałam żeby Zayn był zmuszony do poddania się.
- Dobrze! Zrobię co chcecie tylko ją zostawcie! - Widać było po nim desperację i to, że złość na byłego współpracownika dosłownie w nim kipiała.
W myślach dziękowałam mu za to, chociaż nie byłam pewna, co do zadania, które będzie miał wykonać. Wiedziałam, że naprawdę zrobi wszystko abym była bezpieczna.
Yaser warknął na Mike`a a ten niechętnie odpuścił i wyszedł, mrucząc coś pod nosem.
- Masz jeszcze trochę rozsądku - zaśmiał się pomagając mu wstać.- Twoja piękna zostanie tu z Dannym żeby głupoty nie przychodziły ci do głowy a my sobie porozmawiamy - rozwiązał go, na co Zayn od razu usiadł na łóżku i mocno mnie przytulił.
- Dosyć tych czułości. Interesy czekają - rzekł poirytowany senior.
- Nie martw się. Wyjedziemy stąd - szepnął mi wprost do ucha i oddalił się wraz z ojcem.


Z Dannym spędziłam kilka godzin. Stał przy oknie i w ogóle się nie odzywał. Zastanawiałam czego oczekują od mojego chłopaka. On nie chciał już być częścią gangsterskiego świata. Powiedział mi to, a ja mu wierzyłam. Powtarzał, że jest w stanie się zmienić, właśnie dla mnie.
Gdy zaczęło się ściemniać, w pokoju zjawili się nieoczekiwanie Louis i Niall. Wewnętrznie ucieszyłam się na ich widok, ale starałam się tego nie okazywać, aby nie sprowadzić na nich kłopotów. Blondyn wygonił Dana mówiąc, że jest potrzebny na dole i zostaliśmy we troje.
- Co wy tutaj robicie?- Wydusiłam ze zdziwieniem, patrząc na nich załzawionymi oczami.
- Zayn nas wezwał. On pojechał z ojcem na akcję a nam kazał cię stąd zabrać i przygotować wasz wyjazd - wyjaśnił szybko Horan obejmując mnie, po czym z łatwością uniósł moje drobne ciało.- Zamknij oczy i nic nie mów - poprosił.
- Zaufaj nam, po prostu udawaj martwą – dodał szorstko Lou.
Przełknęłam głośno ślinę obawiając się dalszego ciągu tego koszmaru. Dokładnie wykonałam ich polecenia. Niall szedł równo i spokojnie jakby nie czuł mojego ciężaru.
- A ty co z nią robisz? - Usłyszałam głos Mike`a i z całych sił powstrzymywałam drżenie wszystkich kończyn. Reakcja moje organizmu na tego osobnika była w takich okolicznościach bardzo naturalna.
- Szef kazał ją wykończyć i pozbyć się ciała – mruknął chłodno Nialler.
- Udusiłem ją. Cicha i bezbolesna śmierć - odezwał się Tommo, beztroskim tonem.
- Wynieście ją zanim zacznie śmierdzieć - pogardliwy ton Danny`ego sprawił, że ledwo stłumiłam odruch wymiotny.
- A mogłem ją mieć – westchnął z udawanym żalem Mike.
Bez większych problemów wydostaliśmy się na zewnątrz, przynajmniej tak myślałam, bo poczułam na policzkach powiew wiatry. Niall mógł swobodnie umieścić mnie na tylnym siedzeniu swojego auta.
- Na razie leż - przykrył mnie kocem i po chwili jechaliśmy ulicami Londynu.
Dopiero, gdy po jakimś czasie się zatrzymaliśmy, pozwolił mi się podnieść. Uwolnił moje dłonie i nogi z więzów, uśmiechając się łagodnie. Mój dobry Nialler wrócił.
- Zaynowi nic nie będzie? - Zaniepokoiłam się stając niepewnie na miękkich jeszcze nogach przed kamienicą, w której mieszkał Louis.
- Poradzi sobie. Niedługo do nas dołączy, chodź - obaj chwycili mnie pod ramiona i zaprowadzili do mieszkania Tommo na poddaszu.
Lou poczęstował mnie porcją wczorajszej chińszczyzny, a Horan rozłożył na stole swojego laptopa i zaczął w nim szperać, robiąc przy tym zamyśloną i skupioną minę.
- Masz wybrać miejsce, do którego pojedziecie. Na razie w kraju, bo nie wypuszczą was za granicę - oznajmił przysuwając się do mnie.
Obejrzałam kilka ofert. Biorąc pod uwagę ich sugestie wybrałam małe miasteczko Clevedon na zachodnim wybrzeżu Anglii.
 Chłopcy pogratulowali mi wyboru i poprosili abym się trochę przespała, bo podróż będzie celowo kręta i wydłużona by nikt nie mógł nas śledzić. Gdy ułożyłam się na łóżku Louisa, mimochodem przypomniałam sobie żenującą próbę pocałowania go. Na stoliku obok spostrzegłam zdjęcie Any, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że myśli o niej poważnie, chociaż znając ją to pewnie sama je tutaj umieściła. No, ale nie schował go, a to się liczyło.
Przez dłuższy czas nie mogłam zasnąć. Mój umysł był przeciążony ostatnimi wydarzeniami. Zamiast uciekać przed bandytami, którzy na pewno tak łatwo nam nie odpuszczą i chronić Zayna przed aresztowaniem, powinnam przygotowywać pogrzeb taty. Nawet nie mam czasu by spokojnie przeżyć żałobę, a dla psychiki jest to niezwykle ważne. Czułam się tak jakbym zostawiała mojego ojca na pastwę losu. W zasadzie powinnam się skupić na żywych, a nie martwych, ale straciłam jedyną osobę, która była mi tak bliska. Rozdzierający smutek ogarnął mnie dopiero teraz, kiedy zostałam sama z własnymi myślami. Wspomnienia chwil spędzonych z tatą wracały za każdym razem, gdy przymknęłam oczy. Po cichu uroniłam kilka pojedynczych łez i zacisnęłam powieki by móc się, choć trochę przespać. Kiedyś musiałam dać swojemu organizmowi odpocząć, prawda?

~*~

Mój pierwszy od dawna, tak głęboki sen, przerwały mi hałasy dobiegające z kuchni. Dyskretnie podniosłam się do pozycji siedzącej i poprawiając włosy dostrzegłam Zayna, Louisa i Nialla mówiących coś nerwowo szeptem.
- Nareszcie jesteś – dałam im znać o tym, że już nie śpię i zerwałam się na równe nogi.
- Nie podchodź, muszę się umyć – brunet cofnął się o krok, starając się schować ręce.
- Coś się stało?- Przyjrzałam mu się i dopiero wtedy zauważyłam krew na jego dłoniach i koszulce.- Powiedz, że to nie twoja krew… - poprosiłam.
- Nie. Nie moja – odparł.
- W takim razie czyja?- Skanowałam go wzrokiem i powoli domyślałam się, o co mogło chodzić.- Ojciec kazał ci kogoś zabić, prawda?-  Tym razem to ja się cofnęłam z przerażeniem wymalowanym na twarzy.
- Emily, to nie tak jak ci się wydaje – zaczął się tłumaczyć.
- Przestań! Obiecałeś!- Wykonałam jeszcze kilka kroków i trafiłam na ścianę, a on podszedł do mnie najbliżej jak mógł.
- Skarbie… - uniósł zakrwawioną dłoń w stronę mojego policzka, zapominając o tym, w jakim stanie jest.
- Nie dotykaj mnie – warknęłam i wydostałam się spomiędzy ściany i jego ciała.
- Zrozum, że wcale tego nie chciałem – mówił wodząc za mną wzrokiem.- Musiałem.
- Gdybyś nie chciał to byś tego nie zrobił – schowałam się za plecami, Lou i Nialla.
- Zayn, weź prysznic. Pogadacie później – odezwał się Tommo, a chłopak faktycznie odpuścił i wyszedł, co nie było w stylu tego buntownika.
- W porządku?- Spytał blondyn, odwracając się do mnie.
- Nic nie jest w porządku – mruknęłam.- Gdyby nie to, że kocham tego kretyna, to olałabym to wszystko – usiadłam przy stole znajdującym się na samym środku niewielkiego mieszkania i oparłam podbródek na dłoniach.
- Nie martw się pogrzebem. Pomogę Anastasii, ale podejrzewam, że nie dostaniemy pozwolenia na jego odprawienie przez przynajmniej miesiąc, może nawet dwa – poczułam dłonie Louisa na swoich ramionach.
- I właśnie o to chodzi. Za dużo śmierci jest wokół mnie, a on w ogóle mi nie pomaga – łkałam, chociaż nie miałam już siły płakać.
- Będzie dobrze. Tylko wyjedźcie stąd jak najszybciej. Musisz dbać o swoje bezpieczeństwo. Nie chcę żeby coś ci się stało - wyznał Niall, patrząc mi prosto w oczy.
- Wiem - pokiwałam głową ze zrozumieniem, obejmując go czule.
- Możemy jechać - niezadowolony ton Malika sprawił, że prawie odskoczyłam od blondyna.
Chłopcy zamienili ze sobą jeszcze kilka słów, po czym brunet chwycił nasze dwie nieduże torby i puścił mnie przodem. Wynajęte auto stało pod blokiem, ale Zayn nie pozwolił mi do niego od razu wsiąść. Przyparł mnie swoim ciałem do maski samochodu i zmusił do patrzenia sobie w oczy.
- Wiem, że cierpisz. Wiem, że przyczyniłem się do tego cierpienia. Proszę tylko o jedno. Pozwól się chronić - brzmiał zupełnie inaczej niż zwykle.
- Boję się ciebie. Zabiłeś człowieka - oddychałam coraz bardziej niespokojnie, strach krążył w moich żyłach, bo wyobrażałam sobie jak krzywdził inną osobę.
- Zrobiłem to żeby mnie puścili. Żeby ciebie zostawili w spokoju. Nie miałem innego wyboru - był zdenerwowany, jego szczęka się zacisnęła a palce miażdżyły moje biodro.
- Chcę być w końcu szczęśliwa i bezpieczna. Mam nadzieję, że przy tobie tak się poczuję – westchnęłam z rezygnacją, wyszarpnęłam mu się i wsiadłam do auta.


Do Clevedon jechaliśmy kilka godzin, Zayn przejeżdżał przez różne miejscowości tak, aby mieć pewność, że nikt za nami nie jedzie. Całą drogę nie odzywaliśmy się ani słowem, chociaż jego dłoń, co rusz lądowała na moim kolanie. Wiedziałam, że czuję się winny, ale nie potrafiłam znieść myśli, że stał się taki jak jego ojciec. Posunął się do morderstwa, więc nie miałam pewności czy nie zaszły w nim nieodwracalne zmiany. Do tej pory nie zajmował się takimi poważnymi przestępstwami. Chyba. Nigdy mi o tym nie opowiadał, a i ja nie chciałam wiedzieć.
W końcu minęliśmy tablicę z nazwą naszego celu. Miasteczko wyglądało na prowincjonalne, wszystkie domy miały wiktoriański styl. Na podwórkach biegały dzieci, wszędzie było słychać szczekanie psów. Piękna okolica gdyby nie to, że nie jestem tu na wakacjach.
Zajechaliśmy pod niewielki domek z zaniedbanym ogrodem, prawie na końcu drogi. Zanim wysiedliśmy, Malik chwycił mnie za dłoń i wsunął mi na palec obrączkę. Spojrzałam na niego z kompletnym brakiem zrozumienia jego gestu.
- Tutaj nazywasz się Anne Blake, jesteśmy świeżo po ślubie – wyjaśnił krótko.
- Zatem ty jesteś… ?- Dopytywałam o szczegóły.
- Robert Blake. Nie możemy wzbudzać podejrzeń, rozumiesz? Chętnie rozmawiamy z sąsiadami, jak normalni nowożeńcy, ale nie opowiadamy za dużo żeby nie pogubić się w kłamstwach. To dla naszego bezpieczeństwa – wciąż trzymał moje dłonie.
- Jasne, Rob – wysiadłam i poczekałam aż on zrobi to samo.
W tamtej chwili postanowiłam rozpocząć współpracę z Zaynem. Musiałam myśleć przyszłościowo. W końcu chciałam uwolnić się od bandytów, odzyskać swój dom i może mieć własną rodzinę? Zależało mi na tym, więc musiałam przestać złościć się na swojego chłopaka.
Kiedy brunet zabierał nasze rzeczy z bagażnika, na sąsiednim podwórku pojawiła się jakaś kobieta. Przyglądała się nam z uwagą, więc pomachałam jej uśmiechając się sztucznie i pocałowałam chłopaka w usta.
- Emily?- Spojrzał na mnie z zaskoczeniem.
- Nie będę się opierać mężowi – szepnęłam.- Będzie, co ma być. Taty już nie ma, ale wiem, że chciałby żebym zadbała o siebie – poczekałam aż tym razem on mnie pocałuje i weszłam do domu.
Rozejrzałam się po zakurzonym wnętrzu i uśmiechnęłam się do siebie. Musiałam przyznać, że było tu naprawdę ładnie. Mieliśmy tu spędzić tylko dwa góra trzy tygodnie, ale mogłabym pokochać to miejsce.
- Kochanie – odwróciłam się na dźwięk jego głosu.- Wciąż zastanawiam się, jak ze mną wytrzymujesz.
- Cóż… To się chyba nazywa miłość – wtuliłam się w niego jak w pluszowego misia.
- To, co ty na to żebyśmy skonsumowali ją w naszej nowej, małżeńskiej sypialni – gdy uniosłam wzrok, dostrzegłam diabelski błysk w jego oku.
Jednym ruchem porwał mnie w ramiona i pognał na piętro. Wpadł na oślep do pierwszego lepszego pokoju i prawie rzucił mnie na łóżko. Pyłki kurzu od razu uniosły się w powietrze, przez co musiałam odkaszlnąć by się nie udusić.
Intymny nastrój wrócił niemal natychmiast w momencie zetknięcia się jego chłodnej, szorstkiej dłoni z moją rozgrzaną, delikatną skórą. W pośpiechu zrzuciliśmy z siebie ubrania, chcąc dać upust tłumionym do tej pory namiętnościom. Za każdym razem, gdy czułam jego miękkie, wilgotne usta w zagłębieniu pomiędzy szyją a obojczykiem, prężyłam się pod nim jak rozpieszczana kotka, wydając z krtani pełne pasji jęki. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo może mi brakować jego umięśnionego ciała i rozpalającego dotyku. Skupiałam się na emocjach w naszym związku, nie dostrzegając, że przyjemność, którą odczuwam przy naszych igraszkach jest równie ważna i potrzebna. Łapczywe pocałunki chłopaka opuściły moje usta oraz okolice szyi. Teraz czułam je na wrażliwej skórze brzucha. Bez wyczucia zaciskałam palce na jego włosach bądź silnych ramionach, wiedząc, że w takich momentach nie zwraca na to uwagi.
- Jestem za tym żeby pobyt w każdym nowym miejscu, rozpoczynać właśnie tak – usłyszałam jego zachrypnięty szept tuż przy moim uchu.
- Nie gadaj tyle Malik tylko działaj – zaśmiałam się, rzucając mu wyzwanie.

Podjął je niemal natychmiast i zmierzył się z tym zadaniem tak, że tamtego dnia kilkakrotnie szybowałam w chmurach za sprawą swojego mężczyzny.

__________________________________________________________
Cześć robaczki! <3
Wracam z nowym rozdziałem i małym opóźnieniem, ale póki co muszę korzystać z laptopa mojej mamy i trochę się to przeciąga.
Z tego, co widziałam po ostatnich komentarzach, zostałyście rozwalone zdarzeniami z poprzedniego odcinka. Przyznam, że zależało mi na takim efekcie, bo chcę żeby ta historia wzbudzała jak najwięcej skrajnych emocji. Życie Emily i Zayna w najbliższym czasie nie będzie łatwe, zbliżamy się do odcinków, które najlepiej mi się pisało. I jestem ogromnie ciekawa jak na nie zareagujecie :)
Dzisiaj pojawi się również odcinek na Hooker więc zapraszam serdecznie do komentowania obu blogów.
W razie pytań przekierowuję na ASK.FM
Całuję <3

wtorek, 9 września 2014

17.





Gdzieś około południa, dnia następnego wciąż nie miałam żadnych wiadomości o tacie. Ani od Zayna ani od niego samego. Popadłam w melancholijny nastrój, bo obawiałam się najgorszego. Poprzednie popołudnie spędziłam z adwokatem taty u mężczyzny, który miał zlicytować mój dom. Ustaliliśmy, że da mi jeszcze parę dni ulgi ze względu na zniknięcie taty. Wszystko po kolei sypało mi się na głowę i już myślałam, że silne emocje mnie dziś opuszczą, gdy dostałam telefon z komisariatu. Miałam natychmiast się tam stawić. Na moje nieszczęście Ana miała rodzinną uroczystość i nie mogłam od niej żądać by pojechała ze mną, za to Zayn zaangażował się w poszukiwania i nie chciałam mu przeszkadzać. Z duszą na ramieniu i nadzieją na dobre wieści pojechałam na umówione spotkanie.
Tym razem zaszczycił mnie sam komendant i nie wiedziałam czy to dobrze czy źle. Przywitał się, ale był spięty jakby nie chciał mi o czymś powiedzieć.
- Niech pan w końcu coś powie. Znaleźliście mojego tatę?- Wybuchłam ze zniecierpliwienia.
- Można to tak nazwać panno Ferguson - wychrypiał a ja zamarłam.- Powiem wprost. Musi pani zidentyfikować ciało, które znaleźliśmy - dodał po chwili.
- Ciało?- Zesztywniałam wbijając się w krzesło.
- Proszę ze mną. Im szybciej to się stanie tym lepiej - wstał z miejsca i podszedł do drzwi.
Po kilku minutach bezsensownego wpatrywania się w szarą ścianę dołączyłam do niego. Szliśmy długim korytarzem na drugi koniec budynku, a zapach, który się tam unosił przyprawiał mnie o mdłości. Dotarliśmy do białych drzwi, które funkcjonariusz popchnął i weszliśmy do bardzo chłodnego pomieszczenia. Moje ciało pokryło się gęsią skórką, a oczy szczypały pod wpływem cisnących się pod powiekami łez. Policjant skinął na faceta w zielonym fartuchu, który podszedł do jednego ze stołów nakrytych workiem i odsłonił leżącego tam człowieka.
Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. Zrobiło mi się słabo i musiałam oprzeć się o ścianę, aby nie zemdleć. Nawet nie próbowałam powstrzymywać potoku łez, gdy czułam, że moje serce pęka na miliony kawałków. Posiniaczona i blada twarz mojego taty będzie prześladować mnie do końca życia. Rozpaczliwie chwyciłam jego chłodną dłoń i czule przytuliłam do niej swój policzek. Zanosiłam się płaczem tak bardzo, że cała się trzęsłam i ledwo łapałam oddech. Nikomu nie życzę przeżycia takiej chwili. Każda cząstka mojego ciała pulsowała od bólu, który mną zawładnął. Nie obchodziło mnie wtedy jak bardzo żałośnie mogłam wyglądać szepcząc w kółko, że go kocham. Za mało razy mówiłam to, gdy żył i żałowałam, że ostatnią naszą rozmową była kłótnia o Zayna.
- Mamy podejrzanego panno Ferguson, kwestia kilku dni, kiedy go znajdziemy. Jest mi bardzo przykro z powodu panu straty - nad głową usłyszałam głos komendanta.
- Kto to zrobił?- Spytałam nie odrywając wzroku od taty.
- Zayn Malik - na te słowa świat runął ponownie.


Po krótkiej wymianie zdań z policjantem postanowiłam sama rozmówić się z Malikiem. Wysłałam mu smsa z prośbą o spotkanie w parku niedaleko mojego domu. Po drodze wciąż płakałam, a oczy puchły mi coraz bardziej. Byłam zrozpaczona i wściekła. Modliłam się żeby powiedział mi całą prawdę. Pełna negatywnych emocji dotarłam na miejsce. Stał nad stawem, pod naszym drzewem i jak zwykle palił papierosa, przyjmując nonszalancką postawę. Gdy mnie zauważył, wyrzucił fajkę za siebie i odepchnął się od pnia.
- Zabiłeś go?!- Wyrzuciłam to z siebie nie dając mu dojść do słowa.- Powiedz prawdę!- Pięścią uderzyłam go w klatkę piersiową.
- O czym ty mówisz?- Szczerze się zdziwił.
- Znaleźli mojego tatę. Martwego - wydukałam przez łzy.- Zginął wtedy, gdy spóźniłeś się na moją imprezę. Odpowiedz! - Znów okładałam go dłońmi, chcąc sprawić mu ból a sobie ulżyć.
- Emily, uspokój się - stanowczo chwycił moje nadgarstki i przyciągnął do siebie.- Nic mu nie zrobiłem - patrzył mi prosto w oczy, dzięki czemu byłam przekonana, że nie kłamie.
Kompletnie bezsilna, znów zanosząc się płaczem, osunęłam się nieco w jego ramionach, a jego uścisk znacznie się zacieśnił chroniąc mnie przed upadkiem.
- Przysięgam, że nie mam z tym nic wspólnego - pocierał opiekuńczo moje plecy, podczas, gdy ja postradałam zmysły i zaczęłam pleść bzdury o tym, że muszę natychmiast wracać do domu, bo może to wszystko jest jedną wielką pomyłką i ojciec czeka tam na mnie. Zayn usiłował mnie uspokoić na wszystkie możliwe sposoby i w końcu odprowadził do posiadłości rodziców. Zostawił mnie w moim pokoju, a po chwili wrócił z kubkiem gorącej melisy.
- Napij się. Podobno uspokaja nerwy - powiedział zadziwiająco łagodnie, ale nie miałam głowy do tego żeby zastanawiać się skąd ta nagła zmiana.
Kiedy moja głowa powoli przestawała pulsować, na parterze rozległ się huk. Podskoczyłam ze strachu, a Zayn zmarszczył brwi i podniósł się do pionu i nasłuchiwał.
- Zostań tu. Sprawdzę, co się stało - ruszył w kierunku drzwi, chwytając swoją broń schowaną za paskiem jego spodni.
- Idę z tobą - natychmiast do niego dołączyłam, mimo, że odczuwałam dyskomfort względem pistoletu.
Ostrożnie zeszliśmy po schodach i od razu zauważyliśmy wybitą szybę w salonowym oknie. Na dywanie wśród kawałeczków szkła znajdował się spory kamień z przyczepioną kartką. Podniosłam go dopiero, gdy Zayn oznajmił, że jest bezpiecznie. Rozwinęłam skrawek papieru i odczytałam wiadomość.

` Ostrzegałem, że mu nie odpuszczę. Może chcesz do tatusia dołączyć? Mogę to załatwić. Nawet Zayn cię nie ochroni.`

Zasłoniłam twarz dłońmi i znowu się rozpłakałam.
- Wierzę ci Zayn, ale to się nigdy nie skończy - podałam mu kartkę.
Przeleciał po niej wzrokiem i zgniótł.
- Prędzej sam go zabiję niż pozwolę na to by cię dotknął -warknął.- Na razie zostaniesz u mnie a za kilka dni wyjedziemy. Mnie poszukuje policja, a nie mogę cię zostawić samej - stwierdził.
- Nie mogę wyjechać. Kto zorganizuje pogrzeb? Muszę się tym zająć.. - zaprotestowałam.
- Anastasia może to zrobić. Ze mną będziesz bezpieczna. Robię to dla nas, rozumiesz?- Osłonił moje dłonie swoimi kucając przede mną.
- Rozumiem - westchnęłam.
- Pójdziesz teraz do Any, ja cię spakuje i przyjdę, zgoda?
Przytaknęłam ruchem głowy i wstałam a on razem ze mną. Patrzył mi w oczy przez kilka sekund, po czym złożył na moich ustach czuły pocałunek.
W zaskakującym tempie znalazłam się w domu przyjaciółki. Była zszokowana moją opowieścią i mocno mnie przytuliła. Obiecała, że wszystkim się zajmie, a ja wiedziałam, że mogę na nią liczyć. Pożegnałam się i wyszłam na, zewnątrz aby poczekać na swojego chłopaka. Zamiast niego spotkałam Mike`a, Yasera Malika i kilku obcych osiłków.
- Otrzymałaś naszą wiadomość jak sądzę.. - mruknął Senior.
- Zgnijesz w więzieniu za morderstwo, zobaczysz! - Zarzuciłam mu.
Mike chwycił mnie za nadgarstki bym nie zbliżała się do jego szefa. Z oddali usłyszałam głos Zayna. Podbiegł do nas i wyrwał mnie z silnego uścisku, stawiając za sobą.
- Wybieracie się gdzieś? -Zaśmiał się starszy Malik, spoglądając na torbę, którą trzymał jego syn.
- Nie twoja sprawa - Shadow napiął wszystkie mięśnie i był gotowy do ataku.
Niestety Mike i reszta mieli już plan i szybko obezwładnili Zayna jednym celnym ciosem w głowę, po którym stracił przytomność. Próbowałam krzyczeć, ale jeden z osiłków zasłonił mi usta szmatą, która była czymś nasączona. Nie miałam czasu nawet pomyśleć, co to było, bo zasnęłam.

***

Pierwsze, co zauważyłam po przebudzeniu to, to, że siedziałam na łóżku, do którego byłam przywiązana, a naprzeciw mnie, pod ścianą siedział skrępowany, pobity i nieprzytomny Zayn. Zawołałam go kilka razy na tyle cicho żeby nie wzbudzać podejrzeń. Odetchnęłam z ulgą, gdy się poruszył i otworzył oczy.
- Zayn, wszystko w porządku?
- Tak. Nic ci nie zrobili?
- Tylko uśpili. Ironia losu, co?
- O czym ty mówisz?- Mrugał powiekami by odzyskać ostrość widzenia.
- Poznaliśmy się w takiej samej sytuacji. Z tym, że wtedy ty byłeś szefem - uśmiechnęłam się do niego tak jak lubił.
- Racja, ale teraz naprawdę grozi ci niebezpieczeństwo a ja nic nie mogę zrobić – ze zdenerwowaniem szarpał się ze sznurem, który okalał jego nadgarstki.
- Niall w końcu zorientuje się, że coś jest nie tak. Liczę na to - szepnęłam z nadzieją.
Zayn nie zdążył odpowiedzieć, bo do pomieszczenia wparował jego ojciec wraz z moim koszmarem i jeszcze jednym mięśniakiem.
- Sprzeciwiłeś mi się synu, a dobrze wiesz jak mnie to drażni - oznajmił opierając się o ścianę.- Chciałbym dać ci ostatnią szansę na powrót do korzeni.
- Nigdy w życiu!- Krzyknął wściekle.
- Utrudniasz mi sprawę - pokręcił głową.- Ale doskonale znam twój słaby punkt - skinął na Mike`a, który z zadowoloną miną usiadł przy mnie i położył swoją ohydną, wielką łapę na moim udzie.
Wzdrygnęłam się ze strachu, domyślając się, co planują. Tylko moja krzywda mogła go złamać. Widziałam jak oczy mojego chłopaka ciemnieją i pojawia się w nich furia.
- Nawet nie próbuj gnoju!- Usiłował zerwać swoje więzy.
- Nie ty wydajesz tutaj polecenia - warknął ten drugi osiłek wymierzając mu cios w twarz.
- Im dłużej będziesz odmawiał tym dłużej ona będzie cierpieć. Wybór należy do ciebie - oznajmił chłodno Senior.
Na te słowa Mike przyssał się do mojej szyi jak krwiopijca a jego dłonie z łatwością wsunęły się pod moją koszulkę. Jego dotyk mnie palił, ale starałam się nie płakać. Drżałam, ale nie z rozkoszy. Bardziej z przerażenia i obrzydzenia. Wierciłam się niespokojnie, chcąc utrudnić mu dostęp do najbardziej intymnych stref mojego ciała. Załzawionymi oczami zerknęłam na Zayna. Jego mięśnie były napięte. Przeczuwałam, że gdyby nie był związany to zabiłby go gołymi rękami.

- Tylko ty możesz ją uratować synu. Decyduj - prowokacyjnie patrzył brunetowi w oczy.

_________________________________________________________
 Witam.
Ten rozdział dodaję na szybko, bo mam problemy ze swoim laptopem i nie wiem kiedy będę mogła wstawić coś nowego. Oby to nie było nic poważnego. :)
Wasze komentarze zachwycają jakością, ale nie ilością i nie rozumiem dlaczego. Mam nadzieję, że się to zmieni :)
Całuję <3
ASK