sobota, 28 marca 2015

25.



Brookie zgotowała nam wspaniały poranek. Wbiegła do naszej sypialni w swojej różowej pidżamce w kucyki, z rozczochranymi włoskami i bosymi stópkami, ciągnąc za sobą ulubionego, pluszowego królika. Wdrapała się na łóżko i wcisnęła się między nas uśmiechając się słodko.
- Dzień dobry, mamusiu. - Soczyście ucałowała mnie w usta.
- Dzień dobry, skarbie. - Moje zaspane spojrzenie przeniosło się na elektroniczny zegarek stojący na szafce nocnej.- Dlaczego już nie śpisz?
- Tatuś Zayn mnie obudził. Krzyczał – wyjaśniła rezolutnie.
- Obudź tatę Nialla, a ja zobaczę, co się stało, dobrze? – Poprosiłam, wstając.
Zarzuciłam na siebie jedwabny szlafrok i skierowałam się do pokoju gościnnego, który chwilowo zajmował Malik. Wciąż się z kimś kłócił. Najwyraźniej przez telefon, bo nie słyszałam innego głosu. Zapukałam i nie czekając na jakąkolwiek reakcję, weszłam do środka. Stał z komórką przy uchu w samych bokserkach.
- Nic nas nie łączy i nie połączy, Mirando. Jestem wdzięczny za pomoc, to wszystko. - Zerknął na mnie.- Muszę kończyć, cześć. - Szybko się rozłączył.
- Możesz załatwiać swoje romanse trochę ciszej? Obudziłeś Lynn – rzekłam z wyrzutem.
- Romanse? To ona sobie coś ubzdurała. - Bronił się.
- Nie obchodzi mnie to. Nie jesteś tu sam, więc bądź cicho – ostrzegłam.
- Ładnie wyglądasz w tym szlafroczku, ale gdy się złościsz mam ochotę zerwać go z ciebie i zobaczyć, co masz pod spodem. - Uśmiechnął się zawadiacko, podchodząc bliżej.
- Ten widok jest zarezerwowany dla Nialla. - Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
- Nie mogę uwierzyć, że z nim sypiasz. Jak tylko pomyślę sobie, że to on cię dotyka i całuje, krew się we mnie gotuje. - Uniósł dłoń na wysokość mojego policzka i delikatnie go musnął.
- To, co z nim robię, nie jest twoją sprawą. Lepiej szukaj czegoś na wynajem, bo nie zamierzam cię dłużej tutaj znosić, jeśli będziesz się tak zachowywał. - Nie odtrąciłam jego ręki, ale starałam się brzmieć stanowczo.
- Jesteś moja. Tylko moja. Nieważne czy wijesz się teraz pod nim, najważniejsze, że twój pierwszy raz należał do mnie. To ja zdarłem z ciebie niewinność – szeptał, roztaczając swój czar wokół mnie.
- Przestań. - Zdobyłam się jedynie na błagalny ton.
- Zmuś mnie – odparł, przybierając seksowną barwę głosu.
Zebrałam resztki zdrowego rozsądku, który mi pozostał i odsunęłam się w stronę drzwi. Kosztowało mnie to mnóstwo wysiłku, ale nie mogłam pozwolić, aby znów bezkarnie mnie uwodził. Musiałam się od niego uwolnić raz na zawsze.
Jedynym ratunkiem zdawał się być ślub z Niallem. Wystarczająco długo jesteśmy narzeczeństwem, możemy ustalić datę. W kompletnym amoku postanowiłam dłużej nie zwlekać i oznajmić narzeczonemu o tym, że chcę zostać jego żoną najszybciej, jak się da.
- Skarbie. - Zwróciłam się do córki, wchodząc do sypialni.- Biegnij do tatusia, niech zejdzie z tobą na śniadanie.
- Dobrze, mamusiu. - Szybciutko pobiegła na korytarz.
- Kochanie. - Usiadłam przy blondynie.- Myślałam o naszych zaręczynach, wiesz?
- I co takiego wymyśliłaś?- Przysunął się do mnie, po czym pogładził moje ramię, zsuwając przy tym materiał szlafroka. Wodził wzrokiem po moim ciele z zadowoloną miną.
- Chcę wziąć ślub – wydusiłam w końcu.
- Ja też. - Pokiwał głową.- Trzeba wszystko zaplanować – stwierdził.
- Jeszcze w tym miesiącu. - Dokończyłam swoją myśl, która go zszokowała.
- Nie wiem czy uda nam się to zorganizować w tak krótkim czasie. Skąd ten pośpiech?
- Poradzimy sobie. Pamiętasz, co ci mówiłam? Skromne wesele, bez fajerwerków. Wierzę, że jak się postaramy, to wszystko nam się uda. Poza tym, to nie pośpiech. Po prostu chciałabym już być twoja, w świetle prawa - wytłumaczyłam w miarę przekonywująco i pocałowałam go.
- Będę najszczęśliwszym mężem na świecie. - W jego oczach mogłam dojrzeć iskierki radości, czyli udało mi się uśpić jego instynkt.
- Obym cię nie zawiodła. - Wtuliłam się w jego ramiona.
- Ty? Nigdy. Kocham cię, Emily. - Ucałował moją skroń.
- Ja ciebie też. – Przełknęłam ogromną gulę, która utworzyła się w moim gardle.
A może powinnam raczej nazwać to kolejnym kłamstwem?


***
Rodzina Horanów na wieść o rychłym ślubie, pękała z podekscytowania. Szwagierka Nialla, zostawiła małego Theo pod opieką męża i przyjechała do nas by pomóc mi w wyborze sukni i dodatków. Jedyną osobą, która nie była zadowolona z takiego obrotu sprawy był Zayn. Nie mogę mu się dziwić, ale postanowiłam odkreślić przeszłość grubą kreską.
W największym salonie ślubnym w mieście przeglądałam różne wzory i kroje w poszukiwaniu tej idealnej. Ceremonia miała się odbyć w małej kaplicy na obrzeżach. Pragnęłam, aby moja kreacja była prosta, a na głowie chciałam mieć wianek. Jak się okazało pół godziny później, Denise doskonale odebrała moje wskazówki, bo znalazła dla mnie coś wspaniałego <klik>. Sprzedawczyni od razu pomogła mi ją założyć i z dumą stanęłam przed wielkim lustrem.
Czy byłam szczęśliwa?
Oczywiście.
W końcu marzyłam o mężczyźnie, który będzie mnie kochał całym sercem i o córeczce, która będzie sensem mojego życia. Tylko jeden szczegół się nie zgadzał. Pan Młody miał być przystojnym brunetem. Mieliśmy się sprzeczać o obrząd, w jakim weźmiemy ślub. Miało mi zapierać dech, gdy zobaczę go w garniturze, stojącego przy ołtarzu.
Zawsze wiedziałam, że Niall jest tym odpowiednim. Dbał o mnie i Brookie, nigdy niczego nam nie brakowało. Kochałam go, ale nie mogę zaprzeczać, że pierwszą, wielką miłością był Zayn. To z nim odkrywałam trudy miłości. Patrząc na piękną, śnieżnobiałą suknię i swoje rumiane policzki wmawiałam sobie, że podjęłam słuszną decyzję.
Za nic w świecie nie zranię ukochanego Horana.
- Wyglądasz cudownie, bierzemy ją. - Do świata rzeczywistego przywołała mnie Denise.
Potwierdziłam słowa dziewczyny radosnym piśnięciem, schowałam się za kotarą i ostrożnie zdjęłam ślubną kreację.
- Niall ma prawdziwe szczęście, że z nim jesteś.
- Nie mów tak. - Zaczerwieniłam się, opuszczając wzrok.
- Jesteś wspaniałą matką, kochającą narzeczoną i z pewnością będziesz idealną żoną. - Kiedy usiadłam obok niej, położyła dłoń na moim ramieniu w geście wsparcia.
- Dziękuję, to miłe. - Zagryzłam wargę, powstrzymując łzy, które cisnęły mi się do oczu na myśl o kłamstwie, w którym żyję na własne życzenie.
Ekspedientka przyniosła nam kartę kredytową z wydrukiem i rachunkiem oraz elegancką torbę, w której znajdowało się pudło z moją suknią oraz dodatkami. Pożegnałyśmy się i wróciłyśmy do domu.
Brakowało mi mojej najlepszej przyjaciółki. Słowa Anastasii zawsze podnosiły mnie na duchu, więc sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam do niej. Razem z Lou wybrali się na rocznicową wycieczkę. Nadal są szczęśliwi, korzystają z życia.
- Cześć kochana moja. - Zaświergotała radośnie do słuchawki.
- Hej. Tęsknię za tobą, strasznie. Mam kryzys. - Upewniłam się, że nikt nie podsłuchuje naszej rozmowy, wyglądając za drzwi pokoju.
- Co się dzieje?- Od razu się przejęła.
- Przygotowania do ślubu idą świetnie, jestem z nich zadowolona, ale męczą mnie te wszystkie kłamstwa. W dodatku Denise wciąż powtarza jak bardzo rodzina Horanów cieszy się. Zachwala mnie, komplementuje, a ja wiem, jaka jest prawda. Jestem okropną kłamczuchą…
- Ems, dobrze wiesz, że od początku tego nie pochwalałam - zaczęła surowo.- Niemniej jednak uważam, że po tym, jak Zayn cię odrzucił, powinnaś być szczęśliwa. Nieważne czy sama czy z którymś z nich. Musisz pamiętać o tym, że najważniejsza jest teraz Brooklyn - dokończyła łagodniej.
- Tak. Moja córeczka. - Uśmiechnęłam się do siebie.- Myślisz, że można kochać dwóch mężczyzn jednocześnie?
- Nie, a przynajmniej nie tak samo. Moim zdaniem miłość do Malika jest przepełniona namiętnością. Nialla kochasz, jak najlepszego przyjaciela, kogoś, kto jest przy tobie, gdy go potrzebujesz.
- Nie pomagasz… - westchnęłam.
- Tej decyzji nikt za ciebie nie podejmie, kochanie - pouczyła mnie. - Wszystko zależy pod ciebie.

***
Słuchając opowieści córeczki podczas obiadu odczuwałam sprzeczne emocje. Byłam dumna, że jest mądra i rozumie sytuację, a zarazem zła na siebie, że dopuściłam do tego żeby dwóch mężczyzn nazywała ‘tatą’. Od początku bałam się, że namotam jej w głowie i jej relacje, z Zaynem ulegną pogorszeniu. Nie zawiodłam się na niej, bo okazała się bardzo rozsądna. Widać było, że kocha ich obu najmocniej na świecie i z pewnością cierpiałaby gdyby którykolwiek z nich zniknął z jej życia. Dzień ślubu zbliżał się strasznie szybko, ale wcale mnie to nie zaskakiwało. Przygotowania były tak intensywne, że nie miałam czasu zastanawiać się nad tym czy jest środek tygodnia czy weekend. Wszystko było już dopięte na ostatni guzik.
Po posiłku Niall i Brookie zajęli się sprzątaniem ze stołu, Denise poszła do swojego pokoju zadzwonić, a ja mogłam usiąść na tarasie i odprężyć się w promieniach słońca. Zayn cały czas kręcił się bez sensu w zasięgu mojego wzroku, paląc papierosa. Obiecał, że nie będzie tego robił w domu żeby nie truć małej. Doceniałam jego wyrzeczenia i starania, widziałam jak bardzo zmieniał się z każdym dniem.
Robił to, aby uszczęśliwić Lynn.
Zgasił końcówkę o podeszwę swojego buta i wyrzucił go do śmietnika stojącego przy wejściu, po czym usiadł na krześle obok mnie.
- Masz już bieliznę na noc poślubną?- zagaił, jak zwykle niestosownym pytaniem.
- Naprawdę musisz?- Spojrzałam na niego z politowaniem.
- Chcę wiedzieć czy jesteś już przygotowana. Chociaż może wolę mieć niespodziankę. - Uśmiechnął się prowokująco.
- Nie rozumiem. - Zmarszczyłam brew.
- Oboje dobrze wiemy, że nie z nim spędzisz tę noc.
- Nie schlebiaj sobie. - Podniosłam się.
- Nic nie powiedziałem, a ty od razu pomyślałaś o mnie - zaśmiał się.- Zaprzeczysz?
- Ugh… Daj mi spokój. - Fuknęłam na niego ze złością i wróciłam do środka.
- Kochanie, wszystko w porządku?- Blondyn złapał mnie w pasie i zatrzymał przy sobie.
- Tak. - Skłamałam. - Przytulisz mnie?- Oparłam podbródek na jego obojczyku a on otulił mnie ramionami.
- Za kilka dni będziesz panią Horan – wyszeptał z dumą. - Miałaś rację. - Dodał.
- Ja? Rację? - Nie wiedziałam, co miał na myśli.
- Na początku mówiłaś, że nie muszę być gangsterem, że stać mnie na coś więcej i możesz mi pomóc. Pomogłaś. Dziękuję. – Pochylił się i czule ucałował moje usta.
- Przestań. - Wzruszyłam się.
- Mogę zabrać Brookie na plac zabaw?- Nagle tuż obok nas stanął Zayn.
- Jasne – odparł Niall. - Jest w swoim pokoju. - Humor mojego narzeczonego podczas rozmów z brunetem był zawsze dobry, co ogromnie mnie krępowało. To takie dziwne, obserwować jak udają, że wciąż są przyjaciółmi, a tak naprawdę prowadzą walkę. Walkę o mnie.
Właściwie to Niall chyba rzeczywiście patrzył na Shadowa, jak na przyjaciela, za to Malik traktował go jak rywala. Rozumiałam jego postawę, ale przecież nie mógł ciągle uprzykrzać nam życia. Słowa, które od niego usłyszałam w więzieniu, codziennie odbijały się echem w mojej głowie. Sam kazał mi odejść i wychowywać córkę z Horanem. Popchnął mnie w ramiona swojego najlepszego kumpla i pretensje mógł mieć tylko i wyłącznie do siebie.
Oczywiście, że wciąż był dla mnie ważny, kochałam go. Dzięki niemu mam Brooklyn, ale bałam się, że jeśli do niego wrócę znowu będzie tak, jak kiedyś. On będzie zimnym draniem, bez uczciwej pracy i wiecznie będę martwiła się o to czy z kimś nie zadrze. Bezpieczeństwo Lynn było kluczowe i nie zamierzałam ryzykować.
Nie mogę jednak zaprzeczyć, że gdy patrzyłam na to jak się z nią bawi, jak nosi ją na barkach, jak ganiają się po ogrodzie, jak czyta jej bajki przed zaśnięciem, moje serce rosło i biło znacznie szybciej. Była do niego niesamowicie podobna, kiedy się obrażała robiła identyczne miny jak on. Niall wydawał się być czasem zazdrosny o ich relacje, ale ilekroć o tym rozmawialiśmy powtarzał, że wszystko gra i wie jak jest.
- Nareszcie sami - westchnął blondyn, opadając na łóżko w naszej sypialni.
- Zayn bardzo działa ci na nerwy?- Przysiadłam obok niego.
- Tylko trochę. Zbyt mocno zaznacza swoją pozycję w moim domu. Nic nie mówię, bo jest moim kumplem i ojcem Brookie, ale niesamowicie drażni mnie to jak panoszy się wokół ciebie. - Podniósł się do pozycji siedzącej.
- Daj spokój, kochanie. - Zaczęłam masować jego kark.
- Nie udawaj, że tego nie widzisz – rzekł z wyrzutem.
- Nieważne czy widzę, ważne czy reaguję – odparłam spokojnie.
- Przepraszam. - Zmienił ton głosu.- Przecież wiem, że nie zdradziłabyś mnie. Ani z nim, ani z nikim innym. - Widziałam jak się uśmiechnął.

- Oczywiście, że nie. On należy do przeszłości, ty natomiast jesteś moją przyszłością.
__________________________________________________
Hej, to znowu ja. Trochę szybciej niż zamierzałam, ale to chyba dobrze, prawda?
Wiem, że nie wszyscy podzielają decyzje podejmowane przez Emily, ale jeśli postawicie się na jej miejscu, powinnyście choć trochę ją zrozumieć.
Dziękuję tym, którzy wciąż są obecni i mnie wspierają. Kocham Was! <3

wtorek, 17 marca 2015

24.



Patrzyłam na swoje odbicie w lustrze i nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje. Dojrzałam zarówno fizycznie jak i psychicznie. Byłam mamą, chociaż nigdy bym się tego nie spodziewała. Moje ciemne włosy już jakiś czas temu podcięłam i sięgały teraz tylko do ramion. Figurę miałam pełniejszą, piersi nieco większe. W pełni akceptowałam siebie. Zerknęłam na prawą dłoń, na której widniał przepiękny pierścionek.
Tak.
Byłam zaręczona. Z Niallem.
Byłam z nim szczęśliwa, choć do tej pory nie poznał prawdy o tym, dlaczego dałam mu szansę. Palcami rozprostowałam materiał kwiecistej sukienki, którą miałam dziś na sobie. Nadal w moim sercu panowała pustka, ponieważ brakowało mi Zayna, ale uczyłam się z tym żyć. Widok śmiejącej się córeczki był dla mnie wybawieniem, cudownym lekarstwem.
- Kochanie, zaraz podajemy tort. - Do sypialni wparował podekscytowany Horan w koszuli w kratę i ciemnych jeansach. Jego czupryna, niefarbowana od dawna, zaczęła ciemnieć i teraz miał spore odrosty. Wydoroślał, zmężniał i wciąż tak samo mnie kochał.
- Idę. - Poprawiłam włosy i podeszłam do niego.
Chwycił pewnie moją dłoń i zeszliśmy na parter, do ogrodu, w którym była Anastasia z Louisem oraz kilkoro znajomych ze swoimi dziećmi. Było głośno i wesoło. Właśnie dziś moja mała Brookie kończyła cztery latka. Niesamowite jak szybko to zleciało. Kruczoczarne, gęste włoski spięte w dwa kucyki, cudna różowa sukieneczka i szeroki uśmiech po tacie. Bawiła się grzecznie z innymi dziećmi, ale gdy nas zobaczyła podbiegła i wtuliła się w nasze nogi.
- Skarbie. - Blondyn wziął ją na ręce.- Teraz pomyślisz życzenie i zdmuchniesz świeczki, dobrze? - Ucałował jej czoło.
- Dobrze tatusiu. - Pokiwała rezolutnie główką.
Wspólnie podeszli do tortu, a ja ujęłam w dłonie aparat i zaczęłam robić zdjęcia. Lynn wiedziała, kim jest jej biologiczny tata. Nie do końca rozumiała, dlaczego go nie ma z nami, ale wiedziała, że bardzo ją kocha i parę razy byłam z nią u niego na widzeniu. Zawsze z dumą obnosiła się wśród innych dzieci z faktem, że ma dwóch tatusiów, co nieraz potrafiło mnie rozbawić.
Niall genialnie sprawdzał się w swojej roli. Mała była jego oczkiem w głowie i często jej pobłażał. Bywała psotna, ale on nie miał serca jej ukarać, a wtedy to ja okazywałam się być tą zołzą, która musi zaprowadzić porządek.
Zayn natomiast zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Brookie lubiła go odwiedzać, ale nie zawsze od razu reagowała na niego tak, jak byśmy tego chcieli. W końcu miała cztery latka, wszystko mogło jej się mieszać.
Niedawno dowiedziałam się, że jakaś pani adwokat zaczęła zajmować się jego sprawą i podobno dobrze jej szło. O niczym tak nie marzyłam, jak o jego wyjściu na wolność, ale cholernie się tego bałam. W zasadzie moje życie było poukładane. Miałam wspaniałego narzeczonego, śliczną córeczkę i nie potrzebowałam zamieszania, które na pewno wprowadziłoby jego nagłe pojawienie się.
Nie wiem, czego zażyczyła sobie moja księżniczka, ale podskoczyła z radości, gdy usłyszała dzwonek do drzwi tuż po zdmuchnięciu świeczek. Pędem pobiegła w ich kierunku, a ja przeprosiłam gości i podążyłam za nią.
- Nie uciekaj mi łobuziaro! - W ostatniej chwili pochwyciłam ją w ramiona i wycałowałam po szyjce, na co zareagowała spontanicznym wybuchem śmiechu.
Wciąż trzymając ją na rękach otworzyłam drzwi, a to, co zobaczyłam prawie zwaliło mnie z nóg.
- Tatuś!- Pisnęła dziewczynka. - Chciałam dwóch tatusiów na urodziny!- Ucieszyła się, wyciągając rączki do Zayna.
Za jego plecami stała seksowna blondynka, ubrana bardzo elegancko, której nigdy wcześniej nie widziałam. Chłopak odebrał ode mnie małą i oboje weszli do środka.
- Nazywam się Miranda Norman. Broniłam pana Malika i jak widać, udało się – powiedziała z dumą w głosie.
Nie zareagowałam, bo wciąż nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Niall najwyraźniej zaniepokoił się naszą nieobecnością, bo po chwili stanął tuż obok mnie, obejmując moją talię. Zapoznał się z prawniczką, po czym kobieta pożegnała się i wyszła nie chcąc zakłócać takiej chwili. Patrzyłam jak Zayn tuli do siebie córeczkę i czułam jak moje serce bije w niekontrolowany sposób. Tak dawno go nie widziałam, a teraz stał przede mną całkowicie wolny.
- Kochanie, zabierzesz Brookie do gości?- Zwróciłam się do blondyna.
- Jasne. Chodź mała, później pobędziesz z tatą. - Zabrał ją od bruneta i zaprowadził na zewnątrz.
Przez dłuższą chwilę panowała między nami krępująca cisza. Nerwowo przygryzałam wargę, nie wiedząc, co powinnam powiedzieć. Przyjrzałam mu się dokładnie i spostrzegłam kilka małych blizn na jego twarzy. Był ogolony, ładnie przystrzyżony, a jego oczy lśniły dawnym blaskiem. Jego tors okrywała biała podkoszulka, a na niej niechlujnie wisiała czerwona koszula w kratę. Czarne spodnie zwisały tak jak zawsze. Cały on. Nic się nie zmienił.
- Nie przytulisz mnie?- odezwał się lekko zachrypniętym głosem.
- Nie powinnam. Mamy gości i muszę… - Zaczęłam się motać, próbując wymyślić powód, dla którego nie mogę się do niego zbliżyć. To mogłoby mnie pogrążyć.
- Daj spokój. Wiem, że tęskniłaś za mną tak samo mocno, jak ja za tobą. - Przybrał swój bezczelny ton.
- Nie zachowuj się, jak dziecko. - Poprosiłam, unosząc dłoń by go uciszyć.
Właśnie wtedy musiał zauważyć pierścionek zaręczynowy. W zasadzie ciężko byłoby go nie zauważyć, ponieważ Niall bardzo się postarał i kamień był naprawdę spory,
- Oświadczył się?- spytał z rozgoryczeniem, zmieszanym z nutką rozbawienia.
- Tak. Od półtorej roku jesteśmy zaręczeni. - Spojrzałam przelotnie na błyskotkę.
- Łatwo ci to przyszło – stwierdził.
- Rozstaliśmy się, nie pamiętasz? Sam pchnąłeś mnie w jego ramiona. Cierpiałam bardziej niż sobie wyobrażasz, a ty masz czelność mówić, że było mi łatwo?!- Starałam się nie krzyczeć zbyt głośno, ale sprowokował mnie. - To ja codziennie musiałam tłumaczyć naszej córce, co się dzieje! To ja bez przerwy okłamuję Nialla, więc przestań pieprzyć! - Warknęłam na niego. - Jeśli chcesz zostać na przyjęciu, zachowuj się jak należy i nie wracajmy do tematu – ostrzegłam go i ruszyłam do ogrodu.
Zabolały mnie jego słowa. Nigdy nie było mi łatwo. Wciąż nie jest. Żyłam w kłamstwie, w które uwikłałam się właśnie przez niego. Sam kazał mi odejść, nie chciał o nas walczyć. To, że wyszedł nie oznacza, że w tej sekundzie rzucę narzeczonego i wrócę do przeszłości. Kochałam blondyna, na swój sposób oczywiście, ale nie chciałam go ranić.
Moja córeczka była szczęśliwa i to było najważniejsze.
Dla niej mogłabym poświęcić nawet siebie.


***


Zayn przystał na moje warunki i świetnie bawił się na przyjęciu. Robiłam dobrą minę do złej gry, dopóki goście nie wyszli. Potem już nie było tak łatwo. Brookie zabrała Malika do swojego pokoju żeby pokazać mu prezenty, jakie dostała, przez co zostałam skazana na konfrontację z Niallem.
- Jego powrót coś zmienia? Między nami?- Złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie, tak abym usiadła na jego kolanach.
- Szczerze? Nie wiem. - Patrzyłam mu prosto w oczy. - Wiem, że mnie rozumiesz. - Pocałowałam go.
- Oczywiście. Jestem w tym od początku, wiem ile was łączyło. Teraz macie jeszcze Lynn. Kocham cię, ale jeśli poczujesz, że chcesz do niego wrócić, po prostu powiedz. Nie zabiję ani jego ani siebie. To mój przyjaciel. - Zamrugał powiekami. – Tylko o jedno cię proszę, nie okłamuj mnie. Nigdy.
- Póki, co musimy się nauczyć żyć z nim pod jednym dachem, bo nie ma gdzie wrócić. Będę z tobą szczera, obiecuję. – Westchnęłam, wtulając się w jego ciepłe ciało jakby to miało zmniejszyć moje poczucie winy.
- Wszystko będzie dobrze. Nie zamartwiaj się tak. - Ucałował wierzch obu moich dłoni.
- Jesteś niesamowity. – Nie mogłam powstrzymać spontanicznego uśmiechu, który wkradł się na moje oblicze.
Jego palce śmiało wsunęły się pod moją sukienkę i pogłaskały uda. Pocałował mnie i połaskotał podniebienie swoim językiem, znacznie przedłużając pieszczotę. Obojgu nam z pewnością przyszła do głów ta sama grzeszna myśl, ale nie mogliśmy jej wcielić w życie, ponieważ przerwało nam znaczne chrząknięcie bruneta, schodzącego po schodach. Poprawiłam się na kolanach Nialla i oparłam się plecami o jego klatkę piersiową.
- Mała zasnęła, miała dzień pełen wrażeń – poinformował, stając przed nami.
- Wróciłeś wprost na jej urodziny, bardzo ją to uszczęśliwiło. - Uśmiechnął się blondyn.
- Gratulacje z powodu zaręczyn. - Spojrzał na nas spod swojej gęstej grzywki.
- Dzięki – odparł Horan i nagle zrobiło się niezręcznie.
Wiedziałam, że Malik poruszy ten temat, prędzej czy później. Mój narzeczony wyraźnie się zestresował, zsunął mnie na fotel i poszedł na górę. Nie było mu łatwo, rozumiałam to doskonale. Chciałam go wesprzeć, zapewnić, że wszystko się ułoży i po prostu zapomnieć o istnieniu ojca mojego dziecka.
 Po dłuższej chwili milczenia, podniosłam się z miejsca i wyszłam do ogrodu, chcąc pozbierać zużyte naczynia. Byłam skrępowana obecnością byłego chłopaka i nie miałam zamiaru przebywać z nim w jednym pomieszczeniu. Jednak mogłam się spodziewać, że tak łatwo sobie nie odpuści. Kilka sekund później pojawił się tuż za moimi plecami, czułam jego ciepły oddech na karku.
- Tęskniłem za tym zapachem – wyszeptał czule.
- Zachowujesz się niestosownie. - Zacisnęłam palce na oparciu krzesła, przed którym stałam. - Jak zwykle zresztą - dodałam spokojnym tonem, w myślach wracając do wspomnień.
- Spójrz na mnie Emily, proszę. - Myślałam, że się przesłyszałam, ale posłusznie się odwróciłam. - Chcę odzyskać swoją rodzinę. Niall nie stanie mi na drodze. - Jego czekoladowe oczy przewiercały mnie na wylot. Znów na zaczynał na mnie działać, żołądek związał mi się w supeł. Muszę mu coś powiedzieć albo stanie się coś, czego będę żałowała.
- Myślisz, że po czterech latach możesz tutaj przyjść i tak po prostu rozwalić moje poukładane życie? To niemożliwe. - Stanowczo zaprzeczyłam. Wiele kosztowało mnie zebranie się na to, co powiedziałam.
- Uczucie, które nas łączyło nie mogło wyparować. Byłaś i zawsze będziesz miłością mojego życia. Nie chcę żałować, że nie zrobiłem nic abyś znów była moja. Nie dostrzegłaś, jak bardzo dzięki tobie się zmieniłem? – Pogrywał sobie ze mną i niestety miał rację.
- Jestem zaręczona z twoim przyjacielem, pogódź się z tym i przestań udawać romantyka, bo nigdy nim nie byłeś. - Z przeszywającym bólem w klatce piersiowej wróciłam do porządkowania ogrodowego stołu, ignorując Zayna.
Nie odzywał się już, ale pomógł mi w zmywaniu. Nigdy wcześniej nie przykładał się do obowiązków domowych, więc zaskoczył mnie tym. Szczerze mówiąc, po tym, co od niego usłyszałam miałam ochotę rzucić mu się w ramiona i wykrzyczeć, co czuję, ale od razu pierścionek na serdecznym palcu zaczynał mi okropnie ciążyć, przypominając o Niallu, który bez wahania obdarował mnie swoim zaufaniem i bezgraniczną miłością. Nie potrafiłabym zranić Horana, chociaż już samo moje perfidne kłamstwo zaliczało się do krzywdy. Nie mogę dopuścić do tego, aby Zayn znów zawrócił mi w głowie, niczym naiwnej nastolatce.

Mieszkanie z przeszłością i przyszłością pod jednym dachem będzie trudniejsze niż myślałam.

____________________________________________________
Witajcie po dłuższej przerwie, kochani!
Była ona konieczna, ponieważ tak, jak już wspomniałam odkreślamy grubą krechą pierwszy etap w życiu Emily. Jak widać zaczęła kolejny i to w zupełnie niespodziewany sposób.
Do końca opowiadania nie zostało zbyt wiele rozdziałów, ale obiecałam sobie i kilku osobom, że dotrwam i nie poddam się.
Czekam na Wasze opinie i zapraszam również na nowy T
he Hooker, które pojawi się za parę chwil oraz na Wattpad - Illusion.
Całuję <3